- Strona pocz±tkowa
- Czas milosci i czekolady Gabrielle Zevin
- McMahon Barbara Bezcenny czas
- Czas_na_e_biznes_czasna
- Brown Sandra Podarunki losu (W ostatniej chwili)
- Monika Szwaja Gosposia prawie do wszystkiego
- Kwasniewski Aleksander Dom wszystkich Polska
- Chastain Sandra Srebrne bransoletki
- Makuszynski Kornel Awantury arabskie
- SamotnośÂ›ć‡ aniośÂ‚a zagśÂ‚ady Robert J.Schm
- Glines Abbi Spróbujmy jeszcze raz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cześć, Lily.
ROZDZIAA SIÓDMY
Burke wziął głęboki oddech, w momencie gdy Louetta zerk
nęła przez ramię. Był pełen obaw, ale i nadziei. Odetchnął z ul
gą, gdy powitała go uśmiechem.
- Jestem zdziwiona - powiedziała. - Wieść gminna niesie,
że jesteś teraz na wizycie domowej.
Choć Burke nie przyzwyczaił się jeszcze do dokładności
poczty pantoflowej w Jasper Gulch, skinął głową i podszedł
bliżej, zostawiając na świeżym śniegu ślady swoich butów.
Właśnie wyszedł z pensjonatu, w którym mieszkało kilka ko
biet, między innymi Crystal Galloway, która prowadziła gabinet
doktora. Osiemdziesięciosześcioletnia Mertyl Gentry, jedna
z pensjonariuszek, poczuła się dzisiaj zle.
- Czy Mertyl wyzdrowieje? - zaniepokoiła się Louetta.
- Wszystko będzie w porządku. Myślę, że nawet mnie po
lubiła, czego nie da się powiedzieć o jej kocie.
- Daisy nie lubi nikogo prócz Mertyl. A Mertyl też rzadko
kogo lubi, a już zwłaszcza mężczyzn. Skąd pewność, że cię
polubiła?
- Przyciskając kota do piersi, niechętnie przyznała, że mam
sprawne ręce.
Louetta przyglądała mu się z twarzą ukrytą w cieniu:
- Dziwię się, że nie próbowała ci zapłacić torbą jabłek lub
pieczonÄ… kurÄ….
- Nie przyjmuję żadnej zapłaty - powiedział, zbliżając się
o krok. - A zresztą w nagrodę podsłuchałem tam ciekawą roz
mowÄ™.
- Jaka rozmowÄ™?
- Otóż krążą plotki, że wkrótce dokonasz wyboru. Czy to
prawda?
W oczach Lily odmalowało się zaskoczenie. Dlaczego nie
odparcie wierzył, że wybierze właśnie jego?
Znów zaczął padać śnieg. Duże, grube płatki wolno szybo
wały w dół, osiadały na włosach Lily i na jej rzęsach. Burke
podszedł jeszcze bliżej, włożył ręce do kieszeni i uważnie przy
glądał się malowidłu przy wejściu do salonu piękności.
- To o tym wszyscy dziś w mieście rozprawiają? - zapytał.
- Doprawdy?
- Geraldine Mackelroy przyszła do mnie wprost i spytała,
czy mam talenty artystyczne.
- Ludzie w Jasper Gulch nie lubią tajemnic - roześmiała się
Louetta. - Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni widziałam Bonnie
tak szczęśliwą. Oczywiście, Isabell uważa, że teraz wszyscy
powinni ryglować drzwi. Obydwie z Odelią Johnson doszły do
wniosku, że skoro nocny artysta wymalował coś takiego, nie
zauważony przez nikogo, równie dobrze może w nocy podrzy
nać ludziom gardła.
- Kobieta, która to namalowała, z pewnością miała zręczne
ręce...
- Kobieta?
Jej szare oczy w świetle księżyca były wielkie i rozświetlone,
czubek nosa miała zaczerwieniony z zimna, ale to jej głos - ci
chy, zbliżony do szeptu - sprawił, że serce zabiło mu żywszym
rytmem.
- O której skończyłaś malowanie? - zapytał.
- Skąd wiesz, że to byłam ja? - Ze zdziwienia otworzyła usta.
Położył dłoń na jej ramieniu.
- A któż inny tak bezinteresownie zrobiłby coś tak pięknego?
Nie usiłowała zaprzeczyć. I nie zarumieniła się. Po prostu się
uśmiechnęła.
- Nadszedł czas, byś odwołała swoje postanowienia - szep
nÄ…Å‚, pochylajÄ…c siÄ™ nad niÄ… i prawie dotykajÄ…c wargami jej ust.
- Muszę pilnie z tobą o tym porozmawiać - usiłowała pro
testować.
- Taka rozmowa wymaga bardziej intymnego miejsca.
Chodzmy! OdwiozÄ™ ciÄ™ do domu.
Dziś wieczorem wydała mu się pewna siebie i odważna.
I zadziwiająco piękna. Gzy to możliwe, by tylko on to widział?
Przez moment zapatrzyła się gdzieś w przestrzeń, a potem
znów zerknęła na niego.
- Raczej nie - powiedziała.
Burke zmrużył oczy.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Podjęłam decyzję...
-I..,?
- Czekam teraz na Wesa.
Burke poczuł się tak, jakby dostał obuchem w głowę.
- Masz randkÄ™ ze Strykerem?
Rozległy się dzwonki u sań, a jakiś kowboj głośno zawołał:
- Yeeha!
Burke odwrócił głowę, akurat w momencie gdy Stryker za
trzymał przed zakrętem sanie zaprzężone w konie.
- Wes! - zawołała Louetta.
Stryker zeskoczył na chodnik i uśmiechnął się szeroko.
- Przyjechałem, gdy tylko zadzwoniłaś.
- Ona do ciebie zadzwoniła? - Burke był poruszony.
- Mogę tylko powiedzieć, że Louetta ma dobry gust. -
A zwracając się do Louetty spytał: - Ile czasu minęło, odkąd
jechałaś takim staroświeckim pojazdem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]