- Strona pocz±tkowa
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 3 Imperium Tysiąca Słońc
- Flori Jean Rycerstwo w śÂ›redniowiecznej Francji[
- William R. Forstchen Wing Commander 03 Fleet Action
- Ebook Rzeczpospolita Poetow Netpress Digital
- Jeffrey Lord Blade 15 The Towers of Melnon
- Wylie Trish Witaj w domu
- Harry Turtledove & L. Sprague De Camp Down In The Bottomlands
- Większy niż nasze serca Kiechle Stefan
- William Gibson Cykl Cić…g (1) Neuromancer
- Deaver Jeffery Spirale strachu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
plutonu podniósł się nagle zwiększony ogień.
Sten z ulgą pozbył się plecaka i siatki łączności, podniósł broń na ramię i ruszył przez
ciemność.
W biurze panowała śmiertelna cisza.
Sten patrzył prosto przed siebie.
- Czterech ocalało, rekrucie komendancie kompanii. Ty zostałeś usunięty
- Tak jest, panie sierżancie.
- Bardzo mnie interesuje, jakie sÄ… twoje przewidywania efektu takiej akcji w trakcie
prawdziwego natarcia. Dla reszty pułku.
- Wydaje mi się, że... bardzo złe.
- To oczywiste. Ale nie wiesz, dlaczego. %7łołnierze mogą odnosić ciężkie straty i
zachowywać pełną zdolność bojową pod dwoma warunkami: po pierwsze, owe straty
muszą zostać poniesione w krótkim okresie. Powolne dziesiątkowanie zmiecie każdą
jednostkę, nieważne jak elitarną. Po drugie: owe straty muszą zostać uznane za wyczyn.
Czy rozumiesz, o co chodzi, Sten?
- Nie bardzo, panie sierżancie.
- Postaram się mówić jaśniej. Używając jako przykładu klęski z ostatniej nocy. Gdybyś
utrzymał ten szczyt wzgórza i zginął do ostatniego, pułk byłby dumny. Ta bitwa przeszłaby
do historii i śpiewano by o niej piosenki. Ludzie poczuliby się podniesieni na duchu faktem,
że mieli pośród siebie takich bohaterów. Nawet, jeśli byliby cholernie szczęśliwi, że ich
tam, razem z owymi bohaterami, nie wysłano.
- Rozumiem.
- Zamiast tego, twoja jednostka przegrała usiłując ocalić swoją skórę. Owszem, kładzie
się ludziom do głowy, że należy żyć po to, aby móc znowu walczyć. Ale to nie jest ten
rodzaj podejścia do sprawy, dzięki któremu ostatecznie wygrywa się wojny.
Niezrozumienie tego jest twoją porażką jako dowódcy kompanii. Rozumiesz?
Sten milczał.
- Nie powiedziałem, że musisz się z tym zgadzać. Ale czy to rozumiesz?
- Tak jest, panie sierżancie.
- Bardzo dobrze. Ale wezwałem cię i wydałem zakaz opuszczania koszar z innego
powodu. Wyniki twoich testów wskazują na wysoki poziom inteligencji. Wycofałem cię z
akcji, ponieważ wykazałeś, iż nie nadajesz się zupełnie do Gwardii. Nie możesz być
gwardzistą. Zostajesz usunięty ze szkolenia ze skutkiem natychmiastowym.
Sten otworzył usta ze zdziwienia.
- To także wyjaśnię. Masz żołnierza. Bierze nóż, czerni sobie twarz, pozostawia całą
swoją broń. Przekrada się przez linie nieprzyjaciela, aż do schronu generała. Zabija go i
wraca. Czy ten człowiek jest bohaterem? W pewnym sensie. Ale nie nadaje się do
Gwardii.
Lanzotta westchnÄ…Å‚.
- Gwardia istnieje jako karzące ramię Imperatora. Sposób na wysłanie dużych sił w
precyzyjny sposób w celu wykonania misji. Gwardia walczy i umiera dla Imperatora. Jako
walcząca całość, nie jako jednostki.
Sten zastanawiał się.
- Jako gwardzista masz zachowywać się bohatersko. W odpowiedzi Gwardia zapewnia
wsparcie. Moralne i duchowe podczas szkolenia i życia koszarowego, fizyczne w boju. Dla
większości z nas ten układ jest w porządku. Czy nadążasz za mną?
Umysł Stena zajęty był zgadywaniem, co się teraz z nim stanie - trafi do batalionu
zaopatrzeniowego? A może prosto na Vulcan? Sten usiłował skupić się na słowach
Lanzotty.
- Będę kontynuował. Gwardzista jest szkolony tak, aby w każdej chwili zastąpić
dowódcę. Musi być w stanie spełniać obowiązki sierżanta swojego plutonu i zakończyć
misję, jeśli ów sierżant zostanie ranny. Sierżant zaś musi umieć pełnić obowiązki dowódcy
kompanii. I nie ma znaczenia, jak świetnie umie zastosować taktykę. Jeśli nie rozumie
instynktownie ludzi, którymi dowodzi, to jest mniej niż bezużyteczny. Jest niebezpieczny. I
powtarzałem wam wciąż i wciąż... moje zadanie to nie produkowanie mięsa armatniego.
To takie wyszkolenie gwardzistów, aby umieli przeżyć.
- Czy to wszystko, panie sierżancie? - spytał Sten beznamiętnie.
- Czterech żywych. Z pięćdziesięciu sześciu ludzi. Tak, Sten. To wszystko.
Sten podniósł rękę do salutowania.
- Nie. Nie przyjmuję salutowania, ani nie oddaję, od wyeliminowanych. Odmaszerować.
Sten zjadł, włożył dres i poszedł do łóżka, cały czas pod grubym pancerzem izolacji.
Emocjonalnie pragnął, aby któryś z przyjaciół powiedział coś. Chociaż do widzenia. Ale tak
nawet było lepiej. Sten widział zbyt wielu ludzi odrzuconych i wiedział, że każdemu było
łatwiej, jeśli przegrany po prostu stawał się niewidzialny.
Zastanawiał się, dlaczego czekają tak długo. Zwykle zwolniony znikał po godzinie lub
dwóch od chwili rozmowy. Domyślał się, że to z powodu powagi jego wykroczenia. Kadra
chciała, aby stanowił przez chwilę coś w rodzaju lekcji poglądowej.
To dawało mu czas na poczynienie pewnych własnych planów.
Jeśli wyślą go do batalionu zaopatrzeniowego... wzruszył ramionami. To jedna rzecz.
Nie zawdzięczał już nic więcej Imperium, a więc zdezerteruje, kiedy tylko mu się uda.
Może. A może łatwiej będzie skończyć służbę i przyjąć przydział do Sektora Pionierów.
Zapewne nie mieli nigdy dosyć ludzi na pogranicze, i każdy, kto miał nawet częściowe
wyszkolenie gwardzisty, mógł być poszukiwany.
Ale Vulcan... palce Stena automatycznie dotknęły noża ukrytego w ręce. Jeśli powróci,
Kompania go zabije. Powinien się wynosić, zanim go złapią. Poza tym, zawsze istniała
szansa...
Nie za duża, zdecydował, i gapił się tępo w ciemny sufit. Sten poczuł jakiś ruch - jego
palce sięgnęły do pochwy noża - i ramię Carruthers wyciągnęło się po niego.
- Chodz za mnÄ….
Sten, wciąż ubrany, wstał z pryczy. Automatycznie zwinął materac i spakował swój mały
dobytek.
Carruthers wskazała mu drzwi. Sten poszedł. Zadziwiony. Właśnie zorientował się, że
Carruthers podeszła do niego tak, jakby wiedziała o nożu. Zastanawiał się, dlaczego go
nigdy nie zabrali.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]