- Strona pocz±tkowa
- Cartland_Barbara_ _PowrĂłt_syna_marnotrawnego
- 127. Delinsky Barbara Czlowiek z Montany
- Cartland_Barbara_Lucyfer_i_aniol
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- Boswell Barbara za wszelka cene #
- Cartland_Barbara_ _Spragniona_milosci
- Barbara Hannay Muzyka duszy
- Delinsky Barbara Złocisty urok
- Barbara Hannay Przeznaczenie
- Czas milosci i czekolady Gabrielle Zevin
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninue.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja dziękuję, już się najadłam.
Ruszyli do tańca, jakby robili to w przeszłości wiele razy. A przecież
Sara przypominała sobie tylko jeden taki raz. Dzisiejszego wieczoru było
bosko. Alec trzymał ją blisko siebie, nie zważając na gips.
- Gdzie się nauczyłeś tak dobrze tańczyć? - spytała, kiedy sunęli po
parkiecie wymyślnym krokiem. - Do tej pory miałam cię za
zapracowanego prawnika, który nosa nie wystawia poza bibliotekę.
Uśmiechnął się szeroko. Na moment jej serce zamarło, a kolana
prawie się pod nią ugięły. To cudowne, czuła się jak zadurzona po uszy
nastolatka!
- Nauczyłem się podczas studiów. Uznałem, że można tak zdobyć
parę punktów u żony szefa na różnych firmowych imprezach.
- Nigdy nie tracisz z oczu zasadniczego celu, prawda?
- Dzięki temu idę do przodu.
111
RS
- I po co? Co zrobisz, kiedy będziesz już na przedzie? I kiedy to
nastąpi? Jak będziesz miał dziewięćdziesiąt lat czy za rok? A może kiedy
zostaniesz milionerem? Kiedy to się skończy?
Alec nie odpowiedział od razu. Potem wzruszył ramionami.
- Na pewno będę wiedział, kiedy to się stanie.
- Myślę, że weszło ci to już w nawyk. I nigdy nie przestaniesz.
- A właściwie dlaczego miałbym przestawać? Lubię to, co robię.
- Nie nuży cię monotonia? Pracujesz bez przerwy, nawet tutaj.
Utwór dobiegł końca i Alec puścił Sarę.
- Myślę nad tym.
Komentarz Sary uraził Aleca. Jego życie układało się dokładnie tak,
jak chciał. Prawie w każdej dziedzinie. Wracając do stolika, obserwował
Sarę. Szła z wielką gracją, trzymając dumnie podniesioną głowę. W tym
momencie uświadomił sobie, jak dobrze mu robi pobyt w tym ośrodku.
Jednak jego przymusowe wakacje dobiegały końca. Za trzy dni miał
wizytę u lekarza w Bostonie. Kiedy stąd wyjedzie, już tu nie wróci. Gdyby
lekarz zalecił mu przedłużenie wypoczynku, spędzi ten czas w mieszkaniu.
Ale taka perspektywa nie wydawała mu się wcale pociągająca. Nie
będzie miał obok siebie tryskającej entuzjazmem, roześmianej kobiety, z
którą mógłby spędzać czas. Nie będzie spacerów nad jeziorem, siedzenia
na werandzie. Nie będzie łowienia ryb.
- Zmieniłam zdanie - powiedziała Sara, kiedy podsuwał jej krzesło. -
Skuszę się na to czekoladowe cudo, które widziałam na stoliku obok.
Alec zawołał kelnera i złożył zamówienie.
- Nie powinnam - powiedziała z rozmarzonym wzrokiem.
112
RS
Przez moment Alec czuł się zazdrosny o głupi kawałek ciastka.
Chciałby, żeby Sara spojrzała na niego w taki sam sposób, choć jeszcze
jeden raz.
- Nic nie poradzę, że uwielbiam czekoladę! Chcesz trochę?
- Tak. - Chciał trochę ciastka, a także trochę jej radości i beztroski.
Po raz pierwszy od wielu lat praca odsuwała się na dalszy plan.
Alec dosłownie pochłonął swoją część deseru i gdy tylko Sara
skończyła jeść, porwał ją z powrotem na parkiet. Tańczyli dość długo,
zanim zauważył, że jest już zmęczona.
- Wracamy do domu? Skinęła głową.
- Jestem wykończona. Wyczyny na rowerze wodnym i taniec zrobiły
swoje.
Chwilę pózniej jechali dżipem przez mrok, rozświetlany jedynie
przez przednie światła i gwiazdy.
Weszli na werandę. Kiedy samochód zniknął za zakrętem, pogrążyli
się w ciemności. Alec przypomniał sobie pierwszy poranek w ośrodku.
Wszystko potoczyło się inaczej, niż oczekiwał. Szkoda, że nie potrafił
przewidywać przyszłości.
- Zaraz zapalę światło - powiedział, otwierając drzwi.
- Idę na górę - odparła. - Zwietnie się bawiłam. Dziękuję.
Alec skinął głową. No cóż, jest chyba naprawdę wyczerpana.
Niezbyt odpowiedni moment na intymność. Poczeka. Zostały im jeszcze
trzy dni. - Dobranoc.
Odprowadził ją wzrokiem po schodach, a potem spojrzał na zegarek.
Było za pózno, żeby skorzystać z centrum biznesowego. I za pózno, żeby
zadzwonić do sekretarki, nawet gdyby miał przy sobie komórkę. Może coś
113
RS
poczyta. Miał ze sobą parę książek przygodowych, które pożyczył mu
Wyatt. Przebrał się i wyciągnął jedną z nich. Z pokoju Sary nie dobiegał
żaden dzwięk. Spała?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]