- Strona pocz±tkowa
- Quinn Cari Miłość jest konieczna 02 Romans nie jest konieczny
- 02. Atkins Dawn Idealny układ Miłosny talk show
- Bingham Lisa Intryga i miłość 25 Kiedy nadciąga noc
- Kyle Susan pseud. Palmer Diana Skazani na miłość
- Dirie Waris List do matki. Wyznanie miłości
- Legut Lucyna Miłosne niepokoje pana Zenka
- Glyn Eleonora Ślepa miłość
- Celmer Michelle Miłosna gra(1)
- Roberts Alison Powtórka z miłości
- Hermann_Kai_ _Miłość_w_Berlinie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rękoczynów.
- Musisz przyznać, Ailing - powiedziała Baoyan - że wszyscy
artyści są odrobinę szaleni.
Spojrzała na mnie z taką troską, że spłoszona uśmiechnęłam się
słabo i przytaknęłam.
Tak minęły trzy lata. %7łona Luo Qianzhi stopniowo przekonywała
się, że Baoyan nie ma zamiaru uwodzić jej męża. Upokarzała ją ta jej
czystość, szlachetność - czuła się przy niej gorsza, małostkowa. Już
nie przebywała tak często w ich towarzystwie, a dzieci wysyłała do
drugiego pokoju. Zdarzało się jednak, że umyślnie siadała w zasięgu
ich wzroku, usprawiedliwiając się w myślach: No i co? W końcu to
mój dom!"
Tak jak teraz. Jasne światło lampy osłoniętej kloszem z zielonego
szkła padało na bladoróżową bibułę i żółtawą dłoń Baoyan.
Dziewczyna spojrzała na panią Luo, która trzymała młodsze,
trzyletnie dziecko na kolanach. Oboje chrupali sezamki. Miękkie
długie włosy okalały twarz matki, podobną do wizerunku Matki
Boskiej. Nie wiadomo, o czym kobieta myślała. Pochyliła się i
przyjrzała dziecku, jakby sprawdzając, czy wszystko w porządku, po
czym, uspokojona, znowu oddała się jedzeniu. Maluch odwrócił się i
zajrzał do zawiniątka z gazety w ręku matki, z zadowoleniem upewnił
się, że są tam jeszcze dwie sezamki, i żuł dalej. Po chwili jednak
znowu zaczął się wiercić - wyciągnął rączkę po przysmak, lecz nie
mógł go dosięgnąć, spróbował znowu, wytężył się - matka nie
pomogła mu ani też nie przeszkodziła, spokojna niczym Madonna i
zajęta własnymi myślami; od czasu do czasu strzepywała tylko drobne
okruszki z ubrania swojego i dziecka.
Spojrzenie Baoyan padło na Qianzhi. Było w nim pytanie: Jak to
możliwe? Taki mężczyzna jak ty, z taką kobietą...?"
Luo zrozumiał i uśmiechnął się; śmiech ten pochodził z głębi
duszy. Ona jeszcze bardziej niż ja zasługuje na współczucie".
Zdjął okulary. Jego powieki miały charakterystyczną mongolską
fałdę, skrywającą gałki oczne. Nie nadawało to jednak wzrokowi
głębi, raczej sprawiało wrażenie wycofania. Było to spojrzenie
skrzywdzonej niewolnicy.
Opowiadał jej sporo o sobie. Za granicą był niezwykle pilnym
studentem; kiedy jednak wrócił do kraju, jego trud nie spotkał się z
nagrodą. Rozczarowany i opuszczony, ożenił się z biedną krewną, co
wcale nie ulżyło jego samotności.
Zazdrościł Baoyan świata, w którym żyła; wydawało się, jakby
brał na niej odwet, zasypując ją stertami grubych książek, zadając jej
mnóstwo pracy. Baoyan nie protestowała, a gdy czegoś nie wiedziała,
rzucała przekornie, jak gdyby nigdy nic: Zapomniałam!" Potem
posyłała mu spojrzenie swoich pięknych oczu, a następnie składała
samokrytykę: Oj, oj! Musiałam już to czytać, a teraz, kiedy pan pyta,
okazuje się, że wszystko wyparowało mi z głowy!" Kiedy w końcu
zrobiła sobie przerwę i nie pojawiła się przez dwa kolejne dni,
Qianzhi wpadł w panikę i zaczął szukać sposobów, by ją na nowo
zachęcić, starał się wzbudzić jej zainteresowanie chińskimi
powieściami.
Trudno powiedzieć, kiedy zaczął do niej pisywać. Widywali się
codziennie, mimo to pisał do niej bardzo długie listy - dla niego były
pełne smutku, dla niej - niosły ze sobą nadzieję. Zachęciło ją to do
pisania pamiętnika w formie listów. Zaczynały się one od słów:
Drogi, szanowny panie Luo Qianzhi".
Pewnego dnia wręczył jej następujący list: W moich myślach
jesteś dla mnie najdroższą córką, księżniczką, purpurową orchideą na
moim grobie, mojÄ… pociechÄ…, jesteÅ› jak wspomnienie mojej matki z
dziecinnych lat. Moja miłość do Ciebie zdaje się przeciwna naturze,
występna, a zarazem beznadziejna i pełna rozpaczy, w tej rozpaczy
zaś kryje się świętość. Moja Yan - pozwól mi tak Cię nazywać,
choćby tylko na papierze!"
Baoyan odchyliła się na oparcie krzesła i doczytała do końca.
Nikt jeszcze nie kochał jej w taki sposób. %7ładna miłość nie
dorównywała tej miłości. Wyciągnęła przed siebie rękę z listem, jakby
chciała mu go zwrócić
- nie wziął kartki, lecz chwycił jej dłoń, która bezwładnie opadła.
Wydawało się, że szelest papieru dobiega z bardzo daleka. Czuła się
jak w półśnie - raz była sobą, raz kimś innym, jakby nie do końca się
przebudziła. Czerwonawy blask lampy padał na twarz Baoyan.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]