- Strona pocz±tkowa
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 03 Tajemnicza gwiazda
- Żšdza złota Primke Robert, Szczerepa Maciej, Szczerepa Wojciech
- Wojownik Trzech ĹwiatĂłw 04 StraĹźnicy KoĹciuszko Robert
- Tindal Robertson Timothy Fatima, Rosja i Jan PaweĹ II
- Bauslaugh, Robert A. The Concept of Neutrality in Classical Greece
- SamotnoĹÄ anioĹa zagĹady Robert J.Schm
- Howard Robert E Conan ryzykant
- Ann Roberts Beacon of Love
- Nora Roberts Obiecaj mi jutro
- Lingas śÂoniewska Agnieszka śÂatwopalni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na kawałki. Ból nadchodził falami i stał się tak silny, że zaczynała mieć halucynacje.
Wyobrażała sobie, że wysoka szczupła postać zeskakująca ze skrzyni ciężarówki to Josh,
który przyjechał do niej na koniec świata. Wydawało się jej, że widzi, jak idzie ku niej, oto-
czony gromadką zaciekawionych dzieci, w upale, kurzu i oślepiającym blasku słońca. Zamru-
gała, ale to nie pomogło. Zabrakło jej powietrza w płucach, ale nie była w stanie odetchnąć,
ponieważ...
Ponieważ to naprawdę Josh.
Nie do wiary, Josh tutaj! W Afryce. Najwyrazniej zdecydowany, by ją odnalezć. A kiedy
podszedł bliżej, zobaczyła na jego twarzy ponure zmarszczki.
- Megan Phillips - warknął, gdy tylko znalazł się na tyle blisko, że mogła go usłyszeć. -
Nigdy więcej ode mnie nie uciekaj.
Takiej Megan nie znał. Nagle opuściła go cała złość z powodu jej ucieczki, lęk, że
mógłby ją stracić na zawsze i wyczerpanie koszmarnie długą podróżą. Odetchnął z ulgą, wi-
dząc, że znów ma ją przed sobą.
Przykucnięta na wyschniętej afrykańskiej ziemi, w chuście okrywającej głowę i owiniętej
wokół ciała, była najwyrazniej mile widzianą towarzyszką dla tutejszych kobiet, ubranych po-
dobnie jak ona, z odsłoniętymi jedynie twarzami.
Te pozbawione wyrazu twarze patrzyły teraz na niego z nieskrywaną niechęcią, w ciszy,
jaka zapadła po jego słowach. Nawet dzieci bawiące się nieopodal stanęły nieruchomo, w mil-
czeniu jak wszyscy, którzy byli świadkami tej sceny.
- Ty... Niemożliwe... - wyjąkała Megan.
- Dlaczego?
L R
T
O Boże, ona nie chce, żeby tu był? Kobieta najbliżej Megan dotknęła jej ramienia i po-
wiedziała coś w swoim języku. Megan odpowiedziała jej tak samo. Nie rozumiał słów, ale ton
głosu wskazywał, że pragnie dodać jej otuchy. Po chwili wstała i na niewidoczny sygnał pozo-
stałe kobiety poszły za jej przykładem. Dzieci otaczające Josha rozpierzchły się. Ktoś zaofero-
wał się, że wezmie od Megan niemowlęta, ale potrząsnęła z uśmiechem głową.
Kiedy tłum się rozpłynął, popatrzyła Joshowi w twarz.
- Czy nie dzisiaj miało być otwarcie? - spytała spokojnie. - Nowego skrzydła na oddzia-
le?
- Ben Carter się tym zajmie. - Josh wzruszył ramionami. - Był szczęśliwy, że spotka się z
mediami i zyska rozgłos, a ja byłem szczęśliwy, że sceduję na niego całą chwałę.
- Ale... - Megan poczuła się zbita z tropu. - Przecież ta sprawa była dla ciebie taka waż-
na. Od lat marzyłeś o tym dniu.
Josh podszedł i przykląkł obok niej. Miał ochotę wziąć ją w ramiona, ale ona wciąż
trzymała na rękach maluchy, on zaś wciąż nie wiedział, czy jest tu mile widziany.
- Ale nie tak ważna jak ty - rzekł z namysłem. - Znacznie dłużej marzyłem o tym, żeby
być z tobą, niż żeby zorganizować pododdział pediatryczny.
W szmaragdowych oczach Megan rozbłysła iskierka nadziei, by po chwili zgasnąć. Wy-
dawało się, że ma trudności z wypowiedzeniem słów.
- Dzieci - szepnęła. - A Max? - Nie wierzyła, że to się naprawdę dzieje. Josh zostawił
chorego synka, żeby tu przyjechać?
- Max czuje się dobrze - uspokoił ją, nieświadomie używając najłagodniejszego tonu, ja-
kim zazwyczaj zwracał się do przerażonego pacjenta albo jego rodziców. - Bierze antybiotyki i
wrócił do siebie, tak jak to najczęściej u dzieci bywa. Mama się nimi opiekuje. Pomaga jej
Tasha. Może ćwiczyć się w roli cioci i nabierać trochę praktyki.
Megan nie chwyciła aluzji. Oddychała ciężko.
- Naprawdę tu jesteś - szepnęła. - Przebyłeś taką drogę. Dla mnie?
- Dla ciebie - potwierdził. - Musiałem cię przeprosić za moje zachowanie tamtego wie-
czoru, gdy Max zachorował. Nie zastanowiłem się i bardzo mi przykro, że cię przestraszyłem. -
Uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Wiem, że to kiepska wymówka, ale jestem mężczyzną.
Wielozadaniowość nie jest moją mocną stroną.
Megan się roześmiała. Josh pochylił się ku jej twarzy, chcąc pogładzić ją po policzku, ale
nagle jego rękę zatrzymała maleńka ciemna dłoń. Zcisnęła go zdumiewająco silnie.
L R
T
- Jak się masz - zwrócił się do dziecka, które Megan trzymała na kolanach. - Ty jesteś
Asha?
- Nie. To Dumi - powiedziała Megan.
- Mogę? - Zbliżył się, by wziąć chłopczyka na ręce. - Wiem, jak to jest trzymać blizniaki.
Megan milczała. Obserwowała Dumiego, który gaworzył radośnie i wyciągał do Josha
małe rączki. Josh poczuł ucisk w gardle, gdy nagle twarz chłopczyka rozjaśnił szeroki uśmiech,
ukazujący bezzębne dziąsła.
- Polubił cię. - Uśmiechnęła się pierwszy raz od chwili jego przybycia.
- Jest cudowny - stwierdził. - Mała również. Piękne dzieci.
- Moje dzieci - powiedziała z czułością. - Zamierzam je adoptować. Dlatego poprosiłam
Charlesa, żeby się ze mną ożenił. Procedura adopcji byłaby znacznie prostsza, gdyby dzieci
miały oboje rodziców, ale... Wciąż jeszcze mogę to zrobić, jak myślę. W każdym razie spróbu-
ję.
Josh pokiwał głową. Megan była dla tych dzieci matką od chwili ich przyjścia na świat. I
znowu ukazała mu się nieznana dotychczas twarz kobiety, którą zawsze kochał, a jej więz z
tymi dziećmi tylko wzmogła jego miłość do niej.
- Chyba byłoby dobrze, gdyby miały również ojca, prawda?
Megan wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Moje dzieci bardzo by chciały mieć matkę - ciągnął Josh. Ratunku, czy nie może po-
wiedzieć wprost tego, co chce?! - Kochasz Maxa i Brennę, prawda? Czy na tyle, żeby stać się
ich matką?
Czy kochała blizniaki, które zostawiła w Kornwalii?
Czy da się to porównać z miłością do mężczyzny, który przemierzył pół świata, szukając
jej? Z miłością, która owładnęła nią bez reszty?
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała. - One są częścią ciebie. Jak mogłabym ich nie ko-
chać?
- A ja właśnie znalazłem brakującą część ciebie. - Josh odetchnął głęboko. - Wróć ze
mną do domu, Megan. Wyjdz za mnie. Zaadoptujemy Ashę i Dumiego i będą się wychowywać
razem ze starszym rodzeństwem.
- Och... - Te słowa były obietnicą wspaniałej przyszłości. Takiej, o której nawet nie
śmiała marzyć, kiedy ponownie zaufała Joshowi. - Ale co powie twoja mama, gdy się dowie, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]