- Strona pocz±tkowa
- Quinn Cari Miłość jest konieczna 02 Romans nie jest konieczny
- 02. Atkins Dawn Idealny układ Miłosny talk show
- Kyle Susan pseud. Palmer Diana Skazani na miłość
- Dirie Waris List do matki. Wyznanie miłości
- Legut Lucyna Miłosne niepokoje pana Zenka
- Chang Eileen Miłość jak pole bitwy
- Glyn Eleonora Ślepa miłość
- Celmer Michelle Miłosna gra(1)
- Roberts Alison Powtórka z miłości
- Hermann_Kai_ _Miłość_w_Berlinie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby możliwie wygodnie spać.
Willa Hawkes chyba wyszła już z szoku, bo zupełnie sprawnie
zaczęła pomagać reszcie rozbitków", jak nazwała ocalałych z
katastrofy pasażerów. Teraz stała obok wyjścia, mocno zaciskając
poły płaszcza wokół szyi.
Elizabeth podeszła do niej i objęła ją w talii, po czym lekko
uścisnęła.
- Może wejdzie pani do środka? - zasugerowała łagodnie.
Willa odetchnęła głęboko.
- Właściwie to nie przepadam za małymi pomieszczeniami -
wyznała.
- Hm.
Usta kobiety wykrzywiły się w gorzkim uśmiechu.
- Przed ślubem nie odważyłabym się wsiąść do samolotu. Mój
mąż, Ken, uwielbiał podróżować i nie chciał nawet słyszeć o tym, że
mogłabym mu nie towarzyszyć.
Willa zerknęła na Elizabeth, jak gdyby spodziewała się, że młoda
kobieta będzie znudzona jej wspominkami, ale Elizabeth gestem ręki
dała jej do zrozumienia, żeby mówiła dalej.
- Był nauczycielem. Któregoś dnia pojawił się w naszej szkole.
Tak się poznaliśmy. Ja byłam starą panną, bibliotekarką w tej szkole.
Już dawno porzuciłam nadzieję na miłość. On był wysokim, pełnym
fantazji mężczyzną, pasjonował się historią. Każdego lata
pakowaliśmy walizki i wyruszaliśmy do jakiegoś egzotycznego
zakątka świata. - Rozprostowała ramiona, po czym je opuściła. -
Pomyślałam, że ta wyprawa do Denver dobrze mi zrobi.
- Jak umarł pani mąż? - spytała łagodnie Elizabeth, nie chcąc
dopuścić do tego, żeby Willa wróciła myślami do katastrofy.
- Na raka. Mieliśmy dobre życie, a nie wszystkim się to trafia.
Bardzo tęsknię za mężem.
Elizabeth skinęła głową i raz jeszcze uścisnęła kobietę, aby
pokazać jej, że rozumie.
- A ten pani młody człowiek... - zaczęła Willa.
- To nie jest mój młody człowiek - natychmiast przerwała jej
Elizabeth. - To mój były mąż.
- Aha. - Willa zmrużyła oczy. - Może jednak będzie pani chciała
ponownie przemyśleć swoją decyzję? Przecież między wami aż
iskrzy...
Elizabeth otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Willa
najwyrazniej nagle poczuła się zmęczona.
- Wejdę do środka - wyszeptała. - Chyba muszę usiąść. Czując
przypływ opiekuńczości, Elizabeth pomogła jej wspiąć się do
zacisznego legowiska, które sobie przygotowali. Nie odstępowała
Willi, dopóki kobieta nie usiadła na jednym z foteli i wówczas
przykryła ją jakimś ubraniem. Następnie, kiedy już ułożono Walsha i
Kowalskiego w pozycji możliwie najbardziej przypominającej leżącą,
reszta pasażerów zaczęła przygotowywać się do snu.
Seth wybrał miejsce obok wyjścia zasłoniętego płachtą brezentu i
kocem. I choć tam temperatura była znacznie niższa, Elizabeth
automatycznie przyłączyła się do niego.
Położyła się na ziemi, a Seth objął ją w talii i przyciągnął do
siebie. Westchnęła, kiedy poczuła ciepło jego ciała.
Zerknęła na zegarek i stwierdziła, że nie jest zbyt pózno, chociaż
czuła się tak, jak gdyby dawno temu minęła północ.
Może dlatego, że była bardzo zmęczona. Tak niewiarygodnie,
wręcz boleśnie zmęczona.
Seth oparł brodę o jej włosy - i przysięgłaby, że jego usta musnęły
czubek jej głowy.
- Jak siÄ™ czujesz? - mruknÄ…Å‚.
- W porzÄ…dku.
Sama musiała przyznać, że nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.
Przez kilka długich minut nikt się nie odzywał. Jednakże po
chwili cisza stała się niezręczna, dziwnie męcząca.
Seth zareagował pierwszy. Uniósł głowę, a moment pózniej także
Elizabeth zaczęła przyglądać się pozostałym pasażerom.
Czy ja też tak wyglądam? - zastanawiała się. Sponiewierana,
zmęczona, oszołomiona i zagubiona?
Na wpół świadomie dotknęła ręką włosów. Długie kosmyki już
dawno wymknęły się ze szpilek i opadały na jej ramiona. Czuła, że ma
szorstką, zmarzniętą i brudną skórę. Ile by teraz dała za chwilę w
gorącej kąpieli z białą pianką, obsługę hotelową i ciepłe łóżko.
Podejrzewała, że wszyscy tu zgromadzeni oddaliby majątek, żeby
tylko nie musieć tkwić w tych przeklętych górach.
- I co teraz?
To pytanie zadał Stan Kowalski. Co jakiś czas, choć na krótko
powracał do przytomności. Prowizoryczny opatrunek najwyrazniej nie
za bardzo mu pomógł. Krwawienie co prawda ustało, ale Kowalski
był w kiepskim stanie. Mimo koców i ubrań, w które go owinięto,
obejmował się rękami, jak gdyby marzł. Co pewien czas jego ciałem
wstrząsały gwałtowne dreszcze.
Wszyscy spoglądali na Setha w oczekiwaniu na jego wskazówki,
a Elizabeth miała ogromną ochotę wykrzyczeć im, że to
niesprawiedliwie. Seth nie był winny zaistniałej sytuacji. Poza tym
wszyscy powinni mu raczej podziękować, że sprowadził ich
bezpiecznie na ziemię, zamiast spoglądać na niego tak, jak gdyby był
wrogiem, który specjalnie wpakował ich w tarapaty.
- Niewiele da się zrobić do rana, nawet jeśli burza minie. Bateria
w latarce jest już na wyczerpaniu, trzeba ją oszczędzać.
Chcąc to podkreślić, wyłączył jedyne zródło światła, pogrążając
zdezorientowanych ludzi w ciemności, w której rozległy się ciche jęki
i okrzyki. Kilka sekund pózniej nikły płomyk rozświetlił mrok.
Wszyscy natychmiast skierowali wzrok na Nealy'ego i
zapalniczkę, którą trzymał w dłoni. Mężczyzna poruszył się
niespokojnie i powiedział szybko:
- Musimy porozmawiać, a przecież nie możemy rozmawiać w
ciemnościach.
Nikt się nie sprzeciwił. Elizabeth zdała sobie sprawę z tego, że ten
nikły płomyk był ich pomostem do rzeczywistości. Bez niego zbyt
łatwo mogliby uwierzyć, że kilka ostatnich godzin to był jedynie
okropny koszmar senny.
- Ile minie czasu, zanim nadejdzie pomoc? - spytał ostrym tonem
Gallegher.
Mimo że Elizabeth wcześniej zadała to samo pytanie, z napięciem
oczekiwała odpowiedzi Setha.
- Na ogonie mamy latarniÄ™ kierunkowÄ…, ale przez te uszkodzenia
i przy braku światła sprawdzę ją dopiero rano. Być może przez cały
czas działa...
- A może jest rozwalona, jak radio - mruknął rozdrażnionym
tonem Gallegher.
Seth zerknął na mężczyznę.
- Tak czy inaczej, wkrótce zorientują się, że nie dotarliśmy do
miejsca przeznaczenia.
- Zniknęliśmy im przecież z radarów, prawda? - spytał z nadzieją
w głosie Nealy.
Seth potrząsnął głową.
- Była burza, mogli uznać, że zmieniliśmy wysokość ze względu
na pogodę. Nie ma co na to liczyć. Tak naprawdę zaczną się martwić,
kiedy nie pojawimy się na czas na lotnisku. - Spojrzał na zegarek. -
Do tej chwili zostało czterdzieści minut i jeszcze co najmniej pół
godziny, zanim zorientują się, że to nie jest zwykłe opóznienie. - Jego
oczy zalśniły w ciemnościach. - Chcę być z wami uczciwy. Nie będę
nikogo oszukiwał. Nie przybędzie żadna ekipa poszukiwawcza,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]