- Strona pocz±tkowa
- Anderson Poul StraĹź Czasu Tom 1 StraĹźnicy Czasu
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 3 Imperium Tysiąca Słońc
- Clancy Tom Centrum 6 Oblężenie
- M. S. Force Quantum. Tom 1. Pragnienie
- Offutt Andrew Conan i miecz skelos
- Artur Conan Doyle Pies BaskervillĂłw
- Howard Robert E Conan ryzykant
- Howard Robert E. Conan z Cimmerii
- C Howard Robert Conan Kull
- 48. Conan nieokiełznany (Conan the Savage) 1992
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeciwnika, aż zadudniło. Jesteś kasztelan Ulf, mieszkałeś w zamku Edram! Kawał z
ciebie drania, ale przynajmniej byłeś człowiekiem! Wciąż nim jesteś i będziesz, nawet, jeżeli
będę musiał własnymi rękami zszyć ci ten rozszczepiony jęzor! Odpowiadaj, kto jest
przywódcą wężowego kultu?
Laa& Laarrr! Laaarrrr! oczy szarpiącego się mężczyzny nabrały nieco
przytomniej szego wyrazu. Przestał się rzucać, lecz miał duże trudności ze zmuszeniem
rozdwojonego języka do wypowiadania głosek ludzkiej mowy. Larrr jessst naszszszym
kapłanemmm!
No, już lepiej nachyliwszy się, Conan wparł pięść ze sztyletem w brodę
kasztelana. Gdzie mogę znalezć tego Lara? Dokąd mam jechać?
Na wssschód! Ulf zdołał machnąć za siebie wolną ręką. Larrr jessst na
wsschodzie! Na wssschodzie& eee! Aaaj!
Zaskoczony nagłą konwulsją swojego jeńca, Conan opuścił wzrok i ze zgrozą ujrzał,
iż spod napierśnika Ulfa wypełzła mała purpurowa żmija i zatopiła kły w szyi kasztelana.
Cymmerianin strącił ją ostrzem sztyletu, lecz natychmiast spostrzegł, że przez trawę pełznie
ku nim szmaragdowy wąż. Drugi gad zanurzył zęby w policzku Ulfa.
Conan zerwał się na równe nogi w nagłym przypływie przerażenia. Wokół siebie
wypatrzył kolejne, wijące się w trawie gady. Schował sztylet, wydobył miecz i gwałtownymi
cięciami posiekał znajdującego się najbliżej węża. Zsiniały Ulf dyszał spazmatycznie.
Cymmerianin wzniósł broń i skrócił agonię kasztelana, odrąbując mu głowę jednym ciosem.
Conanie! Uważaj!
Odwróciwszy się, Conan zobaczył, że jeden z czcicieli węży pędzi w jego stronę z
wzniesioną siekierą. Zanim barbarzyńca zdołał unieść miecz, mężczyzna zachwiał się i padł
ze sterczącą spod pachy strzałą Evadne.
Dlaczego zawracasz mi głowę ostrzeżeniami, skoro za każdym razem radzisz sobie
sama?& Cromie!
Uśmiech zamarł na jego ustach, gdy ujrzał, że napastnicy otaczają znajdujący się
kilkanaście kroków dalej rydwan. Woznica wił się w trawie w przedśmiertnych drgawkach.
W jego szyję wczepił się wielki wąż, rzucony przez jednego z napastników. Pozostawiony
samemu sobie zaprzęg zwalniał bieg. Na domiar złego jeden z czcicieli węży uczepił się
uprzęży konia po prawej stronie i starał się wspiąć na pomost. Evadne szykowała się do
wypuszczenia strzały w napastnika, lecz zanim zdołała wznieść łuk, trzech następnych
zrównało się ze zwalniającym pojazdem.
Niech zaleje to czarna krew Mannannana!
Conan rzucił się naprzód, roztrącając wysoką trawę. Wydał przeszywający okrzyk
bojowy, by zwrócić na siebie uwagę wrogów, ci jednak nawet nie spojrzeli w jego stronę.
Gdy ugodzony strzałą czciciel węży odpadł od końskiej uprzęży i dostał się pod koła
rydwanu, kolejny już wskakiwał na deski pojazdu. Evadne odwróciła się i zamachnęła
łukiem. Nie zważając na uderzenie, mężczyzna zadał długim sierpem podstępne, mierzone w
nogi cięcie.
Posmakuj stali, pomiocie Seta!
Conan rozpłatał tarasującego mu drogę napastnika od łopatki po nerkę i nie oglądając
się, przeskoczył przez trupa. Rzucił się w pogoń za rydwanem i zobaczył, że Evadne nie
zdołała wywinąć się przed kolejnym ciosem nieprzyjaciela.
Giń, gadzia pokrako! krzyknął rąbiąc w ramię drugiego z czcicieli węży.
Odcięta ręka trzymała się jeszcze poręczy, gdy Conan odtrącił krwawiące ciało
nieprzyjaciela i wskoczył na rydwan. Znalazł się za blisko atakującego Evadne przeciwnika,
by zamachnąć się mieczem.
Aotrze! Szukaj ojca w piekle!
Wyznawca Seta dławił się już z powodu tkwiącej w jego szyi strzały Evadne. Conan
bezlitośnie wepchnął ją głębiej łamiąc drzewce i wyrzucił mężczyznę przez tył rydwanu.
Conanie& błagam& Evadne osunęła się na platformę, przyciskając
skrwawione dłonie do dołka pod sercem. Umieram&
Nie, dziewczyno! Leż spokojnie!
Cymmerianin daremnie rozejrzał się za batem. Nie mógł, dosięgnąć wodzy, więc
pogonił konie do galopu płazem ociekającego krwią miecza. Gdy tylko rydwan zaczął toczyć
się szybciej od goniących go przeciwników, Cymmerianin uklęknął przy Evadne. Zaraz
zabandażuję tę ranę zacisnął zęby, widząc, jak wiele krwi wyciekło z piersi dziewczyny.
ZabiorÄ™ ciÄ™ z powrotem&
Conanie, posłuchaj& głos przywódczyni buntowników słabł, jej twarz stała się
bledsza od płowych warkoczy. Jeżeli przeżyjesz, wróć do Dinander, przyrzeknij!
Tak, Evadne! podtrzymał ramieniem słabnącą dziewczynę. Ty też tam
wrócisz. Wjedziemy triumfalnie do miasta&
Było jednak za pózno na wszelkie pociechy. Evadne utkwiła spojrzenie niewidzących
oczu w zasnutym dymem niebie.
Conan klęczał przy niej długo, chroniąc w uścisku jej wiotkie, lekkie jak puch ciało
przed wstrząsami pędzącego rydwanu. W końcu złożył je ostrożnie na dnie pojazdu i zacisnął
skrwawione dłonie na rękojeści miecza.
Stał tak w odrętwieniu, nie zwracając uwagi na pędzących z tyłu wyznawców
krwawego kultu. Daleko na wschodzie kolumna dymu wznosiła się pod posępne niebo.
Obejrzawszy się w stronę obozu, Cymmerianin dostrzegł, że niewielka grupa jezdzców w
czarnych zbrojach Dinander, ściga ostatnich wrogich niedobitków. Za nimi rozlegało się
granie trąbek, zwołujących oddziały Sigmarka i Ottysława pod zwisające luzno w
nieruchomym powietrzu sztandary.
Conan pomyślał, że dbanie przede wszystkim o własne interesy zamiast wypełniania
uzgodnionego planu doskonale odpowiada naturze wyrachowanych baronów. Gdyby nie
ociągali się z atakiem, być może nie doszłoby do śmierci Evadne. Barbarzyńca potrząsnął
głową z goryczą. Wciąż dzwięczało mu w uszach jej wyrażone ostatnim tchem życzenie.
Musiał zawrócić i zadbać o wojsko Dinander. Obawiał się, że pozbawieni dowództwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]