- Strona pocz±tkowa
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 03 Tajemnicza gwiazda
- Żšdza złota Primke Robert, Szczerepa Maciej, Szczerepa Wojciech
- Wojownik Trzech Światów 04 Strażnicy Kościuszko Robert
- Tindal Robertson Timothy Fatima, Rosja i Jan Paweł II
- Bauslaugh, Robert A. The Concept of Neutrality in Classical Greece
- Samotność anioła zagłady Robert J.Schm
- Ann Roberts Beacon of Love
- Nora Roberts Obiecaj mi jutro
- Heinlein, Robert A For Us The Living
- DANIEL MC CARTHY, ON THE SHAPE OF THE INSULAR TONSURE
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przestraszony cofnÄ…Å‚ siÄ™.
- To jest szaleństwo! - wyszeptał. - Czy jestem Kullem? Czy to ja stoję tutaj, czy też Kuli to
tamten w sali? Czy jestem tylko jakąś zbłąkaną myślą?
Brule potrząsnął nim gwałtownie przywracając jasność umysłu.
- Na Yalkę! Nie bądz głupcem, Kullu. Jeszcze się dziwisz? Po tym wszystkim, co widzieliśmy?
Przecież to prawdziwi ludzie, a tamten to człowiek-waż, który przyjął twą postać. Ty miałeś być
trupem, a on miał rządzić przez nikogo nie zdemaskowany. Zabij go, inaczej jesteśmy straceni. Za nim
stoją prawdziwi Czerwoni Zabójcy. Nikt prócz ciebie nie dosięgnie tego stwora. Szybko.
Kuli otrząsnął się z oszołomienia i dumnie podniósł wyżej głowę. Wziął głęboki haust
powietrza niczym pływak przed wskoczeniem do morza. Potem jednym długim, tygrysim skokiem
znalazł się na podwyższeniu. Brule miał rację. Byli tu wyćwiczeni w szybkim niczym myśl
reagowaniu Czerwoni Zabójcy. Ktokolwiek spróbowałby zabić uzurpatora, zginałby natychmiast. Ale
widok Kulla, który wyglądał jak stojący na postumencie król, zbił ich na chwilę z tropu. Ale to
wystarczyło. Człowiek-wąż sięgnął ku mieczowi, ale nie zdążył dotknąć rękojeści. Kuli przeszył jego
pierś i stwór, który dla obecnych był królem, padł martwy.
- Stójcie! - Kuli uniósł rękę pragnąc zmniejszyć zamieszanie. Wskazał na ciało, które leżało u
jego stóp. Twarz powoli znikała zmieniając się w łeb węża. Przerażeni doradcy cofnęli się. Jednymi
drzwiami do komnaty wszedł Brule, a drugimi Ka-nu. Obaj uścisnęli okrwawioną dłoń króla.
-Mieszkańcy Yalusji! - zaczął Ka-nu. - Widzieliście wszystko na własne oczy. Oto Kuli,
prawdziwy, najwspanialszy z władców, którzy rządzili dotąd Yalusją. Potęga Węża została złamana.
Jesteście prawdziwymi ludzmi. Panie, jak brzmią twe rozkazy?
- Wezcie to ciało - powiedział Kuli. Gwardziści wykonali jego rozkaz. - Chodzcie za mną.
Poszli w kierunku komnaty zwanej Przeklętą. Brule, który był bardzo zaniepokojony stanem
króla, pragnął go podtrzymać, ale Kuli odtrącił jego ramię. Rany krwawiły coraz bardziej, a droga
nie chciała się skończyć. W końcu stanęli przed drzwiami. Weszli do środka. Słysząc przerażone
okrzyki członków Rady, Kuli roześmiał się dziko. Rozkazał gwardzistom rzucić ciało koło stosu
innych. Kiedy to zrobili, gestem nakazał wszystkim wyjść z komnaty. Zamknął za wszystkimi drzwi.
Miał zawroty głowy. Otaczały go białe, dziwne twarze rozpływające się we mgle. Krew
płynęła po jego skórze. Wiedział, że musi to zrobić prędko lub nie zrobi tego nigdy.
Zgrzyt wydobywanego z pochwy miecza wypełnił komnatę.
- Brule, jesteÅ› tu?
- Tak, panie - twarz Pikta zdawała się być tuż obok, ale jego głos dochodził z odległości setek
kilometrów i lat.
- Pamiętaj o przysiędze. Każ im się cofnąć.
Lewą ręką odsunął tych, którzy stali bliżej niego. Uniósł miecz. W ten cios włożył całą siłę,
jaka jeszcze drzemała w jego mięśniach. Miecz wbił się po rękojeść w drzwi i futrynę zamykając na
zawsze komnatÄ™.
Zatoczył się jakby był pijany.
-Niech komnata ta będzie podwójnie przeklęta. Ciała leżące tam niech zgniją w niej i zostaną
na zawsze, symbolizując złamanie potęgi Węża Tu i teraz przysięgam, że przez wszystkie ziemie i
morza będę ścigał ludzi-węży. Nie zaznam spokoju, dopóki wszyscy nie zginą. Dopóki dobro nie
zwycięży zła. Przysięgam... ja... król... Yalusji... Kuli...
Kolana ugięty się pod nim, a twarze stojących wokół ludzi zawirowały. Kuli padł na podłogę,
twarzÄ… do ziemi.
Doradcy biegali tam i z powrotem jęcząc. Nie wiedzieli co zrobić. Ka-nu roztrącił ich
pięściami wściekle klnąc.
- Odsuńcie się durnie! Chcecie, aby ostatnia iskra życia, która jeszcze się w nim tli, zgasła
przez waszą głupotę? Brule? Już jest martwy, czy będzie żyć? - zapytał pochylonego nad królem
wojownika.
- Martwy? - Brule zaśmiał się drwiąco. - Nie tak łatwo zabić człowieka takiego jak on. Brak
snu i stracona krew osłabiły go... Yalko! Ma parę głębokich ran, ale żadna nie jest śmiertelna. Lepiej
jednak by było, żeby ci krzyczący durnie sprowadzili tu szybko jakieś kobiety.
Nagle oczy Brule rozbłysły.
-Na Yalkę! Nie myślałem, Ka-nu, że w czasie upadku i degeneracji jaki mamy teraz, może żyć
ktoś taki jak on. Już za parę dni będzie siedział w siodle. Niech się wtedy ludzie-węże strzegą Kulla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]