- Strona pocz±tkowa
- Cartland_Barbara_ _PowrĂłt_syna_marnotrawnego
- 127. Delinsky Barbara Czlowiek z Montany
- Cartland_Barbara_Lucyfer_i_aniol
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- McMahon Barbara Odnaleziona rodzina
- Cartland_Barbara_ _Spragniona_milosci
- McMahon Barbara Bezcenny czas
- Barbara Hannay Muzyka duszy
- McMahon_Barbara_ _Wakacje_z_szejkiem
- Delinsky Barbara Złocisty urok
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szcz liwy ywot, wi c po co odgrzebywa stare dzieje.
- Robisz wreszcie to niadanie, czy masz zamiar gada ca y dzie ? - Peter z apa j za
, przyci gn do siebie i poca owa nami tnie.
Brandt odebra ten niewerbalny znak od drugiego m czyzny. Tamten upomina si o
swoje. Brandt patrzy na nich, splecionych w mocnym u cisku.
- Chyba ju pójd - rzuci , nie zwracaj c si w ciwie do adnego z nich. - Zjem co
po drodze. Mi o by o was pozna .
adne z nich nie odpowiedzia o. Brandt wzi p aszcz i teczk . Wyszed i cicho
zamkn za sob drzwi.
- Masz paszport?
Nawet nie przywita si z ni . Ani nie przedstawi . Kelly zaniemówi a na chwil ,
zastanawiaj c si dlaczego uwa , e natychmiast rozpozna jego g os. Oczywi cie, e
pozna a. Ale on nie powinien by tego zak ada z góry.
Wspinam si na coraz wy sze wy yny absurdu - z aja a si w duchu. Zawsze by a
uosobieniem racjonalno ci - dopóki w jej ycie nie wkroczy Brandt Madison. Sprawi , e
mówi a, robi a i czu a dziwne rzeczy. Rzeczy, o których ba a si mówi , których ba a si
robi i odczuwa . Mia nad ni w adz , której nie rozumia a: z jednej strony obawia a si go,
z drugiej - przyci ga j .
- Kelly, jeste tam? - odezwa si .
- Tak. I mam paszport - odpowiedzia a ch odno. Dam sobie z nim rad - zapewni a
si . B dzie oboj tna, obca. B dzie go trzyma na dystans.
- To dobrze. Kelly, po po udniu dzwoni em do agencji adopcyjnej Przyjació Dzieci.
Zachowywali si bardzo pow ci gliwie, dopóki nie powiedzia em im, e rozmawia em z
Carist osobi cie i e to on zgodzi si na mój przyjazd do Avidy. Wtedy zrobili si
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
straszliwie uczynni. Pojecha em do nich - to takie ma e biuro - dali mi tam mnóstwo
papierków...
- Jakich papierków? - Bardzo chcia a przytrze mu nosa, ale ciekawo zwyci a.
Zreszt , te informacje by y niezb dne do przygotowania jej artyku u.
- Przeró nych: prawa obowi zuj ce w stanie Illinois, formularz 1 - 600
Ameryka skiego Urz du Imigracji i Naturalizacji. Musz od nas pobra odciski palców, i to
w dwóch egzemplarzach. Jeden dla policji stanowej, drugi dla federalnej.
- Nie s dzi am, e b dziemy ociera si o agencje stanowe i federalne - odpar a wolno.
- Czy to co robimy, to przest pstwo?
- Przera ona? - Brandt za mia si . - Za pó no, eby si wycofa , Kelly. Ludzie
Caristy bardzo si staraj . Ju za atwiaj nasz spraw .
Westchn a ci ko.
- Co takiego?
- Carist nie zostawi w spokoju adnej nitki wiod cej do k bka. Wydaje si , e ma
przyjació na wszystkich szczeblach zwi zanych z przygotowaniami adopcyjnymi. Za pewn
op at wszystkie da si zrobi .
- Op at ? - powtórzy a jak echo. - Chyba apówk ?
- Zap aci em gotówk pi tysi cy dolarów. Wr czy em je uroczej babuni -
recepcjonistce. Co dalej stanie si z tymi pieni dzmi - albo kto je dostanie - o tym nie
mówili my. Nie pad y adne nazwiska. Jedyne, co mam na ta mie, to obietnica starszej pani,
e jakie dobre i wp ywowe dusze przyspiesz za atwienie moich papierów tak, abym wraz z
on móg jak najszybciej polecie do Avidy po dziecko.
- To naprawd by a apówka - skonstatowa a niezadowolona.
- Kelly, nie defraudujemy skarbu pa stwa ani nie przekupujemy urz dników, nie
robimy te nic wbrew prawu. Zbieramy materia y, sprawdzaj c jednocze nie Carist i to, czy
nale y mu si wi zienie.
- W dokumentach napisano, e jeste my m em i on , nieprawda ? To, dzi ki Bogu,
bezczelne k amstwo.
- Uwa aj! Nawet tacy bezwzgl dni, asi na kobiety, pró ni i przebiegli rozpustnicy
do wiadczaj uczu .
miechn a si . Jak mog a pozosta oboj tna i na dystans, je eli artowa z siebie
samego?
- Kelly, czy nie mogliby my spotka si wieczorem i omówi nasz wypraw ? - Jego
os zmieni si . - Mog by u ciebie za dwadzie cia minut.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Nie, Brandt! - odpowiedzia a szybko. Nie by a gotowa na to, by znów go zobaczy .
Potrzebowa a wi cej czasu, aby nauczy si niwelowa jego pot ny wp yw. Spojrza a na
Buttera li cego apy. - Mam inne plany na dzisiejszy wieczór. Sp dzam go z przyjacielem. -
Nie by o potrzeby dodawa , e to koci przyjaciel.
- Mo emy tymczasem od nasz rozmow , Kelly, ale musi si ona odby .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]