- Strona pocz±tkowa
- Cartland_Barbara_ _PowrĂłt_syna_marnotrawnego
- 127. Delinsky Barbara Czlowiek z Montany
- Cartland_Barbara_Lucyfer_i_aniol
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- Boswell Barbara za wszelka cene #
- McMahon Barbara Odnaleziona rodzina
- Cartland_Barbara_ _Spragniona_milosci
- McMahon Barbara Bezcenny czas
- McMahon_Barbara_ _Wakacje_z_szejkiem
- Delinsky Barbara Złocisty urok
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią równie mocno, jak ona za nim?
Nie wiedziała, że może być tak nieszczęśliwa. Przypuszczała, że z powodu
przemęczenia albo emocjonalnych przeżyć przypisuje zachowaniu Ryana coś, co
nie istnieje. Ryan był zdystansowany i mniej wylewny, bo pierwszy raz tu przyje-
chał. Większość facetów jest zdenerwowana przy pierwszym spotkaniu z rodziną
dziewczyny.
Chciała na palcach pobiec do jego pokoju. Dziadek spał w innej części domu,
nic by nie zauważył. Pragnęła objęć jego ramion, zapewnienia, że jest jak dawniej.
Rezerwa Ryana ją niepokoiła. Może lepiej, żeby się wyspał. Ona też potrze-
bowała snu. Jutro wszystko będzie dobrze. W drodze powrotnej do Sydney omówią
S
R
wydarzenia poprzedniego dnia. Byle przespała tę noc.
Ku rozczarowaniu Simone w drodze do domu Ryan skierował rozmowę na
dzieci ulicy. Nagle musiał jej opowiedzieć, co wyszukał na ten temat w internecie.
Strasznie podobał mu się pomysł przyznawania dzieciom kredytu, żeby otwierały
małe biznesy.
- Zastanawiam się, nad małą firmą kurierską dla Dawida i Homera. Oczywi-
ście musieliby mieć rowery - wyjaśniał. - Dzieci na rowerach śmigają jak strzały,
bo nie stojÄ… w korkach.
Simone uznała pomysł za wspaniały. Jednak nie miała ochoty rozmawiać o
Homerze, Dawidzie i Pink. Chciała rozmawiać o nim i o sobie. Była rozczarowana,
że Ryan jej to utrudnia. Ogarniał ją coraz większy lęk. Zrzuciła z serca ciężar i te-
raz bała się, że jej najgorsze przeczucia się spełnią. Czy mężczyzna, którego kocha,
chce się wycofać?
Nastrój pogarszało okropne zmęczenie. Nie spała całą noc, bo była zbyt zde-
nerwowana wydarzeniami dnia. W głowie kłębiły się wspomnienia i myśli - dzie-
ciństwo w Murrawinni, matka, Ryan...
- Hej, śpiąca królewno, dojeżdżamy do domu.
Simone wyprostowała się i odkryła, że spała w dziwnej pozycji, z głową opa-
dającą na bok, jak u szmacianej lalki. Czuła ból w szyi.
- Spałaś jak kamień przez wiele godzin - powiedział Ryan z uśmiechem.
Nadal czuła się otępiała, kiedy jechali znajomymi ulicami. Zatrzymał się
przed jej domem i zapytał:
- Czy pójdziesz jutro do pracy?
- Tak, muszę. Wiesz, te nieubłagane terminy - ziewnęła. - Ale mogłabym spać
cały tydzień.
- Musisz iść wcześniej spać.
- ProszÄ™, wejdz na kawÄ™.
Uśmiechnął się łagodnie, pochylił i ją pocałował.
S
R
- Ledwie siÄ™ trzymasz na nogach. Jutro siÄ™ do ciebie odezwÄ™.
Nie chciała się rozstawać z Ryanem. Musi z nim porozmawiać, potrzebuje go.
Ale zmusiła się, żeby być rozsądna, żeby postawić się w jego sytuacji. Pewnie
musi zostać sam, nabrać dystansu. Ostatnie dni były męczące, więc pomyślała, że
tego wieczoru nie będzie zbyt towarzyska.
- Ryan, bardzo ci dziękuję, że byłeś ze mną w Murrawinni. Dziękuję za
wszystko.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował serdecznie, ale bez namiętności. Powie-
dział:
- Wkrótce się zobaczymy.
Była przyzwyczajona, że jest sama. Ale kiedy spoglądała za odjeżdżającym
Ryanem, zrozumiała prawdziwość słów: być samą a być samotną to dwie różne
rzeczy.
W mieszkaniu Ryana wszystko pokrywała cienka warstwa kurzu, a zwiędłe
kwiaty migdałowca na stole wyglądały jak ususzone i sczerniałe insekty. Nie
sprzÄ…tnÄ…Å‚ ich po kolacji z Simone.
Pamiętał ją przy stole, w świetle świec. Wyglądała bosko. Bogini.
Walczył z uczuciem pustki. Wyrzucił zwiędłe kwiaty, ale nadal czuł ich za-
pach.
Już za nią tęsknił.
Cholera, mocno cię wzięło. Wpadłeś.
Wszystko zdawało się proste tamtego wieczoru przy kolacji. Byli sobą zain-
teresowani, podobali się sobie. Czary-mary! Prawa natury nadały sprawie własny
bieg.
Ale był teraz mądrzejszy, a równocześnie bardziej zakochany i wystraszony.
Bał się, że za mocno naciskał na Simone, że nie jest jej wart. Prześladowały go
słowa ojca: Musisz udowodnić, że jesteś kimś, ustatkować się, pokazać, na co cię
stać".
S
R
JD miał rację. Ryan go nie doceniał. Dziadek Simone więcej rozumiał.
Kiedy odjeżdżali, wziął Ryana na bok.
- Wspomniałem wczoraj, że twój ojciec przysłał mi zgryzliwy list, wytykający
błędy mojej polityki. Ale nie powiedziałem ci, że dołączył czek na poważną kwotę,
jako dotację na moją kampanię. Napisał, że podziwia moją pasję i determinację i że
jako jedyny członek partii mam wolę walki. - Jonathan zachichotał. - Pod płaszczy-
kiem pozorów twój ojciec to inny człowiek.
Ryan wiedział, że to prawda. Nadszedł czas, by chwycić byka za rogi, po-
ważnie porozmawiać z księgowym i zrobić coś konstruktywnego z pieniędzmi zo-
stawionymi przez matkę. Ale czy nie jest za pózno, żeby zaimponować Simone?
Poznali się w stresujących okolicznościach. Odbyli razem emocjonalnie trud-
ną drogę. Spotęgowane emocje mogły przysłonić racjonalną ocenę. Podobał się jej i
była mu wdzięczna za pomoc, ale czy chciała wiązać się z nim na przyszłość?
Dzwonił telefon, kiedy Ryan wszedł do mieszkania. Zdążył podnieść słu-
chawkÄ™.
- Ryan, jest wielki sztorm na Oceanie Indyjskim przy wybrzeżu Południowej
Afryki. Taki zdarza się raz na sto lat. Wysyła fale, które dosięgną Tasmanii. Wiesz,
co to znaczy.
- Matka fal. - Ryan poczuł gwałtowne bicie serca. - Ile mamy czasu, Mick?
- Niecałą dobę. W Hobart mam w pogotowiu śmigłowiec o dalekim zasięgu.
Jest kamerzysta, fotograf i jedno miejsce dla gryzipiórka. Chcesz napisać o naj-
większej fali naszych czasów?
W ciągu godziny Ryan był gotów do drogi. Usiłował dodzwonić się do Si-
mone, ale bez skutku. Pozostawił wiadomość asystentce i drugą na sekretarce w
domu. Kiedy podjechała taksówka, przypomniał sobie o skrzynce na listy.
Dobrze się stało. Znalazł w niej sporą przesyłkę i podczas jego nieobecności
inne listy mogły się nie zmieścić. Nie miał czasu wrócić do mieszkania, zabrał pa-
czuszkę ze sobą i trzymał ją w rękach, kiedy taksówka ruszyła. Zastanawiał się,
S
R
dlaczego wydaje siÄ™ znajoma.
W połowie drogi na lotnisko górę wzięła ciekawość i rozerwał opakowanie.
Zdrętwiał, kiedy zobaczył zawartość. Była to książeczka w brązowej skórzanej
okładce..
Pamiętnik Simone.
Ręce mu drżały. Podarowała mu pamiętnik, zawarł w nim najintymniejsze ta-
jemnice. Nie wysłała pocztą, przyjechała do jego domu, a ponieważ go nie zastała,
wrzuciła paczuszkę do skrzynki. Chciała, by przeczytał.
Ze ściśniętym gardłem otworzył drżącą ręką pamiętnik.
Dzień pierwszy: Przyleciałam do Bangkoku o 22.30. Upał i wilgoć. Jutro gra-
nica Chin i ogarnia mnie lęk...
- Krajowe czy na międzynarodowe?
Ryan spojrzał nieprzytomnie na taksówkarza.
- Jakie lotnisko? Krajowe czy międzynarodowe?
- Krajowe - wykrztusił, z trudem odrywając się od pamiętnika Simone.
Zamknął książkę, próbował skupić myśli na czekającym go zadaniu. Lot do
Tasmanii, najważniejsza relacja w jego życiu.
Jak automat kupił bilet i podszedł do komputera, by dostać kartę pokładową.
Wsadził pamiętnik do torby, idąc do kontroli bezpieczeństwa, po przejściu bramki
wyjął go i czytał dalej w sali odlotów.
Znalazł tam wszystko: lęki, nadzieje, najskrytsze tęsknoty i sekrety Simone,
również opis przygód podczas wyprawy, zachwyt z poznania Belle i Claire. I ro-
snące w niej przekonanie, że musi pozbyć się upiorów przeszłości. Opisała ostatni
wieczór, kiedy trzy kobiety zawarły pakt.
Ryan był tak pogrążony w lekturze, że nic do niego nie docierało.
- Uwaga, pasażerowie odlatujący rejsem 460 do Hobart proszeni są...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]