- Strona pocz±tkowa
- Hill Livingston Grace Bilżej serca 02 Dziewczyna, do której się wraca
- Mortimer Carole, Spencer Catherine, Milburne Melanie Spotkajmy się w Prowansji
- Darcy_Lilian_ _Isabelle_Isabelle
- Waller Rober James Co się wydarzyło w Madison County
- Antologia SF Stało się jutro 21 Różni
- Antologia SF Stało się jutro 32
- Christie Agatha Morderstwo odbędzie się
- M. Braun Gałkowska Psychologia domowa
- opowiadania, publicystyka zerowski
- Jackson Braun Lilian 24 Kot, ktĂłrego nurtowal strumien
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swojego guru. Wiem pan, że pochodził z Zachodniego Wybrzeża? Mam dwadzieścia dwie
książki kucharskie jego autorstwa.
Ucichła muzyka. Dick powiedział kilka słów na powitanie, a Thelma zaskoczyła
wszystkich, odmawiając głośne błogosławieństwo. Powróciła muzyka, a kelnerzy wtoczyli na
salę wózki z homarami i mango w cytrynowym sosie. Potem przyszła kolej na pierożki z
wołowym mięsem zapiekane w sosie z pomidorów, kaparów i bazylii. Rozmowa, która
toczyła się żywo podczas powitania, pod wpływem magii kalifornijskiej kuchni stała się
wylewna.
W pewnym momencie Dick zwrócił się do Qwillerana:
- Jak wyglądał skład, zanim go kupiłeś?
- Nie kupiłem go; odziedziczyłem. To był zwykły skład na jabłka z dwoma wejściami
- w środku nic oprócz desek i drabin, jeśli nie liczyć szczurów i nietoperzy. Architekt z Nizin
miał wizję i dostateczną ilość samozaparcia, żeby zmienić go w to, czym jest obecnie.
- Za co z pewnością otrzymał szczodrą prowizję. Musiałeś wydać fortunę!
Qwilleran sapnÄ…Å‚ w wÄ…sy.
- To duża kubatura jak na jednego człowieka - ciągnął Dick niewzruszony. - Gdybyś
starał się kiedyś o zwrot kosztów inwestycji, znam dewelopera, który mógłby przekształcić
skład w kompleks apartamentów.
- To możliwe, choć nie w dającej się przewidzieć przeszłości - odrzekł sucho
Qwilleran.
Podczas posiłku wąsacz wykazywał szczere zainteresowanie papugami Thelmy. Było
ich pięć: Esmeralda, Pedro, Lolita, Carlotta i Navarro. Wszystkie były amazonkami, które
słynęły ze swej inteligencji i językowych zdolności.
- Przyjedz je poznać, złociutki! - zaproponowała Thelma bez wahania. - Na przykład
jutro. Janice zrobi na śniadanie gofry w polewie owocowej. Tylko nie przychodz za wcześnie.
GodzinÄ™ ustalono na dziesiÄ…tÄ….
Wioząc Polly do Indian Village, Qwilleran spytał:
- Jak ci się podobał kapelusz Thelmy?
(Miał sztywne rondo pięciocentymetrowej szerokości, a jego bufiasty szczyt tworzyły
ułożone jedna na drugiej warstwy satyny, aksamitu, adamaszku i tweedu - w różnych
odcieniach zieleni, najwyrazniej imitujące liście. Całości dopełniała zielona wstążeczka z
szyfonu, przytwierdzona po obu stronach zieloną różą ręcznej roboty).
- Tylko ktoś o jej pozycji i władczym sposobie bycia mógł to na siebie bezkarnie
włożyć.
Wygadał się niemal o śniadaniu, na które został zaproszony nazajutrz. W ostatniej
chwili powstrzymało go drżenie górnej wargi. Wracając do składu z Indian Village, zaciekle
skubał nastroszone wąsy.
Gdy Qwilleran wszedł do domu, Yum Yum otarła się przymilnie o jego kostki, a Koko
stał na kominku, trzymając się na uboczu w geście jawnej dezaprobaty. Sprawę wyjaśniła
kartka od Celii, którą zostawiła na kuchennym blacie: Szefie, po twoim wyjściu Koko
zachowywał się bardzo dziwnie - chodził tam i z powrotem, jeżył sierść i na wszystko
spluwał. Myślę, że czuł zapach psa. Mówiłam do niego, dałam mu smakołyk i się uspokoił .
Alexander był tu już wcześniej - pomyślał Qwilleran - a Koko siedział na krokwiach i
przyglądał mu się spokojnie z dużej odległości... coś dziwnego musiało naruszyć terytorium
kota pod jego nieobecność.
Usiadł przy maszynie do pisania, aby podsumować zdobycze tego wieczoru.
Niedziela, 13 kwietnia
A więc po wszystkim! Thelmę powitano, wzniesiono ku jej czci toast i wypowiedziano
pod jej adresem stosowną ilość zachwytów - na okoliczność szalonego kapelusza i całej
reszty. Podczas takich spotkań zawsze znajdzie się jedna natrętna mucha z małym aparatem,
która przemyka cichaczem wzdłuż ścian, robiąc z ukrycia zdjęcia gości - jedzących,
ziewających, całujących nieswoich małżonków czy robiących wszystkie te rzeczy naraz. Co się
dzieje z odbitkami? Czy ktoś je wywołuje? Czy w aparacie znajduje się w ogóle jakiś film?
Amatorką ukrytej kamery była tego wieczoru asystentka Thelmy, zdjęcia robiła jednak
wyłącznie swej pani. Katalogują je i umieszczają w archiwum? A może trzymają je wszystkie
w beczce? W każdym razie muszą mieć ich tysiące, skoro...
Stukanie na maszynie przerwało mu ponaglające miauczenie Koko. Zaniedbany został
wieczorny rytuał. Zgodnie z programem najpierw powinna odbyć się sesja czytania na głos,
po której przychodziła pora na coś dobrego i gaszenie światła.
- Tyrania! - mruknął Qwilleran, podążając za kotem w kierunku książek.
Kot wskoczył zwinnie na górną półkę i zrzucił oprawioną w skórę książkę. Qwilleran
złapał ją w powietrzu. (W college'u uchodził za świetnego łapacza. Któż mógł się
spodziewać, że z bejsbolowego talentu przyjdzie mu korzystać w tak prozaicznych
okolicznościach?) Cest la vie, pomyślał.
Wybór Koko padł na Child's Garden of Verses, tymczasem Qwilleran nie miał
nastroju na poezjÄ™ Roberta Louisa Stevensona.
- Masz jeszcze jedną próbę! - powiedział.
Z półki zleciał kolejny zwycięski Stevenson: Doktor Jekyll i pan Hyde.
Qwilleran ponownie zgłosił weto.
- Przykro mi, ale to naprawdÄ™ nie w waszym stylu.
Usiedli wreszcie przy Podróżach z osłem tego samego autora, już po kilku akapitach
zadzwonił jednak telefon. Przerażony kobiecy głos wyszeptał w słuchawkę:
- Qwill, tu Janice. Nie przychodz jutro! Wydarzyło się coś strasznego!
- Coś z Thelmą? - powiedział szybko.
- Nie. Ale nie mogę o tym mówić. Po prostu nie przychodz... Po czym dodała
trwożliwie:
- Proszę, nikomu o tym nie mów!
Kilka godzin po tej enigmatycznej rozmowie Qwilleran spał w swoim pokoju na pierwszym
balkonie, a syjamczyki powinny były robić to samo dwa poziomy wyżej. Zawsze zostawiał
im otwarte drzwi (z wielu powodów) i zawsze zamykał własne. Jakże brutalnie został
obudzony mrożącym krew w żyłach wrzaskiem pod swoimi drzwiami! Znał dobrze ten
dzwięk: Koko oznajmiał nim czyjąś niesprawiedliwą śmierć. Według zegara na szafce nocnej
mijała właśnie trzecia piętnaście. Natychmiast pomyślał o czymś strasznym , co wydarzyło
się na ulicy Miłej po przyjęciu.
Co mógł jednak zrobić? Zadzwonić na policję i powiedzieć, że wyje jego kot?
Koko dokończył to, co uważał za swój święty obowiązek, i wrócił na górę. Po
godzinie bezproduktywnych spekulacji także Qwilleran zapadł w sen.
Rozdział dziewiąty
W poniedziałkowy ranek, przygotowując śniadanie dla syjamczyków, Qwilleran słuchał
prognozy pogody stacji PKX FM. Celia odłożyła wczoraj dla kotów coś w najlepszym
gatunku. Od samego rana syjamczyki obserwowały w skupieniu każdy jego ruch.
Nie kłopocząc się wyłączeniem radia, Qwilleran wysłuchał także informacji z
sąsiednich okręgów. Z Lockmaster: Wybrany został nowy rektor Akademii Sztuk Pięknych...
Ustalono termin dorocznej wystawy kwiatów... Miejscowy szachista wygrał prestiżowy
turniej w Milwaukee. Z Bixby: Obława na handlarzy narkotyków w Bixton skończyła się
aresztowaniem trzech kobiet i czterech mężczyzn... Dwoje ludzi zginęło w wypadku
motocyklowym na autostradzie numer dwanaście... Za kierownicą furgonetki odnaleziono
zastrzelonego mężczyznę o nieustalonej tożsamości.
W tym momencie mrożące krew w żyłach miauczenie wydostało się z gardła Koko.
Po raz kolejny oznajmiał on czyjąś niesprawiedliwą śmierć. Tylko dlaczego kocur interesował
się niezidentyfikowanym kierowcą samochodu dostawczego w okręgu Bixby... chyba, że...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]