- Strona pocz±tkowa
- Darcy_Lilian_ _Isabelle_Isabelle
- Diana Palmer Long Tall Texans 24 A Man of Means
- How to Live on 24 Hours a Day [Arnold Bennett]
- M. Braun GaĹkowska Psychologia domowa
- Jackson Braun Lilian Kot_ ktĂłryâŚ25 Kot_ ktĂłry siÄ publicznoĹci nie kĹaniaĹ
- Zyke Cizia Gorć czka
- M131. Wood Carol Zdć śźyć przed jesienićÂ
- Anne McCaffrey Pern 07 Moreta Dragonlady of Pern
- Lingas śÂoniewska Agnieszka śÂatwopalni
- 0415329167.Routledge.Trust.and.Toleration.Sep.2004
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- I oczywiście urządzać dzikie tańce na plaży. Półnadzy naturalnie.
- Z tego akurat stanowczo się wypisuję - wtrąciła się Hannah - ale mogę zrobić sałatkę
coleslaw.
- To co, wpadnie pan na przyjęcie, panie Qwilleran? - zapytała go Wendy.
- Pan Qwilleran już dawno poszedł do domu. Ja jestem Qwill, jego sobowtór -
odpowiedział poważnym tonem, wzbudzając tym powszechną wesołość. - Z przyjemnością
wezmę w nim udział, pod warunkiem jednak, że pozwolicie mi zostać w ubraniu i zadbać o
trunki.
Punktualnie o szóstej Qwilleran przybył na imprezę, niosąc pojemnik z kruszonym
lodem, w którym chłodziło się piwo, mrożona herbata i soki owocowe. Na drewnianym stole
piknikowym czekały już papierowe talerzyki. Doyle nadzorował dymiący zgodnie z
zapowiedzią grill, a Wendy włączała właśnie jakiś utwór Czajkowskiego, nie oszczędzając
głośników.
Kiedy zasiedli do stołu, Doyle zaproponował, żeby wznieśli toast za wiecznie
niezadowoloną z życia panią T:
- Niech pozostanie w Milwaukee, dopóki nie skończą jej domu! Pewnej nocy śniło mi
się, że zepchnąłem ją z mostu Old Stone. Kiedy się obudziłem, byłem mocno zawiedziony.
Wendy zaczęła zastanawiać się nad tym, co sprawiło, że ich sąsiadka stała się taką
jędzą. Wspólnie doszli do wniosku, że przyczyn mogło być wiele: trudne dzieciństwo, brak
miłości, zaburzenia hormonalne, uwarunkowania genetyczne i tak dalej.
Następnie rozmowa zeszła na nietowarzyską rodzinę z domku numer dwa, która
prawdopodobnie wybrała się gdzieś na obiad.
Hannah powiedziała, że zna tylko ich imiona: Marge i Joe. Wendy wysnuła
przypuszczenie, że Danny został przez nich wynajęty z agencji załatwiającej młodzieży pracę
wakacyjną. Doyle stwierdził, iż jego żona się zagalopowała, i zajął się robieniem im zdjęć.
Qwilleran wyznał, że zamierza przenieść się do domku numer pięć, kiedy tylko policja się z
niego wyniesie.
- Nie powinieneś mieć problemów z wiewiórkami - poinformował go Doyle. - One
boją się kotów.
W końcu doszli do tematu operetki wystawianej przez chór z Mooseland. Ponieważ
Underhillowie również wybierali się na piątkową premierę, Qwilleran zaprosił całą trójkę na
kolację po niedzielnym spektaklu.
- Udało mi się znalezć na mapie Mooseville i Moose County, ale nie Mooseland -
zauważył Doyle.
- Początkowo mówiono tak na nowo powstałe liceum - wyjaśnił Qwilleran - ale teraz
używa się tej nazwy w zasadzie na określenie wszystkiego, co leży na obrzeżach okręgu i
otacza tereny miejskie.
- Tereny miejskie! - roześmiała się Wendy. - Chyba żartujesz.
- Skądże znowu. Pickax ze swoimi trzema tysiącami mieszkańców to stolica okręgu.
Sawdust City, znane również jako Mułowo, skupia cały przemysł, a Kennebeck biznes
rolniczy. Wokół tych miejscowości kręci się życie okręgu.
- Jest tu praca dla nauczycieli? - zainteresowała się Wendy.
- Zawsze. Nauczyciele umierają, zostają uprowadzeni, uciekają z kraju.
- A jakieś kino? - zapytał Doyle.
- Jest klub filmowy. Było tu nawet kiedyś kino Pickax Movie Palace , ale zrobili tam
hurtownię sprzętów gospodarstwa domowego.
- Wiecie, co najbardziej urzeka mnie w Moose County? %7łe zaledwie kilka mil od tych
waszych terenów miejskich macie gęsty i ciemny las, zupełnie jak z przerażających baśni
braci Grimm - wyznała Wendy.
- Czarny Las. Fundacja K uznała, że warto wziąć go pod ochronę, i utworzyła tam
rezerwat.
Underhillowie gorąco poparli tę ideę.
- Chyba słyszę furgonetkę - Wendy nadstawiła ucho. - To pewnie ci z dwójki wrócili.
Jako dobrzy sąsiedzi powinniśmy zaprosić ich na piwo.
Za chwilę dołączyła do nich trzyosobowa rodzina, ale rozmowa jakoś się nie kleiła.
Joe robił, co mógł, żeby sprawić wrażenie osoby towarzyskiej, Marge była speszona, a Danny
w ogóle się nie odzywał. Kiedy sobie poszli, Wendy oznajmiła, że zmieniła o nich zdanie:
Danny jednak jest synem Marge, lecz ona i Joe nie są małżeństwem. Qwilleran, żeby
zakończyć przyjęcie miłym akcentem, zabawił się w gazeciarza i wręczył każdemu
egzemplarz wtorkowego wydania.
- Przeczytajcie tę historię! - wykrzykiwał. - Nasz reporter spotyka w pensjonacie
Nutcracker autorkę niezwykłych miniaturowych domków. Nie przegapcie felietonu o tym
nieprzeciętnym hobby. Szukajcie w dzisiejszym wydaniu Coś tam !
W oczach Hanny zakręciły się łzy.
- Szkoda, że Jeb nie może tego zobaczyć. Byłby ze mnie taki dumny.
Po hot-dogach, sałatce coleslaw i mrożonej herbacie Qwilleranowi zamarzyła się
filiżanka mocnej kawy i kawałek ciasta. Było już co prawda po dziewiątej i wejście do jadalni
zagradzał gruby aksamitny sznur, ale w środku pozostało jeszcze kilku gości, którzy
zamarudzili nad swoimi deserami, i kierownik sali zapewnił go, że zaraz zostanie obsłużony.
- Proszę usiąść, gdzie panu wygodnie, panie Q - dodał.
Za chwilę minął go kelner niosący tort, na którym płonęła jedna świeczka. Okazało
się, że wędrował on do stolika zajmowanego przez trzyosobową rodzinę Brodiech. Qwilleran
podszedł do nich, żeby się przywitać.
- W idealnym momencie, Qwill! - uradowała się Fran. - Przystaw sobie krzesło.
Zwiętujemy urodziny mamy.
Komendant policji wystrojony w garnitur, koszulę i krawat, które zawsze wkładał do
kościoła, wyglądał na zadowolonego z siebie. Odwrotnie niż jego małżonka, skromna
niewiasta urodzona i wychowana na odległej północy, czująca się niezbyt komfortowo w
sukience najwyrazniej wybranej przez jej światową córkę.
- Wszystkiego najlepszego! - złożył życzenia Qwilleran, przytrzymując oburącz dłoń
pani Brodie. - Co za miła niespodzianka!
- Och, to zaszczyt gościć pana na przyjęciu urodzinowym - odparła.
- To ja jestem zaszczycony. Tyle o pani słyszałem.
- Czytam pańskie felietony w każdy wtorek i piątek, panie Qwilleran.
- Proszę mówić do mnie Qwill. Przyznam się, że nie znam pani imienia.
- Martha, ale wszyscy nazywają mnie Mattie.
- Czy będziesz mieć coś przeciwko temu, żebym zwracał się do ciebie Martho? To
piękne imię i do tego tyle sławnych kobiet je nosiło.
- Mamo! Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę, zanim tort się zajmie - Fran
najwyrazniej postanowiła wcielić się w rolę córki, która nie ma już cierpliwości do własnej
matki.
Qwilleran uśmiechnął się. Osoba o jej klasie i pełnym sukcesów życiu zawodowym
rzadko miewała powody do irytacji. Ale i tak wszyscy przy stole wiedzieli, że pani Brodie
życzyła sobie właśnie w myślach, żeby Fran poślubiła w końcu rektora college'u i ustatkowała
się tak jak jej siostry.
- To najcudowniejsze urodziny w moim życiu - zwierzyła się Qwilleranowi jubilatka. -
Doktor Prelligate przesłał mi tuzin długich czerwonych róż. Jeszcze nigdy nie dostałam
takiego prezentu. Miał tu z nami dziś być, lecz coś mu wypadło i musiał nagle wyjechać z
miasta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]