- Strona pocz±tkowa
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 3 Imperium Tysiąca Słońc
- Craig Sinnott Armstrong God A Debate between a Christian and an Atheist
- 074. Rimmer Christine Książę jednej nocy
- Morton Shaw Christine Zagadki Epsilonu
- Christine Rimmer Książę jednej nocy
- Feehan, Christine Leopard Series (1 2)
- Hyde Christopher Zgromadzenie Świętych
- Jackson Braun Lilian Kot_ który…25 Kot_ który się publiczności nie kłaniał
- Hill Livingston Grace Bilżej serca 02 Dziewczyna, do której się wraca
- Mortimer Carole, Spencer Catherine, Milburne Melanie Spotkajmy się w Prowansji
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- apo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewiele. W każdym razie jest kilka osób, którym pani śmierć bezspornie przyniosłaby
korzyść. Przede wszystkim to Fip i Emma. Patryk i Julia Simmonsowie są w odpowiednim
wieku, ale ich przeszłość nie nastręcza wątpliwości. Zresztą nie wolno poświęcać całej uwagi
tylko tej parze. Proszę pani! Czy obecnie poznałaby pani Sonię Goedler?
- Sonię? Oczywiś... - urwała nagle. - Nie... Chyba nie, inspektorze. To tak strasznie dawno.
Trzydzieści lat. Sonia musi być teraz starą kobietą.
- A jak wyglądała w dawnych czasach?
- Sonia?... - Panna Blacklock zastanawiała się przez moment. - Była niewysoka...
Ciemnowłosa... Zniada.
- Miała może jakieś cechy szczególne? Coś zwracającego uwagę w sposobie bycia?
- Nie... Nie wydaje mi się. Była wesoła. Naprawdę bardzo wesoła.
- Dziś mogłaby nie być wesoła - podchwycił inspektor.
- Ma pani jakieÅ› jej fotografie?
- Soni? Zaraz... Niech no sobie przypomnę. Dobrej fotografii nie miałam nigdy. Ale... Mam
jakieś stare zdjęcia w albumie... W każdym razie powinno tam być chociaż jedno jej zdjęcie.
- Mógłbym je obejrzeć?
- Oczywiście. Tylko gdzie może być ten album?
- Proszę pani! Czy pani uważa za możliwe... za niewykluczone, że pani Swettenham mogłaby
być Sonia Goedler? - zapytał Craddock.
- Pani Swettenham! - Letycja Blacklock spojrzała nań z niekłamanym zdumieniem. - Przecież
jej maż był urzędnikiem państwowym w Indiach, a pózniej, zdaje się, w Hongkongu.
- O czym - podchwycił - wie pani tylko od pani Swettenham, nie z autopsji, jak się to mówi
według terminologii sądowniczej?
- Skoro... Skoro tak pan to formułuje... Ale pani Swettenham? Nie! To niedorzeczność.
- Czy Sonia Goedler miała zdolności aktorskie? Występowała kiedyś w przedstawieniach
amatorskich?
- Tak. Nawet była bardzo dobra.
- Właśnie! I jeszcze jedno. Pani Swettenham nosi perukę. Lub raczej - poprawił się spiesznie -
tak twierdzi pani Harmon.
- Cóż... Bardzo możliwe... Te jej drobne, siwe loczki. Ale nie. To niedorzeczność. To bardzo
sympatyczna pani, chociaż czasami śmieszy nas wszystkich.
- Pozostają panna Hinchliffe i panna Murgatroyd. Czy jedna z nich mogła być Sonią Goedler?
- Panna Hinchliffe jest za wysoka. Ma wzrost mężczyzny.
- A panna Murgatroyd?
- Nie! Z pewnością nie!
- Pani ma nie najlepszy wzrok, prawda?
- Tak. Jestem krótkowidzem.
- Aha. Bardzo chciałbym, proszę pani, obejrzeć zdjęcie Soni Goedler. Niech sobie nawet
będzie bardzo dawne i mało podobne do oryginału. My potrafimy wykrywać podobieństwa
nieuchwytne dla wzroku niefachowców.
- Postaram się je odszukać.
- Zaraz?
- Dlaczego zaraz?
- Wolałbym tak, proszę pani.
- Dobrze, panie inspektorze. Niech no sobie przypomnę... Album widziałam, kiedy
uprzątałyśmy stare książki ze schowka. Pomagała mi Julia. Zmiała się wtedy ze strojów, jakie
nosiłyśmy w tamtych czasach. Część książek przeniosłyśmy na regał do salonu... Gdzie
upchnęłyśmy albumy i oprawne roczniki czasopism? Stanowczo tracę pamięć. Może Julia
będzie pamiętała. Jest dzisiaj w domu.
- Poszukam jej - zaproponował Craddock i wyszedł. Nie znalazł Julii w żadnym z pokoi na
parterze, a Mitzi, zapytana, gdzie może być panna Simmons, odburknęła gniewnie, że to nie
jej sprawa.
- Ja nie wychodzÄ™ z kuchni i zajmujÄ™ siÄ™ tylko gotowaniem. I nie jem nic, czego sama nie
przyrzÄ…dzÄ™. Nic! SÅ‚yszy pan?
- Panno Simmons! - zawołał inspektor w holu, a nie doczekawszy się odpowiedzi, poszedł na
piętro.
Z Julią spotkał się twarzą w twarz przy zakręcie podestu. Ukazała się w drzwiach, za którymi
widać było ciąg kręconych schodów.
- Byłam na poddaszu - oznajmiła. - O co chodzi? Inspektor Craddock wyjaśnił.
- A, te stare albumy z fotografiami? Doskonale je sobie przypominam. Chyba schowaliśmy je
do dużej szafy w pracowni. Zaraz poszukam.
Razem z inspektorem zeszła na parter i pchnęła drzwi pracowni. Obok okna stała tam duża
szafa. Julia otworzyła ją i odsłoniła cały skład przeróżnych przedmiotów.
- Rupiecie - powiedziała. - Same rupiecie. Ale starsi ludzie nie lubią nic wyrzucać.
Craddock przyklęknął i z najniższej półki wydobył dwa staroświeckie albumy.
- To te?
- Tak - odpowiedziała Julia.
Do pokoju weszła panna Blacklock.
- Aha... Znalezli państwo albumy. Właśnie przypomniałam sobie, gdzie zostały schowane.
Inspektor ułożył je na stole i począł przewracać karty. Kobiety w ogromnych kapeluszach.
Kobiety w długich sukniach tak wąskich u dołu, że prawie uniemożliwiały chodzenie.
Fotografie z wyblakłymi kaligrafowanymi podpisami.
- Zdjęcia Soni będą w tym albumie - powiedziała panna Blacklock. - Na drugiej, może
trzeciej stronie. Drugi jest pózniejszy, już po jej zamążpójściu i wyjezdzie. - Odwróciła
następną kartę. - O tutaj... - urwała nagle.
Na tej stronie było kilka pustych miejsc. Craddock pochylił się, odcyfrował zblakłe podpisy.
"Sonia... ja... R.G." "Sonia i Bella na plaży". Spojrzał na następną kartę, "Charlotta... ja...
Sonia... R.G." Wyprostował się. Gniewnie przygryzł wargi.
- Ktoś usunął te fotografie - powiedział. - Z całą pewnością niedawno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]