- Strona pocz±tkowa
- Jerzy Stefan Stawiński Pułkownik Kwiatkowski albo dziura w suficie
- Broszkiewicz Jerzy 01 Ci z Dziesiatego Tysiaca
- PS19 Pan Samochodzik I Złoto Inków t.2 Szumski Jerzy
- Andrzejewski Jerzy Popiół i diament
- Edigey Jerzy Najgorszy jest poniedzialek
- Ficowski Jerzy Cyganie w Polsce
- Dagfinn Gronoset Anna z pustkowia
- Monika Szwaja Gosposia prawie do wszystkiego
- Edna Buchanan You Only Die Twice (pdf)
- Colin Kapp BrośÂ„ Chaosu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
małego człowieczka siedzącego przy palącej się świecy. Ręce i nogi małego człowieczka były
zwiÄ…zane.
Uwolnij mnie z tych więzów powiedział człowieczek a ja za to uczynię cię bogatym.
Uwolnię cię i bez zapłaty odrzekł Curu tylko mi powiedz, kto cię związał i zamknął
pod ziemiÄ… i za co?
Człowieczek westchnął i odpowiedział:
Mieszkałem daleko stąd, w górach, wraz z moimi braćmi. Pewnego dnia rankiem wyru-
szyliśmy na polowanie. Z początku wiodło się nam świetnie; ustrzeliliśmy cztery kozice i
schwytaliśmy osiemnaście tłuściutkich jeży. Ale koło południa zabiliśmy żonę Króla Aasic.
Król Aasic dowiedział się zaraz o tym, zaczaił się na mnie w gęstwinie, związał mnie i za-
mknÄ…Å‚ w tym lochu podziemnym.
Jeśli tak to wygląda powiedział Curu to chętnie cię oswobodzę.
Rozwiązał powrozy z łyka, którymi człowieczek był związany, i ze śmiechem przypatry-
wał się, jak karzeł z radości tańcować zaczął, skacząc z kąta w kąt podziemnej izby. Skakał i
104
przytupywał, aż świeca przewróciła się i zgasła. Ale karzeł wyciągnął piękny świecący pier-
ścień, który był dotąd ukryty w gęstych kędziorach jego brody. Dzięki pierścieniowi znów
jasność zapanowała pod ziemią.
Ten pierścień tak jasno świeci powiedział karzeł że blask jego przenika ziemię, a na-
wet kamienie. Czyś widział zapalający się i gasnący biały płomień?
Widziałem! zawołał Curu. Ten płomień właśnie wskazał mi twoją kryjówkę!
Otóż wiedz rzekł człowieczek że to właśnie ja dawałem znaki spod ziemi tym pier-
ścieniem. Teraz muszę jak najprędzej biec do domu, do moich braci, bo wkrótce przyjdzie tu,
jak to co noc czyni Król Aasic, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku i czy przypad-
kiem nie uciekłem. %7łegnaj, dziękuję ci!
%7łegnaj karzełku! powiedział Curu i wyszedł.
Wyskoczył karzełek z nory w ślad za Curu, zamykając za sobą po kolei dwoje żelaznych
drzwi. Potem przysypał wejście do lochu ziemią z igliwiem i rzekł jeszcze:
Słuchaj, Curu! Mógłbym ci dać mnóstwo złota, wskazać ci miejsce, gdzie są zakopane
skarby. Nie chciałeś jednak tego; obiecałeś mi, że mnie uwolnisz bez żadnej zapłaty, i do-
trzymałeś obietnicy. Przyjmij więc, jako dowód mojej wdzięczności, ten oto świecący pier-
ścień. Będziesz mógł nim przyświecać sobie w czasie nocnych wędrówek, a może też przyda
ci siÄ™ do czego innego!...
Rzekłszy te słowa, maleńki człowieczek włożył pierścień na środkowy palec lewej dłoni
Curu i znikł w ciemnościach. Curu też oddalił się szybko od nory, aby nie spotkać się z za-
gniewanym Królem Aasic. Wrócił do swego namiotu i przypomniał sobie o wszystkim: o
złym wodzu taboru, o ukochanej Pamie, która nie będzie żoną biednego Curu i o własnej
biedzie. Było już sporo po północy i coraz silniej wiał zimny wiatr. Ręce Curu zesztywniały
od chłodu, zaczął je więc rozcierać. A przy tym rozcieraniu przekręcił mu się pierścień na
palcu lewej dłoni. W tej samej chwili Curu spostrzegł w świetle pierścienia, że na dłoni ma
trzy złote dukaty. Pokręcił pierścień jeszcze raz i znów zjawiły się trzy dukaty. Kręcił więc
pierścieniem i kręcił, a z dłoni sypały się na mech dukaty ze szczerego złota.
Do rana nazbierała się już spora gromadka złota. Curu zabrał dukaty i zaniósł je wodzowi
taboru, ten zaś pozwolił na ślub swej córki z Curu, który był już teraz najbogatszym Cyganem
w całym taborze. Zaraz odbyło się wesele. Córka wodza taboru uradowana była i szczęśliwa,
bo od dawna chciała być żoną biednego Curu. Nie mogła zrozumieć, co się stało, że srogi i
zawsze nieubłagany wódz pozwolił tym razem na zaślubiny z biedakiem. Nie wiedziała bo-
wiem o niczym: ani o Królu Aasic, ani o białym płomieniu, ani o karzełku, ani o cudownym
pierścieniu. Ojciec zagarnął wszystkie dukaty i nie rzekł jej o tym ani słowa.
Po weselu Curu zaprowadził Pamę do swego podartego namiotu i rzekł:
Ojciec twój był niedobry dla mnie i dla ciebie, bo nie pozwalał nam, byśmy się pobrali, a
nawet groził mi kijami. Nie chcę tu dłużej zostawać pod jego rozkazami. Zaprzęgnę konia,
zwinÄ™ namiot i odjedziemy.
Dobrze odpowiedziała Pama. Pojadę z tobą wszędzie, gdzie zechcesz. Co z tego, że
odejdę od swoich! Bylebym tylko nie musiała rozstać się z tobą, mój Curu! Co z tego, że bę-
dziemy biedni! Wolę biedę z tobą niż bogactwo bez ciebie.
Usłyszawszy to, Curu uśmiechnął się i przekręcił pierścień na palcu. I jeszcze raz i jesz-
cze! Na kolana pięknej Pamy posypały się dukaty! Ucieszyła się z tego bardzo, bardzo, aż
tańczyć jej się zachciało. Ale nie było na to czasu. Curu zaprzągł konia do wozu i wyruszyli
we dwoje w świat. Po drodze Curu opowie jej z pewnością całą historię o białym płomieniu,
o człowieczku i o Królu Aasic.
I będą żyli w szczęściu i zgodzie, bez waśni.
Bo bardzo się kochają. Oto koniec baśni.
105
O ropusze i o biednej wdowie
Była stara wdowa tak biedna, że tylko dwa razy w tygodniu kupowała sobie trochę chleba.
Nie miała pieniędzy, bo na starość osłabła i nie mogła już ciężko pracować. Ba, gdyby miała
synów lub choćby jednego syna, z pewnością nie zaznałaby nędzy i głodu. Gdyby miała do-
bre córki, też nie zostawiłyby jej samej. Ale biedna wdowa miała tylko trzy złe córki, które
powychodziły za mąż i wcale nie troszczyły się o swoją biedną matkę. Gdyby wdowa miała w
swej izdebce jakieś sprzęty czy choćby suknie niepodarte, złe córki przyszłyby do niej w od-
wiedziny, aby jej odebrać wszystko, co miałoby jakąś wartość. Nie miała jednak nic, więc
córki nie przychodziły do niej wcale. Do kogo się odezwać, kiedy sąsiedzi mają tyle własnych
spraw na głowie, że nie chce się im rozmawiać z biedną wdową?
Pewnego wieczora, usiadła staruszka przed progiem swojej izby i popłakiwała cicho.
Nagle spod progu wylazła wielka, okropna ropucha, która mogła mieć ze sto lat chyba, i
rzekła:
Widzę, że złe myśli cię trapią, widzę też, że ciężkie jest twoje życie. I dlatego chcę ci
pomóc. Pozwól mi tylko wejść do twojej izby i zamieszkać za piecem, a jeśli zechcę wyjść
wypuszczaj mnie, a jeśli zechcę wrócić wpuść mnie. Za to co dzień będę ci znosić tysiące
dukatów.
Stara wdowa zaprosiła ropuchę do izby i zaprowadziła ją za piec. W piecu od dawna już
nikt nie palił, ale to nic, bo ropuchy bardzo nie lubią ciepła.
Nazajutrz rano, zaraz po przebudzeniu, wdowa zajrzała za piec i zobaczyła, że ropucha
siedzi na gromadce złotych dukatów. Zeskoczyła ropucha ze złota, które zniosła w nocy, po-
dyrdała do drzwi i rzekła:
Teraz wypuść mnie. Niedługo wrócę. Wez sobie dukaty zza pieca!
Staruszka wypuściła ropuchę na dwór, wzięła dukaty, poszła do karczmy i tam najadła się i
napiła za wszystkie czasy. A wydała tylko jednego dukata, pozostałe pieniądze mogła sobie
schować na pózniej. Kiedy wróciła do domu, ropucha czekała już pod drzwiami. I znowu
stało się tak samo jak pierwszego dnia. Ropucha schowała się za piecem. Było już chyba po-
łudnie, kiedy staruszka usłyszała jej skrzeczący głos:
Znów zniosłam ci trochę pieniędzy. Wypuść mnie i wez je sobie. Niedługo wrócę!
Stara wdowa otworzyła drzwi i wypuściła ropuchę na dwór. Potem wzięła kilka dukatów,
poszła do karczmy i zjadła suty obiad: kwaśny barszcz z wiśni i pieczoną gęś. Wieczorem
znowu wydarzyło się wszystko tak samo. Ropucha poszła na przechadzkę, wdowa do karcz-
my na wieczerzę. Przed nocą wróciła do domu złotonośna żaba, a wdowa przyniosła sobie
jeszcze z karczmy piwa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]