- Strona pocz±tkowa
- Jerzy Stefan Stawiński Pułkownik Kwiatkowski albo dziura w suficie
- Ficowski Jerzy Galazka z drzewa slonca baśnie cygnskie(1)
- Broszkiewicz Jerzy 01 Ci z Dziesiatego Tysiaca
- PS19 Pan Samochodzik I Złoto Inków t.2 Szumski Jerzy
- Andrzejewski Jerzy Popiół i diament
- Ficowski Jerzy Cyganie w Polsce
- Awakening Pr
- The Andrades 2 Home to Me Ruth Cardello
- Jenkins Kate Stara panna wychodzi za mć…śź
- Rose Emilie Rodzina Hightowers 02 Przewrotna zemsta
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
no chodzÄ… zawsze parami.
Dopiero na drugi dzień mecenas Ruszyński zobaczył się z
majorem Kaczanowskim, który uważnie wysłuchał relacji
adwokata.
To wprost nie może mi się pomieścić w głowie!
wykrzyknął. Niesłychane!
A jednak mam te wiadomości z bardzo pewnego zró-
dła.
Jakiego?
Mecenas rozłożył ręce.
Niestety powiedział tajemnica adwokacka.
A nie zakpił ktoś z pana?
Ci, którzy ze mnie kpią, na ogół tego szybko żałują.
Major przypomniał sobie niedawne nieporozumienie z
mecenasem i taktownie zmienił temat.
Nie będziemy tego załatwiali przez Komendę
94
Powiatową MO w Słupsku. Za długo by to trwało. Porozu-
miem się z pułkownikiem. Myślę, że da mi samochód i jutro
skoro świt pojadę na Pomorze. Może uda mi się od razu
przywiezć chłopaka?
To by się matka ucieszyła.
Pan mecenas ją zawiadomił?
Broń Boże! A jeśli to jakiś niewypał?
Jednak pan nie jest pewny.
Informatora jestem pewny jak siebie samego. Ale nie
wiem, co zastaniemy w SÅ‚upsku. Dlatego lepiej, aby pani
Kowalska nie cieszyła się przedwcześnie. Tym większa była-
by pózniej jej boleść.
Ma pan rację, mecenasie. To jest pański sukces i po-
winien go pan sam zdyskontować. Niech pan jedzie ze mną.
Mam w środę termin w sądzie. Co prawda nic poważ-
nego, mógłbym dać substytucję. A jeżeli bym raz do zespołu
nie przyszedł, także dziury w niebie nie będzie...
Zwietnie oficer milicji powiedział to zupełnie
szczerze a więc o piątej rano będę przed domem mecena-
sa.
Gdyby były jakieś trudności, możemy wziąć mój wóz.
Nie jest tak zle. Mamy tu teraz ładny wózek. Merce-
des , najnowszy typ. Zainstalowano w nim specjalne skrytki
do wywożenia obrazów. Cudzoziemiec wolał stracić samo-
chód i grube tysiące dolarów kaucji, niż się stawić na rozpra-
wę. Już dawno chciałem wypróbować te cztery kółka. Ale
jakoś przedtem nie było okazji.
Samochód wart był reklamy, jaką mu Kaczanowski zrobił.
Prowadzili na zmianę, major i starszy sierżant, Kazimierz
Adamik. Strzałka szybkościomierza tylko z rzadka spadała do
setki, a prawie nigdy poniżej. Chyba że tablica ograniczała
95
prędkość lub też przejeżdżali przez zabudowę zwartą . Nie-
wiele po ósmej rano już byli na miejscu.
Przede wszystkim śniadanie zadecydował Ruszyń-
ski.
Pózniej na kilka minut wstąpimy do komendy MO
uzupełnił major przyznaję, mam emocję, jak nigdy.
Dochodziła dziewiąta trzydzieści, kiedy srebrnopopielaty
mercedes zatrzymał się przed nowym domem przy ulicy
Koszalińskiej. Nieco z tyłu przystanął na wszelki wypadek
miejscowy radiowóz.
Mieszkanie oznaczone numerem trzecim znajdowało się
na parterze. Na liście lokatorów figurowali: Alojzy Sroczka,
Irena Sroczka, Elwira Sroczka i Andrzej Sroczka. Miejscowa
milicja zdążyła sprawdzić, że Alojzego zatrudnia jako stola-
rza słupska fabryka mebli i dzisiaj stawił się do pracy.
Na głos dzwonka, otworzyła im młoda, przystojna kobie-
ta. Blondynka. Widok trzech mężczyzn, z których jeden nosił
mundur sierżanta milicji, wywołał zdziwienie na jej twarzy.
Panowie do mnie? To chyba jakaś pomyłka?
Major bez ceremonii wszedł do małego przedpokoiku.
Pozostali mężczyzni za nim.
Pani Irena Sroczka? zapytał oficer dla formalności.
Tak jest poświadczyła pani domu.
Gdzie jest dziecko?
Andrzej? kobieta jeszcze bardziej się zdziwiła.
Bawi siÄ™ w kojcu.
Kaczanowski otworzył drzwi. Pod ścianą dość dużego po-
koju stał kojec, w którym grajdał się roczny niemowlak.
96
Obok stały dwa dziecinne łóżeczka.
Mówię o starszym dziecku ostro rzucił oficer mili-
cji. Wiemy wszystko. Proszę nie kręcić, tylko mówić
prawdÄ™.
Kobieta zbladła.
Jest o piętro wyżej. Bawi się z córeczką sąsiadki. Będ-
kowskiej wyszeptała raczej, niż powiedziała. Czy mam
przyprowadzić?
Nie trzeba. Sami znajdziemy. Sierżancie, idzcie na gó-
rę i przyprowadzcie tu chłopaka.
Irena Sroczka chciała coś powiedzieć, nawet już otwierała
usta, lecz wydobyło się z nich jedynie westchnienie.
Rozkaz, obywatelu majorze.
Ale sierżant Adamik sprowadził z góry... dziewczynkę.
Chyba w wieku trzech lat. Mała była nieco przestraszona i
zobaczywszy matkę, kurczowo złapała się jej spódnicy.
Tam były jedynie dwie dziewczynki wyjaśnił pod-
oficer. Pani Będkowska powiedziała, że ta jest Elwirą
SroczkÄ….
Gdzie chłopak?
Jaki chłopak? odpowiedziała pytaniem pani Irena.
Proszę nie udawać. Ten, którego porwaliście w War-
szawie.
Nie wiem, o kim pan, mówi?...
Janusz Kowalski. Uprowadzony w dniu ósmym
czerwca tego roku. Na Powiślu, sprzed supersamu na Solcu.
Przeprowadziliście chłopca przez ulicę; koło stacji benzyno-
wej na panią i dziecko czekał samochód marki syrena .
Wiemy o tym.
97
Ale ja nic nie wiem. Powtarzam, że to jakieś nieporo-
zumienie.
W słowach kobiety adwokat wyczuł jakby ulgę. Postano-
wił przejąć inicjatywę w swoje ręce.
Proszę pani wtrącił się do rozmowy przecież do-
brze wiemy, że macie u siebie cudze dziecko. Wszystko się
wydało.
Ciszej, na Boga! Irena Sroczka zrobiła ruch, jak
gdyby chciała córeczce zatkać uszy.
Tak jest. Wy sobie chyba nie zdajecie sprawy z odpo-
wiedzialności za ten czyn.
Ja nic złego nie zrobiłam.
Nic złego? roześmiał się oficer milicji. Ukraść
dziecko to nic złego?
Lepiej dla pani będzie, jeżeli pani się przyzna i szcze-
rze nam opowie całą historię zachęcał adwokat.
Dobrze, powiem kobieta była bliska płaczu.
Wracaj, Wirko, do pani Będkowskiej. Mamusia przyjdzie po
ciebie.
Dziewczynka zawahała się, ale posłuchała matki i wyszła
z mieszkania.
Proszę, może panowie pozwolą do tego pokoju pani
Sroczka otworzyła drzwi do pomieszczenia, gdzie stał szeroki
tapczan, jakaś toaletka i stół z paroma krzesłami. Nie za boga-
to, ale czysto.
Niedawno dostaliśmy to mieszkanie tłumaczyła pa-
ni domu jesteśmy na dorobku. Niech panowie siadają.
Kiedy niespodziewani goście zajęli miejsca, adwokat po-
wtórzył:
A teraz proszę nam wszystko szczerze opowiedzieć.
Niczego nie ukrywajÄ…c.
98
Pochodzę ze wsi. Przed kilkoma laty poznałam Alka.
Panowie wiedzą, on jest Cyganem. Ale pokochaliśmy się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]