- Strona pocz±tkowa
- Droga do szcz晜›cia Wilkins Gina
- Deaver Jeffery John Pallam 01 Plytkie Groby
- 068. Merritt Jackie Szefowa
- Morgan Sarah Medical Duo 475 Ponowne zarć™czyny
- Hadśźi Murat Mugujew Pan ze StambuśÂ‚u
- Alan Dean Foster Humanx 6 The howling stones
- Ferrarella Marie Dla dobra rodziny
- Dzić™kuje za wspomnienia Cecelia Ahern
- Jerzy Stefan StawiśÂ„ski PuśÂ‚kownik Kwiatkowski albo dziura w suficie
- Wiggin_Kate_Douglas_ _Rebeka_ze_SćąĂ˘Â€Âšonecznego_Potoku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i film ukazują historię jego brutalnych zbrodni. Jest rzeczą oczywistą, że nie
brakowało głosów przyrównujących pózniej Szymona do owego
powieściowego i filmowego potwora (znakomicie, dodajmy, zagranego przez
Christiana Bale a, naówczas aktora młodego pokolenia, który na swym
koncie miał już jednak współpracę z wieloma ważnymi postaciami
amerykańskiego kina, między innymi ze Stevenem Spielbergiem),
określających go wprost mianem (proszę zwrócić uwagę na językową
niezborność i mimowolny komizm owego określenia!) błyskotliwego
akademickiego yuppie , który w młodym wieku osiągnąwszy nieomal
wszystko, co było możliwe do osiągnięcia zarówno w życiu zawodowym, jak
i prywatnym (relewantny fakt, iż Szymon posiadał, w przeciwieństwie do
bohatera American Psycho, dużo bardziej uporządkowane życie rodzinne, nie
tyle pomijano, co próbowano osłabić jego wymowę, argumentując, jakoby
owo rodzinne zaplecze stanowiło w istocie li tylko przykrywkę i zasłonę
dymną dla dalekosiężnych planów zbrodni hipoteza, która każdemu, komu
było dane bliżej znać Szymona, z miejsca musiała się wydać absurdalna), nie
potrafił się tym zadowolić i wybrał drogę zła, które w jego przekonaniu
miało tym bardziej potwierdzić jego wyjątkowość, by nie rzec wszechmoc
(zaiste, teoria rodem z poradników dla gospodyń domowych!). Rozumiem
emocje stojÄ…ce za tego rodzaju sugestiami wszak historia Szymona
i dokonywanych przez niego morderstw jest (nie waham się użyć owych
słów) jedną z najbardziej poruszających zagadek współczesności,
niecierpliwie domagającą się wyjaśnienia; co więcej, której zagadkowość jest
niczym ropiejący wrzód, którego nie można ani wyleczyć, ani usunąć, i który
w konsekwencji zatruwa cały organizm jednakowoż zmuszony jestem
pozostać lojalny wobec faktów i moich własnych przemyśleń w tym
względzie, przemyśleń człowieka znającego w przeszłości Szymona bądz co
bądz znacznie lepiej niż wszyscy owi z bożej łaski psychologowie razem
wzięci. Tym bardziej że w owym czasie, kiedy Szymon był jeszcze młodym
człowiekiem u progu świetnej kariery akademickiej, mającym przy swoim
boku oddaną mu partnerkę życiową, żadną miarą nie przypominał osoby,
której wizerunek forsowały pózniej złaknione sensacji środki masowego
przekazu. Nie dbając, czy zostanę należycie zrozumiany, powiem o tym
okresie krótko i węzłowato tak: Szymon nie miał w sobie nic z owej
charakterystycznej dla niektórych młodych ludzi przebojowości, mającej
zwykle odwrócić uwagę od zwyczajnego braku inteligencji i umiejętności.
Wszystko to, co można by określić mianem sukcesów prywatnych
i zawodowych Szymona, odniesionych przez niego w stosunkowo młodym
wieku, stanowiło pochodną jego niezwykłego talentu, ale także (rzecz to nie
bez znaczenia!) niewyobrażalnej wprost wytrwałości w dążeniu do celu, jak
również wewnętrznego tak to przynajmniej wówczas odbierałem
uporządkowania (co prawda gwoli ścisłości zmuszony jestem dodać, że
prawdziwe zródło tejże wytrwałości i uporządkowania stanowiły, z czego
zdałem sobie sprawę znacznie pózniej, w głównej mierze Szymonowe fobie
i natręctwa, wyrażające się nade wszystko w nieustających wysiłkach
zmierzających do nadania zamieszkałej przestrzeni określonego ładu
przestrzennego, którego kształt ustalał oczywiście Szymon, i który objawiał
się szczególnym usytuowaniem względem siebie poszczególnych
przedmiotów, takich jak stół, krzesła, dywany, szafy, regały, komody, obrazki
na ścianach, gazety na stoliku, sztućce, butelki z wodą wszystkie
wymienione artefakty posiadały swoje precyzyjnie określone miejsce
w przestrzeni zajmowanej przez Szymona, który nie był zdolny do pracy
intelektualnej, jeśli ów skomplikowany układ, o strukturze całkowicie,
dodajmy, nieczytelnej dla innych ludzi, został w najmniejszy choćby sposób
naruszony; tak więc zanim Szymon usiadł za biurkiem, by bez reszty
pozwolić pochłonąć się pracy, z pasją oddawał się porządkom, układając, dla
przykładu, ołówek, zeszyt i książkę w pewnej odległości od siebie tak, aby
połączone niedostrzegalnymi nićmi w sposób widoczny tworzyły coś
w rodzaju trójkąta, nie mógł to być wszelako żadną miarą trójkąt
równoramienny, gdyż symetrię Szymon uważał za rzecz niewyobrażalnie
szpetnÄ… i wulgarnÄ…, majÄ…cÄ… posmak geometrycznej tandety, z drugiej
wszakże strony nie potrafił nigdy uwolnić się od natrętnie pojawiającej się
w jego umyśle idei harmonii, co w rezultacie sprawiało, że spędzał długie
minuty nad znalezieniem najwłaściwszego ułożenia rzeczonych przedmiotów,
ułożenia, które zachowywałoby właściwe proporcje między symetrią a jej
brakiem, harmonią a jej przełamaniem przy czym jego poczynania
budziły nieodmiennie już to wesołość, już to, kiedy natręctwa niepokojąco
przybierały na sile, irytację bliskich Szymonowi osób, czujących, że stają się
nieomal mieszkańcami więzienia o zaostrzonym rygorze, w którym nie
sposób swobodnie zrobić ani jednego kroku, by od strażnika , czyli
Szymona, nie otrzymać nagany za naruszenie stosownego porządku
w rzeczy samej, człowiek ów niekiedy sprawiał wrażenie, że przeszkadza mu
nawet czyjeś oddychanie). Z kolei sposób bycia Szymona cechował się
niebywałą przy całej nietuzinkowości i nieobliczalności niektórych jego
poczynań, a zwłaszcza opinii i zaskakującą ostrożnością działania. Dla
postronnego obserwatora chwilami ekstrawagancki, bardziej jednak
przypominał ślepego, który musi się w świecie poruszać z rozwagą, powoli
tak, aby sobie samemu, a zwłaszcza innym nie zrobić żadnej krzywdy.
Jestem przekonany do słuszności mojej diagnozy, znałem wszak Szymona
z górą dziesięć lat. Nie brakowało między nami rzecz to oczywista
różnic, czasami także przyjacielskich sporów, niemniej miewaliśmy okresy
wielkiej emocjonalnej bliskości. Pewnej wiosny pojechaliśmy dla przykładu
w Bieszczady, tylko my dwaj. Tydzień wędrówek, swobodna atmosfera,
mnóstwo żartów, śmiechu. Gospodarz, u którego nocowaliśmy, był
zbieraczem militariów z okresu drugiej wojny światowej. Jego dom
przywodził na myśl magazyn broni. Dobrze się tam czuliśmy. Nic nas nie
trapiło, a jeśli mieliśmy jakieś problemy, nie rozmawialiśmy o nich, w tym
momencie stały się one nieważne. Nastąpiło, by tak rzec metaforycznie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]