- Strona pocz±tkowa
- Dostojewski Fiodor Wspomnienia z domu umarłych
- Antoni Słonimski Wspomnienia warszawskie 1957
- Ahern Jerry Krucjata 19 Ostatni Deszcz
- Holynski_Marek_ _E mailem_z_Doliny_Krzemowej
- Line of Fire W E B Griffin
- 20,000_Leagues_Under_the_Sea
- Kosmiczne Wakacje Renata Opala
- Ficowski Jerzy Galazka z drzewa slonca baśÂ›nie cygnskie(1)
- Frankowski, Leo Tank 1 A Boy and His Tank
- Dlaczego_ Dlaczego_ Dlaczego_ 111 zaskakuj_cych pyta_ i odpowiedzi Martin Fritz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Funtów szterlingów? - upewnia się ojciec, kompletnie zaskoczony.
Justin śmieje się w głos. Kamera robi zbliżenie twarzy Joyce i jej ojca. Oboje są wstrząśnięci, widać, że brakuje im słów.
- To dopiero reakcja - śmieje się Michael. - Dobre wieści z tego stolika. Przejdzmy teraz do stoiska z porcelaną, dowiedzmy się, czy inni zbieracze w
Londynie mają równe szczęście.
- Justin Hitchcock - anonsuje recepcjonistka.
W poczekalni zapada cisza. Wszyscy patrzÄ… po sobie.
- Justin - powtarza recepcjonistka, nieco głośniej.
- To pewnie on, tam, na podłodze - domyśla się Ethel. Juuuuhu! - krzyczy i trąca Justina lekko czubkiem buta. Masz na imię Justin?
- Ktoś tutaj się zakochał, o la la - wyśpiewuje Margaret, podczas gdy Ethel całuje powietrze.
- Louise - zwraca się do recepcjonistki. - Może ja wejdę, podczas gdy ten chłopiec pobiegnie do Pawilonu Bankietowego, żeby zobaczyć swoją damę?
Jestem zmęczona tym czekaniem. - Wyciąga lewą nogę i robi bolesną minę.
Justin wstaje i strzepuje ze spodni włosie dywanu.
- Nie mam pojęcia, po co w ogóle tutaj siedzicie w waszym wieku - rzuca. - Powinnyście po prostu zostawić swoje zęby i wrócić pózniej po odbiór, kiedy
dentysta siÄ™ z nimi upora.
Wychodzi z poczekalni, w kierunku jego głowy leci egzemplarz Domu i Ogrodu".
22
- Właściwie to wcale nie jest taki zły pomysł. - Justin zatrzymuje się w połowie drogi do gabinetu. - To właśnie zrobię.
- Zostawi pan tu swoje zęby? - pyta zgryzliwie recepcjonistka z silnym liverpoolskim akcentem.
- Nie, pojadÄ™ do Pawilonu Bankietowego - odpowiada, podskakujÄ…c z podniecenia.
- Doskonale, Dick. Czy Anne też może pojechać? Tylko zapytajmy najpierw o pozwolenie ciocię Fanny*. - Recepcjonistka spogląda na niego groznie, co
działa niczym kubeł zimnej wody. - Nie obchodzi mnie, co się z panem dzieje. Nie ucieknie pan tym razem. Proszę iść ze mną. Doktor Montgomery nie
będzie zachwycony, jeżeli znów nie pojawi się pan na umówionej wizycie.
- Zaraz, zaraz, chwileczkę. Już mnie nie boli ząb. - Justin rozkłada ręce i wzrusza ramionami, jakby nic się nie stało. Minęło. Zero bólu. Proszę bardzo -
szczęka zębami. - O, widzi pani, zupełnie nic. Co ja tu w ogóle robię? Nic nie czuję.
- Oczy panu Å‚zawiÄ….
- To z emocji.
* z Niezwykłej piątki, serii książek dla dzieci autorstwa Enid Blyton
- Oszukuje siÄ™ pan. ProszÄ™ za mnÄ…. - Prowadzi go do gabinetu.
Doktor Montgomery wita go z wiertłem w dłoni.
- Witaj, Clarisse - rzuca i śmieje się do rozpuku. - Tylko żartuję. Znowu usiłowałeś uciec, Justin?
- Nie. To znaczy tak. To znaczy nie, niedokładnie uciec, ale właśnie zdałem sobie sprawę, że powinienem być gdzie indziej i...
W czasie jego wyjaśnień doktor Montgomery i jego silna asystentka sadzają Justina na fotelu i zanim kończy plątać się w zeznaniach, jest już przykryty
fartuchem ochronnym, a dentysta zaczyna opuszczać oparcie fotela.
- Tralalala - odpowiada radośnie Montgomery. - Obawiam się, że to wszystko już słyszałem.
Justin wzdycha.
- Nie będziesz chyba dzisiaj ze mną walczył? - pyta Montgomery, wkładając rękawiczki.
- Nie, jeżeli nie każe mi pan kaszleć.
Doktor Montgomery śmieje się, a Justin niechętnie otwiera usta.
Czerwone światło kamery gaśnie. Chwytam tatę za ramię.
- Musimy iść - rzucam nagląco.
- Nie teraz - odpowiada scenicznym szeptem w stylu Davida Attenborough. - Michael Aspel jest przy stoliku z porcelanÄ…. WidzÄ™ go. Wysoki, czarujÄ…cy i
bardziej przystojny, niż sądziłem. Rozgląda się za kimś, z kim mógłby porozmawiać.
- Michael Aspel jest bardzo zajęły prezentacją programu. - Wbijam paznokcie w ramię taty. - Nie sądzę, żeby rozmowa z tobą była jego priorytetem.
Tata wygląda na lekko zranionego, chociaż nie z powodu moich paznokci. Unosi w górę brodę, do której, wiem to od lat, przytwierdzona jest
niewidzialna nić dumy. Zamierza podejść do Michaela Aspela, stojącego samotnie przy stoliku z porcelaną i trzymającego palec w uchu.
- Pewnie ma za dużo wosku - szepcze tata. - Powinien użyć tego, co mi kupiłaś. Puf i wszystko wylatuje.
- To słuchawka wewnętrzna, tato. Słucha ludzi z pokoju kontroli.
- Nie, to aparat słuchowy. Chodzmy i pamiętaj, żeby mówić głośno i wyraznie. Mam z czymś takim doświadczenie.
Zastępuję mu drogę i łypię na niego okiem w najbardziej złowrogi sposób, w jaki potrafię. Tata przestępuje na lewą nogę i natychmiast rośnie, niemal
równając się ze mną.
- Tato, jeżeli nie wyjdziemy stąd natychmiast, zamkną nas w celi. Znowu.
- Nie przesadzaj, Gracie. - Zmieje siÄ™.
- Mam na imiÄ™ Joyce, do cholery - syczÄ™.
- W porządku, Joyce do cholery. Nie musisz się tak gotować.
- Nie sądzę, żebyś rozumiał powagę naszej sytuacji. Przed chwilą ukradliśmy wiktoriański kosz wart tysiąc siedemset funtów, część wyposażenia byłego
pałacu królewskiego, i mówiliśmy o nim na żywo przed kamerami.
Tata spogląda na mnie szybko, z uniesionymi brwiami. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widzę jego oczy. Są zaniepokojone. Przy okazji załzawione i
pożółkłe w kącikach. Zapamiętuję to, żeby porozmawiać z nim o tym pózniej, kiedy nie będziemy uciekać przed prawem albo BBC.
Asystentka producenta, która przyprowadziła mnie do taty, spogląda na mnie szeroko rozwartymi oczami. Serce wali mi w piersi panicznie. Rozglądam się
szybko. Kilka głów odwraca się w naszym kierunku. Wiedzą już.
- OK, musimy iść. Oni chyba już wiedzą.
- To nic takiego. Odstawimy to na miejsce - mówi tata poważnie. - W końcu nie zabraliśmy tego kosza z pałacu. To nie jest żadne przestępstwo.
- Teraz albo nigdy. Bierz kosz, żeby go odstawić, i wynośmy się stąd.
Spoglądam uważnie na tłum, upewniając się, że nikt umięśniony i masywny nie zbliża się w naszą stronę, wyłamując palce i wymachując kijem
bejsbolowym. Nic. Tylko dziewczyna ze słuchawkami. Jestem pewna, że dam sobie z nią radę, a jeśli nawet nie, tata może ją walnąć na odlew w głowę
swoim butem ortopedycznym.
Tata chwyta koszyk ze stołu i usiłuje go ukryć pod płaszczem. Osłania zaledwie jedną trzecią. Spoglądam na niego z politowaniem, jak wyciąga kosz na
zewnątrz. Przeciskamy się przez tłum, ignorując gratulacje i życzenia powodzenia od tych, którym wydaje się, że wygraliśmy los na loterii. Widzę
dziewczynę ze słuchawkami przedzierającą się przez tłum.
- Szybko, tato. Szybko.
- Szybciej już nie mogę.
Docieramy do drzwi prowadzących do holu, zostawiając tłum za plecami. Ruszamy w stronę wyjścia z pałacu. Spoglądam za siebie, zamykając drzwi, i
widzę dziewczynę ze słuchawkami, mówiącą coś szybko do mikrofonu. Zaczyna biec, ale blokuje ją dwóch mężczyzn w brązowych kombinezonach,
dzwigających szafę. Wyrywam tacie koszyk i natychmiast przyspieszamy. Na dole chwytamy nasze walizki pozostawione w szatni, a potem w górę i w dół,
w dół i w górę, biegniemy po marmurowej posadzce do wyjścia.
Tata sięga do pozłacanej klamki przy głównych drzwiach.
- Stop! - słyszymy. - Proszę zaczekać!
Zatrzymujemy się gwałtownie i powoli odwracamy, spoglądając na siebie z obawą. Uciekaj" - mówię bezgłośnie do taty. Wzdycha dramatycznie,
przewraca oczami i przestępuje na prawą nogę, uginając lewą, jakby chciał mi przypomnieć, że ma trudności z chodzeniem, nie wspominając o bieganiu.
- Gdzie się tak państwo spieszycie? - pyta jakiś mężczyzna, podchodząc do nas.
Spoglądamy na niego. Jestem gotowa bronić naszego honoru do końca.
- To ona - rzuca natychmiast tata, wskazujÄ…c na mnie kciukiem.
Otwieram usta zaskoczona.
- Obawiam się, że oboje państwo jesteście winni - mówi z uśmiechem mężczyzna. - Nie zdjęliście mikrofonów i zasilaczy. Kosztowne zabawki. - Sięga do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]