- Strona pocz±tkowa
- Raspail Jean Siedmiu jeĹşdĹşcĂłw opuĹciĹo Miasto o zmroku przez BramÄ ZachodniÄ , ktĂłrej nikt juĹź nie strzegĹ
- Jenkins Kate Stara panna wychodzi za mÄ Ĺź
- McKinney Meagan Lodowa panna
- Cabot Meg PamićÂtnik ksićÂśźniczki 10 Pośźegnanie ksićÂśźniczki
- DeFee, Ann Bei dir kann ich nicht Nein sagen
- Blake Jennifer Z dala od zgieśÂku
- Quinnell A.J. Reporter
- Randall Frakes Terminator 2. DzieśÂ sć du
- Lingas śÂoniewska Agnieszka śÂatwopalni 02 Przebudzenie(1)
- Docc Hilford Our Magic Edited
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Magda. - Co już nie pamiętasz?
- Kłamiesz!
Ewa robi gest ręką, one wracają na górę.
- Jeszcze dzisiaj milicja zrobi rewizję w twoim mieszkaniu - mówi
Ewa.
- Nie rób tego - mówię w rozpaczy. - Moja mamusia tego nie
przeżyje. Przecież wiesz, że ona ma chore serce!
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem - mówi Ewa. - Masz trzymać się
nas i nie wolno ci się odezwać do Kaśki ani jednym słowem. A teraz
wybieraj.
- Nie, ty tego nie zrobisz!
- Widocznie jeszcze mnie nie znasz, moje maleństwo. Przysięgam ci.
Jedno twoje słowo w stronę Kaśki, a ja natychmiast wsiadam w
taksówkę razem z Magdą i Klaudią i jedziemy do Wałbrzycha na
milicję.
- Przecież wiesz, że nie ukradłam - mówię.
Ewa uśmiecha się.
- No wiesz, trudno mi sobie ciebie wyobrazić kradnącą cokolwiek..
Ale ja cię znam, a milicja nie.
- Błagam cię - mówię - nie rób tego. Nie niszcz Kasi, ona się
załamie. Przysięgam ci, od jutra przestanę się z nią przyjaznić,
już nigdy się z nią nie spotkam... Ale dzisiaj pozwól mi być z
nią. Proszę cię.
Zaczynają mi lecieć łzy. Klękam przed Ewą, obejmuję jej nogi.
- Ewuniu, błagam, nie bądz taka zła.
Ewa podnosi mnie.
- Nic z tego - mówi - już za pózno. Więc zastanów się szybko. Na
czym ci bardziej zależy? Na tej idiotce, czy na zdrowiu twojej
mamy. I przestań się mazać. Masz być uśmiechnięta.
Wyciera łzy z mojej twarzy.
Pociąg zwalnia. Z góry zbiegają chłopcy i dziewczęta z naszej
klasy. Zbliża się budynek z wielkim napisem:
"SOBTKA MIASTO"
A tam, na peronie, stoi Kasia.
- A to się zdziwi primadonna - śmieje się Ziębiński, otwierając
drzwi. Wysypujemy się gromadą z pociągu. Ja i Ewa wysiadamy na
końcu.
Idzie do nas Kasia. Jest ubrana w króciutkie spodenki i żółtą
koszulkę z napisem "Glimp". Na głowie ma słomiany kapelusik.
Wygląda jak mała dziewczynka.
Uśmiecha się do nas ślicznie.
- Okropnie was przepraszam, że tak was fatygowałam - mówi głośno -
ale pomyślałam, że musimy jakoś wspólnie uczcić koniec szkoły
podstawowej. Więc zapraszam was na wielkie przyjęcie ogródkowe.
Będzie muzyka, będą smakołyki i inne atrakcje.
- Lody będą? - pyta Ziębiński.
- A tort będzie? - pyta Kawczak.
- Będzie, wszystko będzie - śmieje się Kasia. Ziębiński robi
zmartwioną minę i mówi:
- Szkoda, bo jestem na diecie.
Wysuwa się Klaudia.
- Bardzo nam przykro - mówi - ale wcale nie przyjechaliśmy do
ciebie. Po prostu skorzystaliśmy z darmowych biletów.
- Co się wygłupiacie - mówi Kasia z uśmiechem.
- Zaraz się okaże, kto tu się wygłupił - mówi Ziębiński z drwiącym
uśmieszkiem. - Chodzta chłopaki. Dziewczyny, kaman!
I wszyscy odchodzą od Kasi. Tylko ja zostałam. Kasia spogląda na
mnie, a Ewa woła:
- Majka!
Przełykam ślinę i odchodzę od Kasi.
- Minka! - woła za mną. - Minka!
Nie odwracam się, odchodzę. Skończyło się. Muszę tak, nie mogę
inaczej. Mamusia nie przeżyłaby rewizji w naszym domu.
Czeka na mnie Ewa. Obejmuje mnie, idziemy razem, przytulone. Już
daleko za nami Kasia i budynek stacji. Wleczemy się całą bandą w
stronę rynku.
- Wiem, co przeżywasz - mówi Ewa - jednak najwyższy czas, żebyś
stała się wreszcie dorosła. A gdy się jest dorosłym, to trzeba
trzymać albo z jednymi, albo z drugimi. Zapamiętaj sobie raz na
zawsze, że wrogowie naszych przyjaciół są naszymi wrogami. A to
przecież ja jestem twoją przyjaciółką. Kiedyś zrozumiesz, że
miałam rację. Nie ma innej drogi do bogactwa i sławy oprócz tej
drogi, którą idę ja. Jeśli chcesz dojść na sam szczyt, musisz być
taka sama, jak ja. Może ja to wszystko wymyśliłam specjalnie dla
ciebie? %7łebyś sobie trochę potrenowała. Jeszcze nieraz będziesz
musiała wybierać. Jeśli chcesz wyrwać z błota siebie i swoją
rodzinę, musisz nauczyć się wybierać. I to mądrze wybierać. Kaśka
to egoistka i wariatka. Prędzej czy pózniej trafi do szpitala dla
czubków. Kiedyś mi podziękujesz, że cię od niej uratowałam. Ona by
cię tylko wyssała i rzuciła. A ja ciebie potrzebuję i jestem także
tobie potrzebna. Ty potrafisz być bardzo silna, wiem coś o tym.
Potrzebuję twojej siły. Ale jak się będziesz zadawać ze słabymi,
twoja siła ulotni się. Więc proszę cię, przyjmij moją pomoc teraz,
żebym ja mogła kiedyś przyjąć twoją.
- Masz rację - mówię - masz rację, masz rację! Ale już do mnie nic
nie gadaj.
Ewa uśmiecha się.
- Okej - mówi i podbiega do Klaudii.
Siedzimy na ławeczkach w rynku, wokół wielkiej, betonowej rzezby
terenu. Ewa z Ziębińskim i chłopakami poszła po wino do sklepu.
Dziewczyny zaczynają śpiewać. To jakaś znana melodia, ale słowa
własne.
- "Strata fata parampa faita, lura kota lamento date. Trucia fucia
dakore borita, elo heto nuciamo perke. Silo heto saramo merone,
into pinto pulpecia siusia, sentrufale cloretto mamlole,
niesiorono lunapa kuka! "...
Spoglądam na zegarek. Dziesięć po dziesiątej. Nie rusza się
wskazówka sekundnika... On stanął. Dziewczyny wywrzaskują drugą
zwrotkę. Już wszystkie śpiewają, oprócz mnie.
Tak wygląda moja dorosłość. Wybrałam. Mądrze wybrałam. Nie mogłam
inaczej. I już tak przez całe życie będę wybierać. Będę sobie
patrzyła, jak zli niszczą dobrych i nawet palcem nie kiwnę.
A kiedyś będę miała własne dzieci... Gdy jest się dobrym dla
swoich dzieci, to niekiedy trzeba być złym dla obcych dzieci. Dla
wszystkich dzieci nie starczy.
Jak tak można? Być dobrym i złym jednocześnie.
Nie, to musi być osobno.
Albo być złym.
Albo dobrym.
Zrywam się z ławki, uciekam.
Biegnę na stację. Kasi już tu nie ma. Rozglądam się. Gdzie może
być dom jej babci? To na pewno tam.
Biegnę.
Tak, to ten dom. Staję bez tchu przy furtce. W ogródku przy
stołach krząta się babcia Kasi. Ale Kasi tu nie ma.
Babcia zbiera szybko ze stołu talerze. Spogląda do góry.
Patrzę. Och... jakie straszne, ciemne smoki zbierają się na
niebie, rozcapierzając tam swoje macki. One tu za nami z
Wałbrzycha przyleciały.
Babcia z talerzami wbiega do domu.
- Kasia! - krzyczę. - Kasia!
Nagle... coś mnie tknęło, oglądam się. Tam, daleko, na szosie przy
zboczu, widzę żółtą plamkę. O, znika w lesie, na dróżce
prowadzącej na szczyt Zlęży. To Kasia w swojej żółtej koszulce.
Muszę ją dogonić, choć to tak daleko.
Biegnę na przełaj przez pola.
Przewracam się, bo mi noga wpadła w kretowisko. Podnoszę się
zaraz.
Jeśli Ewka spełni swoją grozbę, jeśli mojej mamusi coś się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]