- Strona pocz±tkowa
- Graham Heather Za wszelką cenę 01 Za wszelką cenę
- 180. Graham Lynne Grecki biznesmen
- 310.Graham Lynne Ślub w Petersburgu
- Heather Graham Nawiedzony dom
- Graham Masterton Studnie Piekieł
- Graham Masterton Dziedzictwo
- Cass
- B Ella Donna Blood Pool (pdf)
- Badanie szczegółowe układ nerwowy
- Gwiezdne Wojny 158 Przeznaczenie Jedi VII Wyrok
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W oczach Mary ponownie rozpalona -- ponownie rozpłomieniona ciekawość. I strach. Cień strachu. Ten
rodzaj strachu, który, ponieważ walczy z ciekawością i ponieważ zawiera w sobie coś innego jp także cień
litości, dziwny podtekst miłosierdzia -- tworzy niebezpieczną mieszankę.
Do drewnianego mostka. Szybko. Osłabić gwałtowną i desperacką akcją efekt pojawienia się tego kota
wśród gołębi, tego kozła wśród owieczek. Uniknąć przynajmniej konieczności stania i patrzenia jeszcze dłużej na
tego małego olbrzyma. Nawet Freddie, wbrew swoim nie pozbawionym słuszności protestom, pędzi wzdłuż
kanału.
W środkowej części drewnianego mostka pięć postaci w na-
K RAI NA WÓD * 169
stępującej kolejności: Peter Baine, Terry Coe, Tom Crick, Freddie Parr, Dick Crick, wszyscy w postawach na
rozmaity sposób znamionujących brawurę i spięcie (a w jednym wypadku seksualne pobudzenie) i wszyscy (z
jednym wyjątkiem) w różnych stanach upojenia alkoholowego. Pięć postaci zwróconych twarzami do Kanału
Hockwell -- stworzoną przez człowieka drogę wodną, która odprowadza wody do rzeki Leem, która z kolei
odprowadza je do rzeki Ouse -- czekających na sygnał do nurkowania.
Sztuka pływania pod wodą, uprawiana podczas tych okresów wspaniałej letniej pogody przez młodzież
męską w Hockwell, Wansham i gdziekolwiek indziej, nie jest ani wyszukana, ani z drugiej strony łatwa. Polega
na połączeniu siły płuc z siłą mięśni mających przeciw sobie mętne, błotniste wody Kanału Hockwell, które
oferują niewielki wybór między pływackimi stylami z otwartymi i zamkniętymi oczyma i które, mimowolnie a
nieuchronnie połknięte, kiedy skończy się zapas powietrza, mają zgniły smak. Stanowiło to już przedmiot
wyzwań, skromnych zakładów i przechwałek. Nigdy jednak tak ostrej prowokacji jak ta.
Wasz nauczyciel historii uważa, że nie jest w tej sztuce nowicjuszem. Uważa, że potrafi pobić Petera Baine'a
i Terry'ego Coe (bił ich już przedtem). A co do Freddiego Parra... Ale gwałtowne emocje i niespodziewany
rywal sprawiają, że drży teraz stojąc na podłużnych deskach.
Pięć postaci na mostku. Oraz jedna na brzegu (w granatowych majtkach) która -- z rękami wciąż
opasującymi ramiona -- krzyczy: Gotowi!" Robi bezlitosną pauzę, podczas której gwałtownie wciągnięte hausty
powietrza zostają do połowy zmarnowane. Po czym: Hop!"
Młodszy z dwóch braci Crick nurkuje i traci z oczu swoich konkurentów. Zdecydowany, że prędzej mu
pękną płuca, niż Mary będzie miała powód, by nim gardzić (nie mówiąc już o pozbawieniu go widoku
swojej...), płynie głęboko. %7ładna rysa na powierzchni go nie zdyskwalifikuje. Przed oczyma ma brunatną i
milczącą mgłę. Zawiesinę szlamu. Szlam zmącony. Królestwo, gdzie ziemia miesza się z wodą. Tajemnicze,
nieskończone, ogarniające. Jego kończyny walczą, gardło dopomina się powietrza. Musi wypłynąć (co to znaczy
się topić!), musi wypłynąć...
I wypływa, piętnaście jardów od mostka, łapie powietrze,
łapie jeszcze raz, i widzi Petera Baine'a, także łapiącego oddech, jakieś trzy jardy za sobą i Terry'ego Coe jeszcze
jakiś jard za tamtym. Ale na pobliskim brzegu ani śladu Mary, która ogłosiłaby, że Tom Crick jest pierwszy,
Tom Crick wygrał. Bo co tymczasem dzieje się na mostku? Freddie Parr pobiera lekcję pływania. Freddie
istotnie, nie mogąc ścierpieć całkowitego upokorzenia, zanurkował i teraz walczy z wodą, młóci wodę rękami,
wypluwa wodę, skamle, przekręca się, tonie, znów wypływa, bulgoce, znów tonie. Mary stoi przerażona na
brzegu. A mój brat, który nie nurkował, który pozostaje na mostku, spogląda w dół na Freddiego z wyrazem
zafascynowania, jak również z miną kogoś, kto czeka, żeby tyle a tyle sekund przeszło, a następnie -- podczas
gdy ci w wodzie płyną w kierunku mostka -- klęka, kładzie się na deskach, przechyla poza krawędz, trzyma się
jedną ręką, a drugą, bez pośpiechu, wyciąga do Freddiego. Który ją chwyta i -- obecnie w stanie głębszego
upokorzenia, niż to, jakiego usiłował uniknąć -- zostaje wciągnięty na deski pokazową siłą długiego ramienia
swojego wybawcy.
Krótkie i szorstkie dochodzenie, kiedy z Peterem Baine i Terrym Coe wspinamy się na brzeg.
-- Nic mu nie jest.
-- Co się stało?
-- Sam sobie winien.
-- Czy Dick go zepchnÄ…Å‚?
- Nie, sam zanurkował, próbował w każdym razie.
-- GÅ‚upi kretyn.
-- Nie musiał. Nikt mu nie kazał.
Ale Dick nic nie mówi. Stoi na mostku, z pustą twarzą, jeszcze sztywniejszy i bardziej obrzmiały.
Freddie opada na brzeg, dysząc ciężko.
Ale czy widziałaś? Widziałaś, kto wygrał? -- rozdrażniony,
natarczywy głos. Ponieważ nawet ryzykując, że wyjdzie na chwalipiętę, wasz nauczyciel historii nie chce, żeby
jego osiągnięcie przeszło nie zauważone.
-- Widziałam... -- odpowiada Mary, oddalając się, o zgrozo, w kierunku swego ubrania.
Równocześnie jednak ochrypły krzyk i głośny plusk zmuszają wszystkich do błyskawicznego odwrócenia
głowy.
Dick zanurkował. Dick dał wyraz swojemu poglądowi, ze zawody jeszcze się nie skończyły.
Zmarszczki na wodzie. Bańki powietrza. Błysk ziemistych nóg pod szarobrunatną powierzchnią. Potem nic.
Długo nic. Przez piętnaście, przez trzydzieści sekund nic. I dalej nic. Następnie, kiedy nic musiało już chyba
przekroczyć ostateczny przydzielony mu termin, wciąż nic. I, po kolejnym, pełnym już zaskoczenia ustępstwie
czasu na rzecz nic, podczas kiedy Freddie na czworakach wyrzuca na trawę strumień wymiotów, zalatujących
zapachem whisky, dalej nic. I dalej nic. Wobec czego wszyscy (z wyjÄ…tkiem Freddiego) podrywajÄ… siÄ™ na nogi, a
Mary, rezygnując z pełnej osłony swoich sutków unosi jedną rękę, żeby przysłonić oczy. Ponieważ, jeśli opierać
obliczenia przestrzenne na upływie czasu, teraz jest to już kwestia wpatrywania się w błyszczącą od słońca dal.
Zamglony błękit nieba. Nagrzany brzeg. Płaskie, płaskie Feny. Chrzęst sitowia. Błoto między palcami nóg.
PÅ‚aczÄ…ce wierzby. Mary...
I kiedy się wydaje, że zdumiewające nic przeszło we wspaniałą i cudowną możliwość na zawsze", głowa --
to znaczy daleka ciemna plamka -- pojawia się na powierzchni, jakieś siedemdziesiąt -- czy to możliwe, że
osiemdziesiąt, czy to możliwe, że sto -- jardów od miejsca, gdzie stoimy. Wytrząsa wodę z włosów, nie
wykazuje żadnych objawów zmęczenia, jak gdyby wynurzając się właśnie w tym miejscu, uczyniła to jedynie
przez kaprys, a nie z konieczności; zmierza do brzegu; ciągnie za sobą (długi, ale pozbawiony płetw i łusek)
korpus mojego brata i bez odpoczynku, czy zatrzymania sunie w naszym kierunku, osadzona na swoim wysokim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]