- Strona pocz±tkowa
- Graham Heather Za wszelką cenę 01 Za wszelką cenę
- Heather Graham Nawiedzony dom
- Swift Graham Kraina wĂłd
- Graham Masterton Studnie Piekieł
- Graham Masterton Dziedzictwo
- 180 Successful Business School
- Czas_na_e_biznes_czasna
- 310.Graham Lynne Ślub w Petersburgu
- Lensman 04 Smith, E E 'Doc' Gray Lensman
- Joanna Rybak Klan NieśÂ›miertelnych
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byłby na tym jachcie z Leonidasem i Sergiem, gdyby nie musiał zastąpić swojego ojca
na zebraniu rzÄ…du.
Wieczór kawalerski na jachcie?
Nie myśl o tym - skarciła się Maribel. - To nie twoja sprawa.
Niedługo po nieszczęsnym nieporozumieniu o Josette Dawnay, Maribel nie
zamierzała podejrzewać najgorszego. Poza tym nadal zadręczała się myślą, że
Leonidas zawsze wiedział o jej miłości. Nie mogła znieść tej myśli. Miała tylko swoją
dumÄ™.
Helikopter okrążał wyspę, a Maribel spoglądała w dół. Zelos była zaskakująco
zielona. Długie pasy złotego piasku były otoczone turkusowym morzem, którego
srebrzyste fale uderzały o brzeg. Wyspa wyglądała jak raj. Na jednym jej końcu stała
ogromna rezydencja, a na drugim znajdowała się malownicza wioska rybacka z
kościołem. W porcie widoczny był ogromny jacht. Leonidas dorastał na Zelos i z tego
powodu Maribel cieszyła się, że będą tu mieszkać.
Zapadł zmrok. Eliasa powitano w domu, jakby był królem. Maribel przyglądała
się, jak jej syn udaje się na spoczynek w ramionach Diany, a za nimi podąża
pomocnica niani, młoda Greczynka i osobisty ochroniarz jej syna. Pokręciła głową.
- Już nigdy nie będzie sam, prawda? - zapytała.
- My, Grecy, z natury jesteśmy towarzyscy. Eliasa będą pilnować wszyscy na
wyspie. Witaj w nowym domu, hara mou. - Leonidas ujął jej dłoń. - Pozwól, że cię
oprowadzÄ™.
Dom był tak wielki, jak Heyward Park. Kolejne pokolenia rodziny Pallisów
dobudowywały nowe skrzydła, by dostosować rezydencję do swoich potrzeb. W
pięknym pokoju, wychodzącym na zacieniony winoroślą taras, Leonidas wziął Maribel
69
S
R
w ramiona.
- Chcę, żebyś była tu szczęśliwa.
Maribel spojrzała w jego ciemne, błyszczące oczy. Przez całą podróż obiecywała
sobie, że przestanie zadawać Leonidasowi głupie pytania. Ale na to jedno musiała znać
odpowiedz.
- Muszę cię o coś spytać - powiedziała nerwowo.
Leonidas spojrzał na nią zaniepokojony.
- Czy Imogena powiedziała ci kiedyś, że cię kocham?
Tego pytania Leonidas się nie spodziewał. Oczekiwał czegoś innego, wręcz
oskarżenia. Był zaskoczony.
Maribel odsunęła się.
- To prawda. Powiedziała ci!
- Nie pozwoliłaś mi odpowiedzieć.
Maribel wyprostowała się.
- Nie musisz odpowiadać. Czasem czytam w tobie jak w otwartej książce.
Leonidas nie był zachwycony. Słynna nieprzenikliwość chroniła jego
prywatność. Jednak już kilka razy Maribel pokazała, że potrafi odgadywać jego myśli.
- Imogena raz wspomniała o czymś w tym stylu.
- No cóż, nie musisz się już tym martwić, prawda?
- Nie martwiłem się.
- Ani nawet myśleć o tym.
- Nie myślałem.
- To już nieprawda - poinformowała go Maribel. - Przeszło mi po tej nocy w
domu Imogeny.
- Dlaczego? - spiÄ…Å‚ siÄ™ Leonidas.
Ponaddwuletnia niechęć i ból nagle wróciły i wypełniły serce Maribel.
- Pamiętasz, jak poprosiłeś o śniadanie? Nie było nic do jedzenia, więc
pojechałam do sklepu.
Leonidas, dla którego tamte wspomnienia były na tyle przykre, że je zakopał
głęboko w pamięci, spytał zimno:
- Gdzie był ten sklep? W Afryce?
- Nieco bliżej. Dojechałam tylko do skrzyżowania. Gdy skręciłam do
supermarketu, jakiś samochód wjechał w tył mojego. Wylądowałam w szpitalu ze
wstrząsem mózgu.
Leonidas patrzył na nią z niedowierzaniem.
70
S
R
- Tamtego ranka miałaś wypadek?
Maribel potakująco kiwnęła głową.
- To dlaczego, u diabła, nie zadzwoniłaś do mnie?
- Zanim odzyskałam przytomność, ciebie już dawno nie było u Imogeny.
Wyciągnęłam z tego wnioski - odparła Maribel. - To wyleczyło mnie z przywiązania
do ciebie, równie dobrze mogłam umrzeć, a ty nie zainteresowałbyś się, co się ze mną
stało! Nawet do mnie nie zadzwoniłeś!
Leonidas nadal był oniemiały ze zdziwienia.
- Leżałaś ranna... w szpitalu?
- Tak, do następnego dnia.
Twarz miał napiętą. Brwi zmarszczone. Przyciągnął Maribel do siebie.
Ciemnozłote oczy wpatrywały się w jej twarz.
- Theos mou, bardzo przepraszam. Gdybym wiedział, gdybym chociaż
podejrzewał, że nie wróciłaś, bo coś ci się stało, szukałbym cię i byłbym z tobą.
Myślałem, że mnie zostawiłaś.
Maribel była zaskoczona.
Dlaczego tak pomyślał? Nie sądziła, by często doświadczał takiego odrzucenia.
A może kobiety tak się zachowywały po przygodzie na jedną noc? Nie chciała o to
pytać. Nie chciała drążyć tematu. Bała się, że w ten sposób ujawni to, co ze wszystkich
sił pragnęła przed nim ukryć.
Leonidas wreszcie zrozumiał, dlaczego powiedziała, że go nie lubi. Był
wstrząśnięty tym, że nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogła mieć wypadek, że był
powód jej zniknięcia. Nie rozumiał, dlaczego tamtego dnia zawiodła go intuicja. Ani
dlaczego jego reakcja była tak wyolbrzymiona. Ale wiedział, jaki był efekt.
- Zawiodłem cię - powiedział smutno. - Bardzo tego żałuję.
Maribel była wzruszona jego szczerością. Pogładziła jego dłoń w geście
pocieszenia.
- To nic... nie wiedziałeś.
Skrzywił się.
- To nie jest nic. Powinienem to sprawdzić. Powinienem być przy tobie. Byłem
aroganckim...
- Wiem, ale się nie zmienisz - powiedziała smętnie Maribel. - Nie bez
przeszczepu ego.
To było zabawne, przyznał niechętnie Leonidas. Schylił głowę i zawładnął jej
ustami, sprawiając, że nareszcie poczuła się wolna.
71
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Maribel odkryła, że Leonidas przyniósł ją do sypialni. Zwiatła były
przyciemnione, a łóżko miało rozmiary małego pola golfowego.
- To tutaj urządzasz swoje orgie? - spytała żartobliwym tonem.
- Nie musisz się tym martwić. Widziałem ich wystarczająco dużo, gdy
dorastałem z Elorą - odparł Leonidas.
Maribel była zaskoczona szczerym wyznaniem. To nie był dobry moment, żeby
mówić mu, że jej uwaga była tylko kiepskim żartem, wypowiedzianym bez
zastanowienia.
- Poza pokojówkami jesteś jedyną kobietą, która kiedykolwiek przekroczyła próg
tego pokoju.
Maribel była przekonana, że on żartuje.
- I ja mam w taką bajkę uwierzyć!
- To prawda. Nigdy nie przyprowadziłem tu kobiety. Wolałem zachować
sypialnię dla siebie. Rzadko spędzałem z kimś całą noc.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]