- Strona pocz±tkowa
- Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
- Beverley Jo Malżeństwo z rozsądku 01 Malżeństwo z rozsądku
- LE Modesitt Recluce 01 The Magic of Recluce (v1.5)
- James M. Ward The Pool 01 Pool of Radiance
- Laurie Marks Elemental Logic 01 Fire Logic
- Anna Brzezińska Wilżyńska dolina 01 Opowieści z Wilżyńskiej Doliny
- Morris Quincy Supernatural Investigation 01 Gustainis Justin Black Magic Woman
- Ian Rankin [Jack Harvey 01] Witch Hunt (v4.0) (pdf)
- Anna Leigh Keaton [Serve & Protect 01] Five Alarm Neighbor (pdf)
- Życzę Ci pięknych chwil
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
standardów to wiek sędziwy. W tym kraju zginął już
niejeden siedemnastolatek.
No tak westchnął Cole. Quantrill też wer-
buje prawie dzieci. Jeżdżą z nim teraz synowie
Jamesa, no i ten Bill Anderson, też jeszcze dzieciak,
choć to prawdziwy rzeznik.
PociÄ…gnÄ…Å‚ jeden Å‚yk, potem drugi i po butelkÄ™
sięgnął Malachi.
Myślisz, Cole, że Quantrill naprawdę panuje
nad swoimi ludzmi? spytał. Czy to całe małżeń-
stwo naprawdÄ™ uchroni Kristin?
Quantrill będzie tu najwyżej jeszcze miesiąc.
Zrobi jeszcze jakiÅ› wypad, tego sobie nie daruje,
potem pociÄ…gnie do Arkansas albo do Teksasu. Ja
muszę jechać do Richmond, ale przez jakiś czas
jeszcze tu zostanÄ™...
Cole, i ty uważaj na siebie odezwał się
Malachi. Ta okolica robi się niebezpieczna, za dużo
tu się kręci patroli federalnych.
Wiem.
Ta mała czarownica omal nie wkopała mnie dziś
rano.
Czarownica?
Shannon wyjaśnił Jamie.
Tak potwierdził Malachi. Wiesz co, Cole?
%7Å‚ony to ci zazdroszczÄ™, ale szwagierki to na pewno nie.
Do tego jeszcze brat Jankes! dodał z uśmie-
chem Jamie. A ta mała to raczej nie przepada za
naszym Malachim. Dobrze, że chłopak już wyjeżdża,
bo ona ma zbyt wielką ochotę wydrapać mu oczy!
174 Heather Graham
Malachi machnął lekceważąco ręką i sięgnął po
butelkÄ™.
A tam! TrochÄ™ dzieciak bryka.
Dzieciak! prychnął Jamie. Przecież ona jest
niewiele młodsza od twojej żonki, Cole. I tak samo
Å‚adniutka!
Starsi bracia spojrzeli po sobie.
Ten chłopak powinien być w Waszygtonie
stwierdził ponurym głosem Malachi. Jakby
zaczął wiercić dziurę w brzuchu generałom Unii,
to dla świętego spokoju daliby nam wygrać tę
wojnÄ™.
Jamie ego nie dało się jednak poskromić. Wcale
niezrażony, oparł się wygodniej o siodło i patrząc
w rozgwieżdżone niebo, zaczął mówić bardzo poważ-
nym głosem:
Wiesz, Cole, ja bardzo ci współczuję z powodu
tego, co zdarzyło się w przeszłości...
Malachi wstrzymał oddech.
Ale gdybym był na twoim miejscu ciągnął
Jamie, teraz już głosem tęsknym, rozmarzonym na
pewno nie piłbym z wami whisky. Gdyby czekała na
mnie taka kobieta... kobieta o przepięknych złocisto-
brązowych włosach... oczy jak dwa szafiry... Jak ona
się porusza, po prostu płynie! I jak kusząco kołysze
biodrami. Po prostu....
Sukinsyn!
Butelka poleciała w ogień. Resztki alkoholu wypa-
rowały z sykiem. Cole zerwał się na równe nogi.
Poderwał się Jamie, wstał i Malachi, choć nie chciało
mu się wierzyć, że Cole rzuci się teraz na młodszego
brata. Ale Malachi nigdy jeszcze nie widział Cole a
Za wszelkÄ… cenÄ™ 175
w takiej pasji. I nigdy jeszcze nie widział, żeby Jamie
z taką determinacją starał się rozdrażnić brata.
Cole... zaczął ostrożnie.
Przestań! krzyknął Jamie. Jeśli on chce mnie
stłuc, to proszę bardzo! Może mu wtedy ulży! I lepiej
niech wyżywa się na mnie, a nie na tej biednej
dziewczynie, która teraz czeka tam na niego. Przecież
ona nawet nie wie, dlaczego...
Psiakrew! ryknÄ…Å‚ Cole. A co to zmieni? Ona
tylko chce, żebym ją chronił.
Ona przede wszystkim zasługuje, żebyś za-
chowywał się wobec niej przyzwoicie.
Mówiłem ci już...
Bzdury. I tak jesteś zwykłym draniem.
Ty nie wiesz...
Ale jedno wiem, Cole. Miałeś wspaniałą żonę,
wszyscy ją bardzo kochaliśmy. A ona kochała ciebie
nieprzytomnie, a teraz przewraca siÄ™ w grobie, kiedy
widzi, jak ty się wykańczasz, jak żyjesz tylko myślą
o zemście...
Cole! krzyknÄ…Å‚ Malachi, chwytajÄ…c brata za
ramiÄ™.
Było jednak za pózno. Cole i Jamie, sczepieni ze
sobą, turlali się już po ziemi. Przez chwilę szarpali się
ze sobą, i w końcu wyższy i silniejszy Cole znalazł się
na wierzchu.
Co ty wiesz, szczeniaku! krzyczał w strasznej
pasji. To nie ty ją znalazłeś! To nie ty widziałeś, jak
umiera, jak jej ciało robi się zimne...
Ręce Cole a zaciskały się wokół szyi Jamie ego jak
obręcz. Jamie nie bronił się, spokojnie pozwalał się
dusić.
176 Heather Graham
Cole! krzyknÄ…Å‚ rozpaczliwie Malachi, szarpiÄ…c
go za ręce. Udusisz go!
Nagle Cole puścił brata, zaklął, zerwał się na
równe nogi i odszedł parę kroków.
Ja... ja muszę trzymać się od Kristin z daleka
powiedział cicho.
Jamie podniósł się z ziemi i pocierając obolałą
szyję, spojrzał na Malachiego.
Nie musisz, Cole powiedział spokojnie Mala-
chi. Powinieneś teraz jechać do niej.
Cole nie odzywał się. Stał nieruchomo, wpatrzony
w bezkresną równinę. Nagle odwrócił się i zapytał:
Jamie? Wszystko w porzÄ…dku?
W porządku, w porządku uspokajał go brat,
a Cole już odwiązywał od drzewa swego wielkiego
wierzchowca.
A dokąd to? spytał Malachi.
Po jeszcze jednÄ… whisky! krzyknÄ…Å‚ Cole,
wskakujÄ…c na konia na oklep.
Malachi i Jamie ze zrozumieniem pokiwali głowa-
mi, potem patrzyli, jak Cole nakierowuje konia
w stronÄ™ domu i rusza z miejsca dzikim galopem.
Ale mu spieszno do tej whisky powiedział
Jamie.
Obaj bracia spojrzeli na siebie i wybuchnęli niepo-
hamowanym śmiechem.
Cole, podjeżdżając pod dom, słyszał ujadanie
psów Pete a. Po chwili w drzwiach kwatery ukazał się
sam Pete, w pospiesznie naciągniętych spodniach,
które nie zdołały skryć w całości białych kalesonów.
To ja! zawołał Cole.
Za wszelkÄ… cenÄ™ 177
A, dobry wieczór, panie Slater, dobry wieczór!
odkrzyknął z wyrazną ulgą staruszek i znikł
w drzwiach.
Cole zeskoczył z konia i znieruchomiał na chwilę,
usiłując poukładać sobie wszystko w głowie, w której
nie było zbyt klarownie. Ta whisky była pieruńsko
mocna... Starał się iść jak najciszej, niestety, przeklęte
deski w podłodze werandy skrzypiały niemiłosiernie.
Potem, po omacku, udało mu się względnie cicho
przebrnąć przez ciemny hol, salon i wylądować
w pokoju, który kiedyś był gabinetem Gabriela
McCahy ego.
Zanim znalazł zapałki, zrzucił na podłogę kilka
drobiazgów, ale wreszcie udało się i lampa naftowa
na biurku zaznaczyła krąg łagodnego światła.
Fotel zapraszał. Cole rozsiadł się wygodnie, nogi
oparł o blat biurka i wysunąwszy jedną z dolnych
szuflad, zaczął szperać w niej, szukając gorączkowo
butelki z alkoholem. Do cholery, z jakimkolwiek!
Nagle coś skrzypnęło. Cichutko. W jednej sekun-
dzie jego zmysły, lekko przytłumione przez wypitą
whisky, ożyły. Nogi opadły na podłogę, ręka błys-
kawicznie sięgnęła po rewolwer, a wzrok natych-
miast skierował się na drzwi.
A ty co tu robisz? burknÄ…Å‚ i wsunÄ…wszy
rewolwer do olstra, z powrotem rozsiadł się wygod-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]