- Strona pocz±tkowa
- 05 Bracia Rinucci Gordon Lucy Włoski kaprys
- Clark Lucy Podwójne szczęście
- Błękitny zamek Montgomery Lucy Maud
- Montgomery Lucy Maud Ania Z Szumiacych Topoli 4
- Linda Cajio Jak czysty jedwab
- Manuela Gretkowska Silikon
- Eddings Dav
- śÂšwiadectwo (ksić…śźka), Kard. StanisśÂ‚aw Dziwisz
- Diana Palmer Pewnego razu w Paryśźu
- H164. Landon Juliet Kupiona narzeczona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Grzmotów nie było wiele, ale deszcz lał jak z cebra prawie przez całą godzinę. Od czasu do
czasu Ania unosiła parasol i żywym ruchem ręki starała się dodać Dianie otuchy: nie można
było bowiem prowadzić rozmowy w tych okolicznościach i z tej odległości. Wreszcie deszcz
ustał, ukazało się słońce i Diana poprzez kałuże i jeziora dziedzińca dobrnęła przed kurnik.
Czyś bardzo przemokła? spytała troskliwie.
O, nie! zawołała Ania wesoło. Głowę i ramiona mam zupełnie suche, a
suknię tylko trochę wilgotną tam, gdzie deszcz przedostawał się przez deski. Nie lituj się nade
mną, bo ja sama nie przejmuję się już tą przygodą. Myślałam o tym, ile dobrego deszcz
zdziała, jak się nim ucieszył mój ogród, i wyobrażałam sobie, co poczuły spragnione kwiaty i
pąki na szmer pierwszych kropel deszczowych. Ułożyłam nawet prześliczną rozmowę
pomiędzy groszkiem pachnącym, różami, słowikiem z krzaka bzu a dobrym duchem ogrodu.
Spiszę ją, gdy powrócę do domu. Uczyniłabym to zaraz, gdybym miała kartkę papieru i
ołówek, bo lękam się, że za chwilę najpiękniejsze zdania ulecą mi z pamięci.
Wierna Diana miała ołówek w kieszeni, a w kabriolecie znalazł się arkusz papieru.
Ania zamknęła ociekający wodą parasol, włożyła kapelusz, rozprostowała papier na podanej
przez Dianę dachówce i pisała swą ogrodową idyllę w warunkach niezbyt sprzyjających pracy
literackiej. Mimo to rezultat okazał się bardzo miły i Diana była zachwycona, gdy Ania
odczytała jej swój utwór.
Cudowne, naprawdę cudowne, Aniu. Musisz to posłać do Kobiety Kanadyjskiej .
Ania potrząsnęła głową przecząco.
Ależ nie nada się zupełnie, nie ma w tym wcale intrygi. Po prostu wiązanka
fantastycznych myśli. Ja lubię pisywać takie rzeczy, ale nic podobnego się nie drukuje, bo
wydawcy zawsze żądają intrygi. Tak twierdzi Priscilla. Ale oto panna Sara Copp. Błagam cię,
Diano, biegnij mnie wytłumaczyć.
Panna Sara Copp była to mała osóbka w czarnej, skromnej sukni i kapeluszu, o
którego wyborze na pewno nie zdecydowała moda, lecz praktyczność. Aatwo zrozumieć, jak
ją zdumiał ów oryginalny widok na dziedzińcu, lecz objaśnienie Diany wzbudziło w niej
tylko sympatię. Pośpiesznie przyniosła siekierę i kilkoma zręcznymi uderzeniami uwolniła
Anię, która, trochę zmęczona i zdrętwiała, osunęła się do wnętrza swego więzienia, po czym
wydostała się na zupełną już swobodę.
Panno Saro zaczęła poważnie. Zapewniam panią, że zaglądałam do spiżarni
jedynie po to, aby się przekonać, czy pani posiada granatowy chiński półmisek. Nie
widziałam nic więcej, bo nie patrzyłam na nic innego.
Ależ wszystko w porządku uspokajała ją panna Copp uprzejmie. Nie
martwcie się, przecież nic złego się nie stało. Dzięki Bogu, my, Coppówny utrzymujemy stale
porządek w naszych spiżarniach, więc nie wstydzimy się, że ktoś je obejrzy. Co do kurnika,
rada jestem, że się zapadł, bo może teraz Marta zgodzi się go rozebrać: przedtem nie
pozwalała na to, twierdząc, że może się jeszcze kiedy przydać, a ja każdej wiosny musiałam
go bielić. Z nią trudno jest dojść do ładu. Dzisiaj pojechała do miasta, odwiozłam ją właśnie
na stację. Chcecie kupić chiński półmisek? Ile dajecie za niego?
Dwadzieścia dolarów.
Ania nie dorosła do załatwiania transakcji z rodziną Coppów, gdyż ofiarowała z
miejsca zbyt wysokÄ… cenÄ™.
No, zobaczymy rzekła panna Sara przezornie.
Szczęśliwym trafem półmisek jest moją osobistą własnością, w przeciwnym razie
nie ośmieliłabym się go sprzedać w nieobecności Marty. Jestem pewna, że i tak podniesie
lament, bo ona tu rej wodzi. Już mi się sprzykrzyło życie pod pantoflem tej kobiety. Ale,
proszę, wejdzcie do pokoju; musicie być porządnie zmęczone i głodne. Ugoszczę was, jak
będę mogła najlepiej, ale nie oczekujcie nic prócz chleba z masłem i paru ogórków. Przed
wyjazdem Marta schowała całe ciasto, ser i konfitury. Zawsze mnie tak urządza, uważając, że
jestem zbyt rozrzutna w podejmowaniu gości. |
Dziewczęta były za bardzo wygłodzone, ażeby być wybrednymi: chleb, masło i ogórki
zyskały ich gorące uznanie.
Po skończonym podwieczorku panna Sara rzekła:
Nie wiem, czy powinnam sprzedać ten półmisek. To stara sztuka, wart co najmniej
dwadzieścia pięć dolarów.
Diana lekko nadepnęła pod stołem nogę Ani, miało to oznaczać: Nie zgódz się, odda
i za dwadzieścia .
Ale Ania nie dbała o to. Chodziło przecież o rzecz tak cenną. Natychmiast zgodziła się
na dwadzieścia pięć, czego wynikiem było, iż panna Sara żałowała, że nie zażądała
trzydziestu.
No to zgoda. PieniÄ…dze sÄ… mi teraz koniecznie potrzebne. Wiedzcie bowiem tu
panna Sara zadarła dumnie głowę, a rumieniec wystąpił na jej chude policzki że wychodzę
za mąż za Ludwika Wallace a. Dwadzieścia lat temu prosił o moją rękę. Kochałam go
szczerze, lecz ojciec mój dał mu kosza, bo był biedny. Nie należało się na to zgodzić, ale
byłam nieśmiała i bałam się ojca. Zresztą nie wiedziałam, że tak trudno o męża.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]