- Strona pocz±tkowa
- Czas milosci i czekolady Gabrielle Zevin
- 04 Wieczna milosc 2 (Arnold Judith )
- Cartland_Barbara_ _Spragniona_milosci
- Fromm Erich Ucieczka od wolnosci
- Wieczna_wolnosc
- 0415329167.Routledge.Trust.and.Toleration.Sep.2004
- 00000233 SśÂ‚owacki Beniowski
- McPhee Margaret Tajemnica księcia
- McDonagh Margaret Najlepsza partia
- Kraszewski JI Rzym za Nerona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeleci przeze mnie, wypadnie dołem, i zabrudzę posadzkę. Ale\ miałem poronione pomysły! Tak
więc po pewnym czasie śmiało sięgałem do chlebaka, lodówki i wyjadałem co popadnie. Na początku
nie czułem wyraznie smaku. Gdy czegoś próbowałem, przypominało to lekko posłodzony styropian.
Po pewnym czasie zmysł smaku wyostrzył się, szczypiorek był kwaśny, sól słona, a marchewka
bardzo słodka.
Przyznam się do pewnej rzeczy. Otó\, niekiedy po wyjściu otwierałem barek i serwowałem sobie
drinka. Mało tego, ja wyraznie czułem odurzenie. Nic było to jednak zwykłe odurzenie alkoholowe, to
był niezły haj. Mimo, \e byłem wstawiony, miałem pełną kontrolę tego, co się dookoła działo. Mogłem
w ka\dej chwili przerwać haj lub te\ na powrót wrócić do niego i wzmocnić go. Nadmienię, \e \aden
ze skosztowanych przeze mnie w przeszłości narkotyków, nie wywoływał takiego haju jak zwykły drink
w POZA.
Myślcie sobie, co chcecie, ale dla mnie miejsce, do którego trafiam po wyjściu z ciała, to istny Raj.
Seks, narkotyki i rock'n'roll. A oprócz tego podniebne akrobacje, no i oczywiście niesamowicie
WIELKA MIAOZ płynąca od moich Niefizycznych Przyjaciół. W pełni akceptowali wszystko, co
robiłem. Ba, Oni mi w tym pomagali! Pełna WOLNOZ...!
Niekiedy po opuszczeniu ciała, gdy w mieszkaniu było ciemno, bo na przykład dostrojenie wypadło
w nocy, zauwa\yłem, \e z okolic klatki piersiowej emitują Białe Zwiatło. Wówczas Zwiatło to
rozpraszało ciemność i mogłem dobrze widzieć, co jest dookoła. Często te\ w takich sytuacjach
miałem dodatkową Latarką nad głową. Przypominało to chodzenie w górniczym hełmie, w którym na
stałe zainstalowany jest mały reflektor. Macałem się po klatce i głowie, ale nie wyczuwałem nic pod
raka. Nie wiedziałem, co takiego jest yródłem Zwiatła. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, \e
to ja sam emitują Białe Zwiatło. Pierwsze, co mi przyszło na myśl:
O kurczą, co to ja świętym jestem, czy co? śadnym świętym nie byłem i nadal nie jestem.
Przynajmniej nie w potocznym tego słowa znaczeniu. Dawno przestałem się modlić i chodzić do
kościoła, wierzyć w Chrystusa i całe te nauki o zbawieniu i zmartwychwstaniu... Razem z moim
Jezusem umarł te\ szatan. Przykro mi, \e o tym mówią i być mo\e ranią czyjeś uczucia religijne, ale
bóg mojego dzieciństwa odszedł i ju\ nigdy nie wróci. Doskonale wiedziałem nie wierzyłem, \e taki
bóg nie istnieje. Na początku moich doznań wielokrotnie szukałem Jezusa, wołałem go, by do mnie
przyszedł. Gdy nikt się nie zjawiał, myślałem, \e po prostu nie jestem, jak to kościół nazywa, godny
łaski. Wówczas pomyślałem, \e skoro do mnie nie przyszedł, to niech się zjawi jego antagonista
szatan. W desperacji, po wyjściu, stawałem w lekkim rozkroku na środku pokoju, unosiłem ramiona w
górą i wołałem: Przyjdz do mnie szatanie! No przyjdz skoro jesteś! Powtarzałem wielokrotnie, po
czym dodawałem: Niezły z ciebie tchórz, skoro człowieka się boisz! Dupek jesteś! Nie ma cię! Nie
istniejesz! Zabieg ten powtarzałem wielokrotnie, podobnie jak z przywoływaniem Jezusa. Oczywiście
wołając tego ostatniego, u\ywałem innych słów i gestów byłem pełen miłosierdzia, pokory, ufności.
Ale i on się nic zjawiał. Po pewnym czasie dałem sobie z dwojgiem spokój. Było dla mnie jasne, \e tu,
poza ciałem, w NZ ich nie ma. Nie ukrywam, \e czułem \al i rozgoryczenie. Cię\ko mi było się z tym
pogodzić. Coś we mnie umierało. Fałszywe przekonania o Bogu. Miałem ochotą puścić z dymem parę
kościołów. Czułem nienawiść i złość, \e mnie oszukiwano, wykorzystywano, manipulowano mną przez
tyle lat. Lecz szybko ostygłem i zrozumiałem, \e ci ludzie nie są niczemu winni. śyją w swoim
iluzorycznym świecie przekazanym przez starsze pokolenia. Te z kolei otrzymały go od innych
praprzodków, a ci... Czyli sam Bóg stworzył te wszystkie religie! Ale po co?! Więcej złego przyniosły
ni\ po\ytku! Krucjaty, palenie na stosie, niszczenie nawracanie innych kultur. Ile\ było wojen na tle
religijnym?! Konfiskadorzy w Południowej Ameryce, Krzy\acy w Europie, islamskie święte wojny... A
dzisiaj Jugosławia, protestanci i katolicy w Wielkiej Brytanii, śydzi i Arabowie w Izraelu i Palestynie. No
i ten czubek Osama bin Laden. Czy ortodoksyjni muzułmanie prowadziliby swoje święte wojny, gdyby
wiedzieli, \e Allach jest wytworem ich umysłów, \e nie istnieje? A do krainy kobiet, którym wiecznie
odrasta błona dziewicza mo\e trafić ka\dy po wyjściu z ciała i napalić się opium do woli. Ale jak
dotrzeć do tych wszystkich ludzi, skoro ich umysły są wyprane i zamknięte na wszelką Zmianę?
Trzymają się kurczowo swoich fałszywych przekonań. Nie sposób zdjąć im klapek z oczu.
By znalezć Drogę pro wadzącą do Boga... Domu... Nale\y wyrzucić iluzoryczne pojęcia o Niej!
Trzeba z wielkim hukiem wywalić z siebie wszystko, o czym do tej pory myślałeś, \e jest Bogiem!
Oczyścić umysł z fałszywych przekonań o Nim! Prościej? Wyrzuć boga, by znalezć BOGA! Znajdziesz
GO poprzez autopsję, własne doświadczanie.
Babcia była osobą bardzo religijną. Miała ponad 80 lat. Z roku na rok traciła wzrok. Chorowała na
jaskrę. Nie poszła na operację, choć tak bardzo ją prosiliśmy. Pewnego dnia przewróciła się na
schodach i złamała rękę w nadgarstku. Nie chciała, by ją zbadał lekarz. Mówiła, \e ręka sama się
zrośnie. Strasznie cierpiała, nie mogła nic robić chorym ramieniem. Po dłu\szym czasie uszkodzony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]