- Strona pocz±tkowa
- Manuela Gretkowska Silikon
- Fingerbild Bob Samoleczenie wzroku metodć… dr Bates'a
- Tracy Falbe The Rys Chronicles 02 The Goddess Queen
- Cesarz Ryszard Kapuscinski
- Sri Swami Sivananda Lord Siva and His Worship
- Marek HośÂ‚yśÂ„ski E mailem z Doliny Krzemowej
- Evanovich Janet, Goldberg Lee Skok
- (ebook) Love making gu
- SzataśÂ„skie wśÂ‚osy
- Guta lag
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wrzały piosenką. Była to godzina,
W któréj tak miÅ‚o pójść nad jasne zdroje,
Gdzie słońcu broni przystępu leszczyna,
I na murawie legnąć aksamitnéj,
W brzÄ™ku motyli, przy wodzie bÅ‚Ä™kitnéj...
Lecz w owe czasy któż jednę godzinę
Marzył, spokojnie przedumał nad wodą?
Któż miał czas marzyć, że tak wszystko minie
Jak kwiat będący motylom gospodą?
Jak niezabudka drżąca przy leszczynie?
Jak Å‚za? jak wszystko, co siÄ™ zowie modÄ…?...
Choć dobra moda była w onych czasach
Konfederować się i kryć po lasach!
A jednak i to minęło!... Ojczyzna
Minęła także! i ów wierszyk złoty,
%7Å‚e dla niéj każda smakuje trucizna,
Ów wiersz, co niegdyÅ› zachÄ™caÅ‚ do cnoty,
Jest dzisiaj... każdy mi to pewnie przyzna,
Kto w oblężeniu jadł szczury łub koty -
%7łe ten wiersz bez psów, bez liszek, bez czajek,
Jest dziÅ› najlepszÄ… z Krasickiego bajek...
A więc niech wszystko mija! - Wstańcie, burze!
I zwiéjcie mój Å›lad z téj smÄ™tnéj pustyni!
I moje myśli jak łez pełne kruże
Przechylcie, niech je próżnymi uczyni
Czas. - Wszak stawaÅ‚em na niéjednéj górze
Bliżéj piorunów niż gadu, co Å›lini
Pocałunkami nawet twarz człowieka;
Bliżéj chmur, co grzmiÄ… - niż ludu, co szczeka.
I dziś od ogniów boskich w dół zepchnięty
Z piramid czoła, z wulkanicznych szczytów,
Cierpię - lecz jeszcze gardzę. I ten ścięty
Rym nieraz kąsa was aż do jelitów,
I płynie jako szalone okręty,
Z fal odrzucany do niebios błękitów,
Gdzie mu początek był i koniec będzie,
Gdy śmierć na żaglach okrętu usiędzie.
Tymczasem z szumów żaglowych i waru
Myśli zhukanych jest harmonia dzika,
Którą ja lubię, że tak pełna gwaru,
%7łe czasem jak wąż pośród ruin syka,
Czasem podobna do aniołów swaru,
Gdy błyskawicą letnią się odmyka
Niebo i znów się zasuną płomienie
Na dziwny duchów świat, skąd szło westchnienie.
A jednak, gdyby twoja, o młodości!
%7Å‚elazna niegdyÅ› wola, dumna, twarda,
Gdybym nad sobÄ… miaÅ‚ wiÄ™céj litoÅ›ci,
Gdyby mi nawet w krew nie przeszła wzgarda
Tego, co teraz jest i co w przyszłości
Być może: lutnią szalonego barda
Skruszyłbym wziąwszy pod zgięte kolano;
I nowÄ… harfÄ™ wziÄ…Å‚ niepokalanÄ….
Lecz pózno! pózno już! Gdzie są słuchacze?
Czy w grobach klaszczą w ręce zadziwione?
Czy urÄ…gajÄ…? - nie wiem - i nie raczÄ™
Gonić myślami te smętne, stracone
Mary. Lecz nieraz, kiedy mi zakracze
Orzeł lecący na słońce czerwone,
Zda mi się, że to jakaś dusza bratnia
Znów odlatuje ode mnie - ostatnia!
Lubiłem takie dusze dzikie, smętne,
Rozokolone na niebie szeroko,
Błyskawicowe trochę, trochę mętne,
Nawet gdy w ciało się straszne obloką
I w pioruny się rzucają namiętne
Lub nad Safony chwiéjÄ… siÄ™ opokÄ…;
Lubiłem takie dusze - niebezkarny! -
Wybrednie marząc w różach - kolor czarny.
Dziś uleczony na pół - lubię róże
Takie, jakimi je Bóg stworzył, ładne
I wiotkie. - Teraz wam powieścią służę
I w żadne wiÄ™céj ustÄ™py nie wpadnÄ™,
%7ładną gawędą pieśni nie przedłużę,
Ale też z faktów wam nic nie ukradnę,
Bo wszystko godne jest pamiÄ™ci wiecznéj
I wszystko może ujść - w kompanii grzecznéj.
Stoi więc w dębie moja mołodyca
Ze świecą - jasne dwa gołębie burczą;
Ksiądz pieczętuje sygnetem szlachcica
Listy... Posłuszne się papiery kurczą
W kopertÄ™; z lakiem ożeniona Å›wiéca -
Mówiąc Delill[e]a stylem - styl tak sturczą
Poeci, że dziś gwałtem trzeba z Francji
Rozumu, jeszcze wiÄ™céj elegancji -
Ożeniona więc świeca z laską laku,
Wydała tę łzę, która z tajemnicy
Nie da się nigdy odedrzeć bez znaku -
Zwłaszcza jeżeli Moskal na granicy
Nie czyha na twój sekret, o Polaku,
Z pomocÄ… drugiéj ożenionéj Å›wiécy,
I chmur z tajemnic twoich nie uchyla
Zdradziecką ręką nocy (styl Delill[e]a).
Już więc ksiądz Marek (tu mnie nie dościgną
Iksy warszawskie) kochanków zaślubił
I nim oboje w małżeństwie ostygną,
Przypieczętować chciał - już lak naczubił,
Już... już... Wtem szable mu po oczach migną!
Ksiądz wstał - szczęk wielki był - pieczątkę zgubił;
Ujrzał na ścianach boju stereotyp,
Bowiem dąb w środku był jak dagerotyp.
Co się więc działo zewnątrz, to się w łonie
Suchego dębu odbiło tęczowie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]