- Strona pocz±tkowa
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 03 Tajemnicza gwiazda
- Alfred Szklarski Tajemnicza Wyprawa Tomka
- Nora Roberts Tajemnicza gwiazda
- McPhee Margaret Tajemnica księcia
- Goodnight_Linda_ _Tajemniczy_ksiaze
- Sandemo Margit Saga O Czarnoksiężniku 11 Dom Hańby
- Sandemo_Margit_25_Pewnej_deszczowej_nocy
- Sandemo Margit Saga O Czarnoksiężniku 10 Echo
- Sandemo Margit 17 Na ratunek
- Jack Mann Her Ways Are Death
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy kurom także zawiążemy szaliki? żartobliwie zapytała Rebecka.
Martin roześmiał się.
Nie, ale powinniśmy nakryć czymś klatki. A gdyby udało się wam znalezć coś
dostatecznie dużego do osłonięcia skrzyń ze świniami, byłoby naprawdę wspaniale.
Zwinie gwałtownie protestowały, gdy tak nagle zapadły ciemności, ale nikt nie zważał
na ich urażone chrząkanie. Wędrowcy znów podjęli marsz, tym razem już przez bardziej
otwarty teren.
Martin starał się nie myśleć o wszystkich trudnościach, jakie jeszcze ich czekały,
pocieszał się myślą, jak to dobrze będzie, gdy nareszcie znajdą się u celu. Jego matka miała
kota, Linnea z pewnością będzie zachwycona zwierzątkiem, z taką troską zajmowała się
przecież młodymi kózkami i jagniętami. Matti powinien dostać psa...
87
Martin nigdy się nie ożenił. Zajmował się matką, a potem opiekował jeszcze
niemowlęciem, Czarnym. Tak upływały lata w wiecznym trudzie, by nie wpuścić biedy za
próg.
Sanie się wywróciły, spadła skrzynia ze świniami. Zaniosły się kwikiem, cała piątka,
jakby co najmniej obdzierano je ze skóry. Martin oderwał się od swych rozmyślań i
pospieszył z pomocą Elin i Olemu, którzy usiłowali zaprowadzić porządek.
Elin świetnie wygląda mimo upływu lat, pomyślał Martin, wspominając zrozpaczoną
piętnastolatkę, którą dawno temu spotkał w lesie. Teraz miała lat trzydzieści pięć, ale jej oczy
zachowały nadal tamten czysty, niewinny wyraz. Sprawiała wrażenie zmęczonej, a na twarzy
wyryła jej niezatarty ślad bezustanna troska o syna. Oprócz tego jednak niewiele się zmieniła.
Kiedy umieścili już na miejscu obie skrzynie, Martin delikatnie uścisnął Elin za rękę.
Podniosła głowę zdumiona, napotkała jego ciepły uśmiech i odpowiedziała mu uśmiechem,
choć wargi jej drżały. Władca Lasu, tak go nazwała, kiedy odebrał dziecko z jej rąk, a on
odpowiedział, że nim nie jest, lecz miał okazję go spotkać...
Bo czyż tak w istocie nie było? Władca Lasu był wszędzie, w szumie kniei w jasne
wiosenne wieczory, w ogromie natury i w ludzkiej bezradności, w pięknie, które go otaczało,
gdy wędrował pod koronami drzew i radował się bogactwem kolorów letnich kwiatów.
Znajdował się we wszystkim, czego Martin mógł nauczyć dziecko, Czarnego, we
wszystkim, co opowiadał mu o życiu roślin i zwierząt...
Tak, spotkał leśnego bożka.
Znieżna zamieć uderzyła w nich z całej siły.
Trzymajmy się razem! krzyknął Martin. Mówcie zaraz, gdy z zimna stracicie
czucie! Teren jest tu tak otwarty, że możemy iść w zwartej grupie zamiast długim,
rozciągniętym rzędem. Uważajcie, byśmy po drodze nikogo nie zgubili, człowieka ani
zwierzęcia!
Byk przeciągłym rykiem wyrażał swoje niezadowolenie. Krowa i jałówka odpowiadały
mu, strasząc pozostałe zwierzęta.
Uwiążcie je wszystkie nakazał Gustafsson. Nie, Matti, nie sadzaj Linnei na sanie,
cieplej jej będzie w ruchu. Czarny, pilnuj, by nikt nie został z tyłu!
Zamieć gęstniała z minuty na minutę. Uderzenia wiatru stawały się coraz silniejsze,
lodowate bicze śniegu bezlitośnie cięły policzki, nie pozwalały otwierać oczu. Benjamin
widział, że kozy są przerażone. Mała Linnea zaczęła szlochać z wycieńczenia. Próbowała iść
tyłem, ale okazało się to niemożliwe, bo prowadziła przecież na sznurku owcę. Owce beczały,
odpowiadały im wystraszone jagnięta. Jedna z kóz chciała położyć się na ziemi, odmawiając
88
dalszej wędrówki, ale Elin zaraz ją popędziła. Potem objęła Linneę ramieniem, by choć trochę
osłonić dziewczynkę przed zimnem.
Niektóre zwierzęta długo już stały pod dachem, pomyślał Jorulv. Nie nawykły do
takiego chłodu. Uspokajająco pogładził po grzbiecie byka, którego prowadził z
Gustafssonem. Każdy z nich trzymał mocno w dłoniach koniec powrozu przywiązanego do
kółka w nosie zwierzęcia; w ten sposób udawało im się jakoś zapanować nad kolosem.
Czarny objął Julianę. Jasna, delikatna skóra dziewczyny gorzej znosiła zacinający śnieg
niż jego osmagane wichrami policzki. Juliana usiłowała teraz osłonić twarz połą jego kurtki,
nie spuszczając jednak z oczu krowy, którą prowadziła. Krowa kulała coraz bardziej i Julianie
na ten widok krwawiło serce. Stara wierna Gwiazdula, oby tylko nic poważnego jej się nie
stało!
Lisen czuła się nieco osamotniona. Wszyscy inni szli razem ze swymi szczególnymi
przyjaciółmi, ale ona nie mogła teraz przeszkadzać Jorulvowi. Uczucie, jakie do niego żywiła,
z każdą chwilą stawało się bardziej intensywne, nabierało blasku. Nigdy jeszcze nie
odczuwała w duszy takiego ciepła i oddania jak teraz.
Chyba naprawdę zaczynam dorastać, pomyślała. Ojciec z pewnością wyrzuciłby Jorulva
z wielkim hukiem, gdyby tylko zorientował się, co on do niej czuje. Ale już wkrótce nastąpi
koniec ojcowskiej tyranii. Gdy tylko wrócą, ostatecznie się z nim rozprawią...
Jeśli wkrótce nie wydostaniemy się spod władania zamieci, zle się to skończy, myślał
Czarny. Mniejsze zwierzęta długo już nie wytrzymają i Matti jest tak strasznie zmęczony.
Biedny mały... Przyspieszył kroku i przejął od Mattiego koziołka. Chłopczyk i tak z trudem
radził sobie z opieką nad jedną kozą, widać było wyraznie, że ledwie idzie na zesztywniałych
z zimna nogach.
Jak się czujesz, Matti? zapytał cicho.
Malec uśmiechnął się blado, ale nie odpowiedział ani słowem.
Najgorsze już wkrótce będzie za nami pocieszył go Czarny. Ale pamiętaj, daj
znać, jak tylko poczujesz, że nie masz już więcej sił.
Matti kiwnął głową i z wysiłkiem poczłapał dalej.
Jedna z owiec padła na ziemię i za nic nie dała się podnieść. Zatrzymała się cała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]