- Strona pocz±tkowa
- A. MacLean Ostatnia granica
- Alistair MacLean Zlote wrota
- MacLean Alistair Pociąg śmierci
- 02. Atkins Dawn Idealny ukśÂ‚ad MiśÂ‚osny talk show
- Billy London Windows [Beautiful Trouble] (pdf)
- Alfred Assollant NiezwykśÂ‚e choć‡ prawdziwe
- J.A. Saare Dead, Undead, or Somewhere In Between tśÂ‚um. nieof(1)
- Jan Brzechwa Czerwony kapturek
- 387,_DUO_Metcalfe_Josie_ _Rozdzina_ze_snow
- Bracia St Claire 01 Mortimer Carole Gwiazda z Hollywood
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejście z prawej strony; tu stała budka biletera przyjmującego od turystów opłaty za zwiedzanie ruin. Bowmanowi przeszło
przez myśl, że głupotą jest płacenie za zwiedzanie miejsca, do którego można się dostać prawie z każdej strony, wprawdzie z
pewną trudnością, ale za to za darmo. Już chciał się zatrzymać i zaatakować, wykorzystując wąskie przejście, które zmuszało
do przeciskania się pojedynczo i tylko bokiem; to nieco wyrównałoby jego szanse w walce z trzema napastnikami. Na
szczęście uświadomił sobie, że gdy on usiłowałby wytrącić broń z ręki pierwszemu Cyganowi, dwaj pozostali mieliby idealną
okazję do potraktowania go jako ruchomego celu, a rzut nożem przez pręty ogrodzenia przy tak niewielkiej odległości bez
wątpienia byłby celny. Pobiegł więc da~lej z coraz większym trudem, zataczał się i potykał, ale było to wszystko, na co mógł
się jeszcze zdobyć.
Minął niewielki cmentarzyk, lecz odrzucił makabryczny pomysł zabawy w chowanego między nagrobkami; było ich zbyt
mało i były zbyt niskie, by mogły służyć jako osłona. Po kolejnych pięćdziesięciu metrach Bowman zobaczył przed sobą
otwarty płaskowyż masywu Les Baux. Jedyną drogą ucieczki stąd był skok w dół. Skręcił więc gwałtownie w lewo i wąską
ścieżką prowadzącą wokół pozostałości po czymś, co wyglądało na kaplicę, skierował się prosto do ruin właściwej twierdzy.
Szybkie spojrzenie do tyłu pozwoliło mu stwierdzić, że pościg jest jakieś czterdzieści metrów za nim. Udało mu się zwiększyć
dystans, co nie było dziwne, gdyż w tym wyścigu to przecież on walczył o życie . Księżyc jak na złość oświetlał jasno okolicę
i Bowman zaklął z bezsilnej wściekłości, obrażając rzesze romantycznych poetów. Bez tej naturalnej iluminacji znacznie
łatwiej mógłby się pozbyć pogoni zwłaszcza wśród takich ruin. Ich masa budziła grozę, lecz nigdy nie interesowało go
podziwianie budowli leżących w gruzach. jednak wdrapując się, prze
ślizgując i zjeżdżając po tym rumowisku, musiał zauważyć, że ma ono swój tajemniczy urok miejsca dzikiego i całkowicie
opuszczonego. Sterty kamieni dochodziły do piętnastu, a strzaskane filary nawet do trzydziestu metrów. Kolumny
wznosiły się nad klifowymi zboczami, wyglądając jakby były ich przedłużeniem. Naturalne kominy przeplatały się z
wykutymi przez człowieka schodami, ściany skalne z ruinami budowli. Wapień był poznaczony setkami otworów. Przez
niektóre z nich ledwie można by się przecisnąć, a przez inne spokojnie mógłby przejechać piętrowy autobus. Prowadziły do
nich dziwne ścieżki, niektóre wykute przez człowieka, inne naturalne. Część z nich była łatwa i równa, a część tak stroma i
poszarpana, że zniechęciłaby nawet oszalałą kozicę. Wokoło leżały odłamy skalne o rozmiarach od orzecha kokosowego
do jednorodzinnego domku. W bladym świetle księżyca wszystko to tworzyło przerażającą i jednocześnie podziwu godną
scenerię. Nie było to miejsce, które dobrowolnie nazwałby domem, lecz tej nocy tutaj ważyły się jego losy. A także losy
Ferenca, Hovala i Koscisa.
Bowman nie miał żadnych wątpliwości, jak powinien postąpić. Musi zabić swych prześladowców. Nie dlatego jednak,
że tak mu każe instynkt samozachowawczy. Nie wynikało to także z kwestii prawnych czy moralnych, ale z prostej logiki
i zdrowego rozsądku; jeśli on zginie, to ta trójka morderców dalej będzie torturować i zabijać, musi więc ich
unieszkodliwić. Sprawa tak naprawdę była prosta - niektórzy ludzie powinni umrzeć, prawo jest wobec nich bezsilne,
dopóki nie popełnią błędu. Nie jest to wina prawa, gdyż sformułowano je tak, by było sprawiedliwe wobec większości i
stworzono odpowiednie zabezpieczenia, by nie skrzywdzić niewinnych. Nie można jednak przewidzieć sprytu
kryminalistów, ustanawiając przepisy o zasięgu ogólnospołecznym. A życie udowadnia, że pomysłowość przestępców
bywa czasami zaskakująca, podobnie jak ich zdolności do unikania kary. Po raz kolejny przypomniała mu się stara zasada
chronienia interesów większości, a przypadek sprawił, że to właśnie on stał się jej przedstawicielem.
Bowman był opanowany i zdecydowany, a strach ustąpił miejsca wściekłości. Aby zrealizować to, co planował, musiał
się dostać na sporą wysokość - tam, gdzie prześladowcy nie będą w stanie jednocześnie go zaatakować. Przyjrzał się więc
uważnie poszarpanej ścianie, skąpanej w bladym blasku księżyca, i zaczął wspinaczkę. Nigdy się nie uważał za alpinistę,
ale tej nocy naprawdę dobrze mu to szło. Gdyby gonił go sam diabeł nie poruszałby się szybciej. Zerkając od czasu do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]