- Strona pocz±tkowa
- Morton JÄ‚Å‚zef Wielkie kochanie
- dziekonski jozef bohdan sedziwoj
- Hen JÄ‚Å‚zef Pingpongista
- Kraszewski JI Rzym za Nerona
- Kraszewski JÄ‚Å‚zef Ignacy Banita
- Morgan_Sarah_Zimowy_wieczor
- Arthur Bloch Prawa Murphyego (1)
- 127. Delinsky Barbara Czlowiek z Montany
- Brenden Laila Hannah 05 Zdrada
- Zyke Cizia Gorć…czka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marger znalazł się nagle woóem, panem, i zadrżał w duchu. Ci luóie patrzali nań
i czekali; on nie wieóiał, co miał rozkazywać. Miłość dla óiewczęcia, które chciał po-
ślubić, smutek, postrach, potrzeba było otrząsnąć z siebie; na nie czasu nie miał; bronić
się musiał.
Z głową jakby upojeniem zmęczoną, wstąpił na najwyższy szczyt, na wieżę, aby się
obejrzeć dokoła i poznać swoje Pilleny. Stały jak wrosłe w pagórek, silne, grozne, obronne;
a luóie, co się u nóg jego mrowili, byli i liczbą, i siłą, i odwagą do osaóenia grodu
starczÄ…cy.
Kunigas przypomniał sobie Malborg, mury jego rozległe, ściany kamienne, wieżyce
potężne, baszty, w których ścianach izby się mogły pomieścić. Pilleny drewniane wydały
mu się jakby wielką chatą na rozdrożu.
Przypomniał krzyżackie zastępy, lik knechtów, oręże ich, zbroje, kusze, machiny,
wojenną wprawę i siłę, i zadrżał. Stanęła mu przed oczyma przyszłość, mordercza walka
i bohaterska śmierć, nieuchronna.
Albo potrzeba było uchoóić stąd, ocalając luói i siebie, góieś w lasy, i otworem
zostawić granicę lub na niej w obronie paść.
Marger dumał; na oczach mu stała Baniuta, szczęście, spokój, dwór góieś w puszczy
i ognisko domowe.
Wtem, gdy stał tak zatopiony w sobie, ta, którą porzucił płaczącą na pościeli, Reda,
z rozpaloną twarzą, z włosami jeszcze rozpuszczonymi, w sukni poszarpanej, wdrapała się
¹²x g is óiÅ›: zgliszcze.
¹²y isia skrócone: óisiaj jestem.
ze i ac k aszewski Kunigas 97
na wieżycę. Stała chwilę niepostrzeżona, patrząc z dala na syna coś wyczytać musiała
z twarzy chmurnej, targnęła go za ramię.
Tyś tu woóem teraz rzekła co myślisz czynić?
I wzrok w nim utopiła.
Niemiec silny jest rzekł Marger my się tu tak jak Walgutis na tym stosie
spalimy.
Reda czekała milcząca.
Nie obronimy się dodał Kunigas.
Milcz! przerwała mu matka. Nie obronimy się! zginiemy! Tak: ale się bronić
musimy do kropli krwi ostatniej.
Duch óiada i ojca wstałby z mogiły przekląć cię, i ja bym cię przeklęła, gdybyś gniazdo
opuścił ze strachu<
Gdym na łożu leżała, ogarnęła mię trwoga. W matce i synu jedna jest dusza; coś ty
pomyślał, tom ja odczuła. Kochasz óiewczynę, chce ci się szczęścia, porwałbyś ją i zbiegł,
a tę óiada mogiłę dał wziąć bez kropli krwi wrogomH TyH
Marger zadrżał i pobladł; duma rycerska wstąpiła w piersi jego, duch óiadowski.
Nie zawołał Marger zobaczysz; obronić nie potrafimy, ale umrzeć potrafim.
Rozśmiał się uśmiechem nie krzyżackiego wychowańca, ale óikiego człowieka.
Reda spojrzała mu w oczy.
Mój syn jesteś! szepnęła.
Nie obracając się już ku niemu, poczęła szybko schoóić z wieży, samym go tu zosta-
wiajÄ…c.
Marger w duszy wydał już był wyrok na siebie.
òieÅ„ szczęścia, a potem& Å›mierć<
Wpół wschodów sieóiał skurczony Szwentas i zaparł mu drogę.
Kunigasiku odezwał się zamek twój niczego; ale to kupa chrustu, nas tu
upieką Krzyżacy. Szkoda luói i nas szkoda. Co mówisz, Kunigasiku?
Z drogi! krzyknÄ…Å‚ Marger.
Szedł wprost na podwórce. Tu stali Bajorasowie jego i dowódcy, czekając nań, po-
sępni. Zobaczywszy pana, odsłonili głowy.
Krzyżacy ciągną rzekł młody, przybierając powagę starą. Pilleny bronić się
im będą. Mówcie: macie męstwo? Komu go brak, niech stąd ióie precz; kto zostanie ze
mną, na śmierć się musi gotować.
Stary Wiżunas okiem potoczył po swoich i rzekł głosem spokojnym.
Raz człek umiera.
%7ładen się nie ruszył, o wyjście prosząc, nie zadrżał nikt.
Marger z nimi razem obszedł okopy dokoła. Wszystek lud przyjmował go radośnie
i każdy mu powtarzał:
Raz człek umiera.
Gotowali się na śmierć wesoło, choć wieóieli, że pogrzebu i stypy, i pieśni mieć nie
będą.
Posłano do osady ściągnąć tych, co się schronić chcieli, a innym dać znak, by uszli
w lasy.
Marger sam obszedł wn3ścia, bramy, przechody tajemne i rusztowania na ścianach.
Gotowym było wszystko, choćby óiś walka rozpocząć się miała. Cały tak wieczór
zszedł na tych oglądach, na raóie, na stawianiu straży i badaniu luói.
Wiżunas pod Margerem wziął dowóótwo osady. Starzec był żelazny: małomówny,
bezsenny, surowy do okrucieństwa.
W nocy ostrzono topory i osaóano siekiery. Czuwali wszyscy.
Gdy pózno do izby wielkiej powrócił Marger, z dala już śpiewy go zaleciały. Zwieciło
w niej wesoło.
Gdy się drzwi otwarły, obraz niespoóiany oczom się jego przedstawił. Reda oóia-
na świątecznie, Baniuta w wianku óiewiczym i stroju narzeczonej, a dokoła óiewczęta
nucące pieśni óiewiczego wieczora.
Matka podeszła do progu.
ze i ac k aszewski Kunigas 98
Przystrójże się na wesele rzekła. Wczoraj pogrzeb, óiś gody, jutro może
śmierć! Pilno ci było: bęóiesz ją miał.
Marger spoglądał na Baniutę. Sieóiała jak na tronie na wywróconej óieży, z roz-
puszczonymi kosami, w wianku, a óiewczęta udawały płacz i śmiejąc się splatały i roz-
platały jej włosy. Ona sama, nie, jak zwyczaj był, smutna, rozpromieniona była i wesoła,
z uśmiechem tryumfu na ustach. Oczyma rzuciła ku niemu.
Chłopak pozdrowił ją tylko wejrzeniem; nie goóiło mu się w sukni zszarzanej wn3ść
do izby; zniknÄ…Å‚.
Pieśni żałośliwe brzmiały dalej wedle obyczaju. Ognisko płonęło wesoło. Reda krzątała
się ze łzami w oczach, a uśmiechem na ustach.
%7łałobę miała jeszcze w piersi, a ledwie czas na wesele. Krzyżaków jeszcze nie było.
I prześpiewano noc całą, a kto nie szedł słuchać pieśni i zap3ać na szczęście nowo-
żeńców, ten sieóiał i ostrzył topory.
Nazajutrz nie było Swalgona, co by im błogosławił, stary Wiżunas przepasał się biało
i wianek wziął na siwe włosy.
Baniuta sieóiała na óieży znowu, na kolanach jej stał kubek piwa i chleb biały, drużki
cztery kosy złote przeciągnęły przez cztery złociste pierścienie i płacząc je obcięły.
Wstała Baniuta i, kubek do ust poniósłszy, resztę wylała na progu. Marger czekał
jej u stołu. Trzy razy oprowaóono młodą około ogniska, nim ją przy nim posaóono.
Spojrzała wesoło ku niemu. On sieóiał smutny.
Panku mój szepnęła do niego rozmarszczże czoło, wszak ci to wesele nasze.
Mnie by płakać przystało, tobie się cieszyć; aż mi wstyd, że smutną być nie mogę.
A mnie, że wesołym być nie umiem.
Dlaczego? zapytała Baniuta.
Posłuchaj westchnął Marger. Gdyby pieśń nie głuszyła, może by nas tętent
krzyżackich koni doleciał.
Zawtórowałby naszej pieśni.
Spojrzała mu w oczy.
Panku mój! czegoś ty smutny? Ja wiem! ja wiem! Wojna ióie na nasze wesele.
Cicho westchnąwszy, rzekł młody:
Wojna, to nic&
Słowo ostatnie na ustach mu skonało. Baniuta się uśmiechnęła doń.
Panku mój! odezwała się. Wszak to obyczaj jest taki, że pan młody za
wianuszek podarek daje. I ja od ciebie chcÄ™ daru jednego, wielkiego daru, ale mi przysiÄ…c
musisz, że ja go będę miała.
Dam ci, co zechcesz! zawołał Marger żywo.
Przysiąż mi! powtórzyła Baniuta.
Na kogo przysięgać mam? smutnie odezwał się młody na obcego Boga mi
się nie goói, a swoi mnie nie znają.
Przysiąż mi na słońce i księżyc przerwało óiewczę na co chcesz! ale ja chcę
przysięgi!
Marger rękę położył na piersi.
Czego chcesz ode mnie? spytał Wszystko bęóiesz miała.
Wtem Baniucie zaświeciły oczy, zagorzały płomieniem; dawne owo óiewczę, w któ-
rym męczeństwo Niemców wykołysało ducha, wróciło. Wióiał ją taką, jaką była, nucąc
litewskie pieśni na drzewach ogrodu Gmundy.
Pamiętaj szepnęła. Ja wiem, ja wióę<
Krzyżacy nasz gród zdobędą. Wy, szczęśliwi, padniecie w jego obronie, a ja? ja sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]