- Strona pocz±tkowa
- Morton JÄ‚Å‚zef Wielkie kochanie
- dziekonski jozef bohdan sedziwoj
- Hen JÄ‚Å‚zef Pingpongista
- Kraszewski JI Rzym za Nerona
- Kraszewski JÄ‚Å‚zef Ignacy Kunigas WL
- J.T. Ellison Gra w zabijanie
- 0010. Leclaire Day Tam dom twoj
- Holynski_Marek_ _E mailem_z_Doliny_Krzemowej
- Borgia, A. Life in the World Unseen
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 09 A Sharpness on the Neck
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej ważyć był gotowy.
Galera owa ich hetmańska coraz się ku nam przybliżała, która była ze wszystkich
największa i najpiękniejsza, a sunęła tak, żeśmy nie tylko ich bębny, surmy słyszeli i
okrzyki, ale zielone chorągwie powiewające nad nimi widzieli. Pan Samuel z Kozaka stał
śmiele, to im zaręczywszy, że skoro z jedną tylko galerą mieć będą do czynienia, przemóc ich
dzielnością swą potrafią. Stał cały jak w ogniu, trzęsąc się z niecierpliwości pan Samuel i
postrzegłszy, że sternik jego czółna słabnie i zle kieruje, o mało w miejscu nie ubił, że mu go
z rÄ…k ledwie wyrwano.
Turcy się tej garstce śmiałej dziwując, już zaprawdę gotowali osaczyć i wszystkich
pojmać jako w sieci, bo wielką przewagę mieli, gdy galera na piasku im utknęła - ani ruszyć.
Tam gdzie czółna kozackie płynęły swobodnie, oni jak przykuci siedli. Począł pan Samuel
wołać, aby reszta spóznionych przybywała, wielkim animuszem swym rzucić się na nich
zamierzając. Ale Kozacy się nie ważyli i zamiast ku galerze, do brzegu sterowali - ani było ich
zmusić. Pan Samuel na próżno ręce łamał, prosił i zaklinał.
Wtem Turcy obaczywszy, iż im uchodzimy, z dział ognia dawać zaczęli. Kula jedna tak
nieszczęśliwie padła, że sternika, który tuż przy panu stał, trafiła, a ten podle niego Kozaka,
sobą padając, w morze wywrócił, którego ledwie wyratowano. Kozactwo zaś, które zrazu chęć
dobrą okazywało i na które hetman najwięcej rachował, do brzegu przybijając poczęło się
mieć do ucieczki. Próżne było rozpaczliwe hetmańskie wołanie, aby drugim strachu nie
wrażali i sromu sobie nie czynili - gdy kule tureckie coraz w czółna trafiały i dziurawiły je,
tak że zatykać było trzeba, aby ich woda nie zalała. Wziął się zamęt wielki, a pan nasz, o
wszystkim zapomniawszy wrzał tylko tym, jak by się bił i zabijał. Turcy widząc, że na morzu
nic nie uczynią, poczęli na ląd wysiadać, Kozacy też wszyscy niemal wylądowawszy na brzeg,
około hetmana się skupili.
Bitwa strzelbą się rozpoczęła gorąca, na którąm patrzał, bo przy nim byłem. Kule ku
nam wszystkim wymierzone jak grad dokoła padały. Co zobaczywszy Kozacy chcieli go na
wzgórze uprowadzić, albo kupę tę, co go otaczała, rozproszyć, bo za cel służyła. Hetman
chłopca, który przy nim ze strzelbą stał, ledwie popchnął od siebie, gdy kula go ugodziła i na
wpół rozcięła, tylko że mu rusznicę mógł pochwycić. W tym zgiełku mało co widzieć a jeszcze
mniej rozpoznać było można. Tylem na oczach miał, że pana Samuela baczyłem ciągle się
naprzód rwącego, ognia dającego, a cudem Bożym, choć gęsto go ostrzeliwano, żadna kula
nie ugodziła.
Wtem między Turki okazało się, co zaś nie wiem, jakby bałwan jakiś we srebrnej zbroi,
do którego zmierzywszy pan Samuel raz i drugi ognia dał, aż się z niego blachy posypały.
Chorągiew też jedna się zachwiała i padła, po czym lament usłyszeliśmy i wołanie
przerazliwe: "AÅ‚Å‚ach! AÅ‚Å‚ach!", co Kozacy rozumieli, jakby oni sprawÄ™ swÄ… za straconÄ… mieli.
Wnet też i im męstwa przybyło, gdy się obaczyli, że nie tak Turcy straszni, a od kul ich ten
był ratunek, iż tam właśnie dzikie świnie doły ogromne poryły, w których jak za szańcami
kryć się było można. Pan nasz, jako strzelec doskonały, cudów prawie dokazywał, na cośmy
patrzyli, gdy rzędem siedzących na ławie galery Turków ze śmigownicy wszystkich jednym
strzałem raził i położył.
Wtem Turcy dwie galerze wyprawili ku Bohowi, aby Tatarów tam przewoziły, którzy by
Kozakom tył zabrać mogli, i znowu się stała trwoga, a kozactwo do ucieczki się zabierało.
Tylko pan nasz i nas kupka sercaśmy nie stracili. Zgromił pan uchodzących sromem
wielkim, że ich świat ma za rycerzy, jakim równych nie ma, a oni tchórzem podszyci - i
trochę ich powstrzymał, ale też Turcy zamieszanie u nas postrzegłszy, otuchy nabrali i na
ląd wysiadać poczęli, działa z galer na nas wymierzywszy. Hetman przeciwko wysiadającym
sam się ze swymi ludzmi ruszył, gdzie mężnie się potykali, choć nas było nie więcej
kilkudziesięciu, a Turków przybywało. Jakoś to znowu Kozaków zachęciło, iż się zwrócili za
naszymi.
Wtem dano znać hetmanowi, że Tatarzy biegną Turkom na pomoc od brzega, i rzucił się
do strzelby, ale popłoch był próżny, bo nie Tatarzy, ale naszych reszta pospieszała na
pomoc, co męstwa dodało. Dosyć, że i nasi, i Kozacy parli Turków, z wielką rwąc się
gorącością. Padło tam na placu Turków dosyć, przy czym pono i sędziak ich, alias hetman,
padł, tak że wpław do swych galer uchodzić zaczęli. Nad tym płaczące chłopię Kozacy
napadłszy na sztuki rozsiekali.
Na tym tedy koniec był, bo gonić Turków nie przystało, więc szliśmy z Kozaki wraz lądem
dla spoczynku w miejscu bezpiecznym, gdy nadbieżał Kozak dając znać, że Tatarów kupa
nadciągała. Tych pan Samuel chciał fortelem pożyć, aby ich pewniej zniszczył, miał bowiem
z sobą nie wiem po co przygotowaną turecką chorągiew, którą wystawić w górę kazał, aby
Tatarzy Turków zwycięzcami sądzili i śmiało następowali, a Kozacy wtedy z tyłu mieli ich
zajść, gdy my czoło im stawiliśmy. Kozakom też się to spodobało, a że z nich wielu języka
tureckiego cokolwiek znało, więc naśladując ich wołanie, jeszcze ich bardziej przynęcili.
Byłoby może się powiodło, ale drugie kozactwo za prędko ku nim skoczyło, czym Tatarowie
spłoszeni tył podali. Tych w pogoni cokolwiek nabito, a gdy trupy obdzierano, powrócili
Tatarowie i Kozacy ich dobrze odparli. Tymczasem z galer strzelano i było tego niepokoju i
miotania siÄ™ dobrze na godzinÄ™ w noc.
Wreszcie trzeba było do czółen wrócić i o sobie myśleć, aż gdy do nich przyszedł pan
hetman z Kozakami, znalazł mało nie wszystkie zniszczone, z których ledwie całych osiem
zostało. W te trocha Kozaków siadło, ale gdy wiatr wstał, zaniósł ich na brzeg tatarski i
wszyscy się do niewoli dostali. Rannych, co było, na jeden czółen położywszy, który miał
wedle brzega płynąć, szedł pan hetman pieszo, a za nim wciąż pogoń tatarska, która się
coraz powiększała, czym Kozacy mocno się trwożyć poczęli, tylko nasz pan serca nie tracił. I
jako to jemu własna rzecz jest, im w większym był niebezpieczeństwie, tym się stawał
weselszy i śmielszy. Począł ich tedy napominać rycerskim słowem o śmierci chwalebnej,
choć nie wiem, czy tam pod ten czas słowo mogło wiele, choć im obiecywał, że byle śmiało
szli, pewnie zwycięsko wyjdą.
Ale drugie okoliczności smętne serce odejmowały, bo głód morzył i żywności żadnej nie
było, a ranni na czółnie, nie mogąc dla piasku się wygrzebać z tego miejsca, wołali, aby ich
dobito, żeby się nie męczyli nadaremnie. To się stało dopiero drugiego dnia na rzece Bohu.
Półtora dnia naówczas, prócz wody, nic w gębie nie mieliśmy, a gdzie który liści narwał i żuł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]