- Strona pocz±tkowa
- Bingham Lisa Intryga i miłość 25 Kiedy nadciąga noc
- 2008 73. Œwišteczna noc 2. Porter Jane Szantaż po włosku
- 279. Grady Robyn Noc w rezydencji
- Hans Hellmut Kirst Pies i jego pan
- Zopa Rinpoche, Lama Virtue And Reality (Buddhanet 1998, Buddhism, English)
- 008.Lee_Rachel_Miejsce_na_ziemi
- Flori Jean Rycerstwo w śÂ›redniowiecznej Francji[
- Brown Sandra Podarunki losu (W ostatniej chwili)
- Child of the River Paul J. McAuley
- 345 Księgi rachunkowe wspólnoty mieszkaniowej prowadzone w sposób uproszczony
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lisowskiego zapytał: Jesteśmy ze sobą zgodni?
Tak, to punkt decydujący. Podzielam to zdanie zgodził się Lisowski.
Musimy mordercę otoczyć pierścieniem zaproponował Prevert. Znam nazwisko
mordercy i to od lat dwunastu. Do zamknięcia łańcucha dowodów brakowały mi tylko tych
podobieństw. Teraz jestem całkowicie pewien swego.
I mnie zdawało się wówczas, że znam sprawcę rzekł Lisowski. Udało mi się znalezć
świadka, który podał ścisłe dane. Major Grau, oficer niemiecki, zgadzał się całkowicie z
moimi przypuszczeniami. Ale w Warszawie nie było mu dane wyjaśnić tej sprawy. Co
zresztą było do przewidzenia. Zeznania świadka były tak niezwykłe, że nie wierzyłem mu
przez czas dłuższy.
Ze mną było to samo zawołał Prevert. I ja wzdragałem się
uznać to za prawdę!
Proszę o konkrety! zażądał niecierpliwie Liebig.
Prevert uczynił zapraszający gest w stronę Lisowskiego: miało się wrażenie, że pochyla
szablę, respektując w ten sposób starszego, któremu daje pierwszeństwo. Zachęcony tym
Lisowski oświadczył:
Mówimy o pewnym generale, nazwiskiem Tanz.
Może byśmy teraz otworzyli butelkę krymskiego szampana? zaproponował Prevert.
Nie mam nic przeciwko temu zgodził się Lisowski. Liebig podniósł się i odkorkował
butelkÄ™.
Po chwili milczenia Karpfen oświadczył:
Przyczynimy się do tego, aby sprawiedliwość zatriumfowała!
Mam bardzo niewielkie zrozumienie dla morderców! rzekł Prevert, opróżniając
swój kielich natomiast zrozumienie moje dla dobrego napoju i wyszukanych potraw jest
niemal nieograniczone. W obecnym momencie najbardziej interesuje mnie pański kawior.
Punktualnie o godzinie trzynastej Tanz przestąpił progi hotelu Kurfurstendamm. Miał na
sobie ubranie barwy jesiennych liści. Wyglądał rześko, twarz robiła wrażenie jakby odlanej z
brązu, oczy spoglądały w odległą dal, jak gdyby w poszukiwaniu całej armii.
Zgodnie z oczekiwaniem Tanz zastał w hallu Wyzollę. Ten przywitał go i poinformował:
Stosownie do polecenia apartament przygotowany! Pan generał von Seydlitz-Gabler prosi
pana na obiad w najściślejszym gronie.
Tanz skinął głową. Nie bardzo się zmienił w ciągu tych lat: opalona skóra, bojowo wysunięty
naprzód, ostro zarysowany podbródek, wodniste, niebieskie oczy. jakie miewają marynarze
obyci z Różą Wiatrów, wargi jakby wykrojone ostrym nożem w twardym cieście. Pogłębiły
się tylko fałdy idące od nosa do brody.
Nie zaszczycając uwagą składającego się jak scyzoryk szefa recepcji. Tanz, za którym
kroczył Wyzolla, wszedł na schody prowadzące na pierwsze piętro. Kiedy tam dotarł, polecił
Wyzolli, aby pilnował drzwi. Potem udał się do apartamentu von Seydlitz-Gablera.
Powitanie miało charakter intymny i serdeczny. Obaj panowie rozpostarli ramiona, potem
podali sobie dłonie i potrząsali nimi przez długą chwilę.
Nareszcie! Nareszcie! powiedziała pani Wilhelmina z wystudiowaną prostotą.
Kiedy zasiedli do stołu, von Syedlitz-Gabler zagaił konwersację słowami:
Prawie tak, jak wtedy, w niezapomnianych czasach!
Właściwie brakuje tylko jeszcze naszej Ulryki! pani Wilhelmina pozostała wierna
sobie: jak zawsze myślała trzezwo i praktycznie. Ale poczciwe moje dziecko przyjdzie
nieco pózniej, trzeba panu bowiem wiedzieć, że pracuje zawodowo. Dzielne z niej
stworzenie.
Jakże się panu ułożyło życie, drogi przyjacielu? zapytał von Seydlitz-Gabler.
Tanz oczekiwał tego pytania i przygotował się na nie. Spojrzał na von Seydlitz-Gablera
wzrokiem, jakim doświadczeni lekarze obrzucają pacjentów. Potem oświadczył:
Jakoś się żyje.
Niełatwo to panu przychodzi, prawda? wtrąciła pani Wilhelmina. Zamówili dalsze
dania. Kiedy kelner krzątał się koło stołu, prowadzili
rozmowę nieobowiązującą i banalną. Pani Wilhelmina znowu zaczęła mówić o córce.
Nigdy nie zapomniała ani o nas, ani o tradycji naszej rodziny, choć czasami wygląda na
to, że się przeciw temu buntuje.
Po odejściu kelnera Tanz powiedział:
Często musiałem o niej myśleć. I ona, i jej rodzina była dla mnie zawsze czymś bardzo
wartościowym.
Von Seydlitz-Gablera ogarnęła fala wzruszenia. Wyglądało na to, że podobnego uczucia
doznaje pani Wilhelmina. Wszystkim bardzo smakował comber sarni z czerwoną kapustą.
Von Seydlitz-Gabler rozparł się w swym fotelu. Znakomite jedzenie i miłe towarzystwo
wprawiło go w doskonały nastrój. Po chwili zaczął:
Trzeba panu wiedzieć, drogi przyjacielu, że w naszym kraju znowu zaczynają być
respektowane prawdziwe wartości oraz długoletnie doświadczenie. Czasy samooskarżeń,
zamętu intelektualnego, kalania własnego gniazda minęły. Tuż po wojnie kazano nawet
dzieciom spoglądać na nas z pogardą. Młodzież, rozagitowana, wylewała na nas kubły pomyj.
Nawet najbliżsi koledzy zaczynali tracić grunt pod nogami. Na szczęście wszystko to należy
do przeszłości.
Wcale pan sobie nie wyobraża wtrąciła pani Wilhelmina jak bardzośmy z tego
powodu cierpieli, zachowując oczywiście niezłomną postawę.
Na początku było to wręcz uwłaczające honorowi von Seydlitz-Gabler pochylił
posiwiałą głowę. Wstyd mi, kiedy myślę o tym, co wtedy pisały gazety niemieckie, co
sobie literaci wysysali z brudnych paluchów, czego pełne było radio. Istne kubły z gnojem!
Ale zapomnijmy o tym. Ci wykolejeńcy poprawili się i ze skruchą uznali swe błędy. Proszę
dzisiaj spojrzeć na nasze gazety ile w nich siły i charakteru! Proszę wziąć dobrą książkę
znowu mówi się o naszej wielkiej przeszłości. Proszę posłuchać naszych audycji radiowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]