- Strona pocz±tkowa
- Antypolonizm J. R. Nowak Polska śąydzi
- UmiśÂ„ski WśÂ‚adysśÂ‚aw Zaziemskie śÂ›wiaty
- Jeffrey Lord Blade 15 The Towers of Melnon
- BśÂ‚ć™kitny zamek Montgomery Lucy Maud
- Diana Palmer MiśÂ‚osna magia(MiśÂ‚ośÂ›ć‡_na_próbć™)
- Nancy Garden Annie on My Mind
- Hesse Hermann Knulp
- Krystyn Ziemski Barwy strachu
- HISTORIA BIBLIJNA
- Cruz Nicky Historia prawdziwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drzwi z niewymyślną runą, zrozumiałą nawet dla analfabetów. Pod nią,
znajomym kaligraficznym charakterem pisma zostało napisane: Tylko dla
mistrzów .
W samą porę , pomyślałam zjadliwie. Tytuł Mistrza czwartego stopnia
w bojowej magii otrzymałam niedawno, tej zimy i jeszcze nie zdążyłam do
końca odczuć wszystkich przysługujących mu przywilejów. W szczególności,
takich jak prawo korzystania z wewnętrznej toalety rycerskiego zamku. Zresztą,
kto powiedział, że nie skorzystałabym z niej i w dowolnej chwili?!
Poszukiwania umarlaka zwłaszcza uwieńczone sukcesem to nerwowa i
uciążliwa sprawa, więc przed tym zajęciem nie zaszkodzi...
Uchyliwszy drzwi i rozejrzawszy się, przekonałam się, że pokój trafia w
pełni w mój gust prawdopodobnie, umarlak w szybki sposób zmusił
mistrzów do zaopatrzenia się w nocniki. Wewnątrz zobaczyłam cztery kabinki z
desek wzdłuż odległej ściany, umywalkę z podstawionym pod spodem wiadrem
i dwie, na pół przepalone pochodnie w pierścieniach na podstawkach.
Wzruszona takim niebywałym komfortem, udałam się do znajdującej się z
brzegu kabinki, ale nie zdążyłam zrobić i dziesięciu kroków, jak ze zdumieniem
odkryłam, że już nie idę, a lecę, przy czym gdzieś w dół, z coraz bardziej
narastającą prędkością.
Zaklęcie lewitacji wyrwało mi się całkowicie odruchowo, jak wygibas u
ześlizgującej się z dachu kotki. Kłopot w tym, że zaklęcie nocą działało tylko u
nekromantów, magowie żywiołów tacy jak ja... dokończyć myślenia nie
zdążyłam.
Zadziałało.
Zawisnąwszy w powietrzu, w półleżącym położeniu, z zadartymi w górę
nogami, z zamarłym sercem, opuściłam rękę na dół i pomacałam zimne główki
brukowców. Do ziemi pozostało nie więcej niż półtora łokcia. No to klapa.
Kurczowo przełknęłam, straciłam koncentrację i czule walnęłam łopatkami o
kamienie. Cóż, mogłam i bardziej czule...
Powoli wracał mi oddech, wzrok stopniowo przyzwyczajał się do
półmroku. Prawdopodobnie, spadłam na jedno z wewnętrznych zamkowych
podwórek małą klitkę ze ścianami na wysokość dwóch moich wzrostów i
jedynymi drzwiami, wzmocnionymi na krzyż sztabami żelaza. Pośrodku
podwóreczka bujnie i aromatyczne, kwitła purpurowa elfia śliwa, szemrała
mała fontanna i stała ławeczka do odpoczynku. Zamkową ścianę oplatał
niezmienny bluszcz.
Nade mną pięć sążni, nie mniej malowniczo czerniała prostokątna
dziura o wymiarach dwa na trzy arszyny8. Zachwycałam się nią około minuty,
nie czułam się na siłach by zebrać myśl i przynajmniej usiąść, nie mówiąc już o
godniejszej pozycji. Trzeba przyznać: do kabinki szłam dość beztrosko kto
może spodziewać się podstępu w takim miejscu? ale nie na tyle, żeby przy
świetle pochodni nie zauważyć ogromnej dziury w podłodze. Może nadepnęłam
8 arszyn stara rosyjska miara długości = 0,71 m
na jakąś ukrytą sprężynę?
Wtem z góry dobiegał niezrozumiały, ale wcale przez to nie mniej wstrętny
zgrzyt. Dziura zaczęła powoli się zamykać, jak gdyby zasuwano ją, z niemałym
wysiłkiem, ciężką pokrywą. Sprężyna sprężyną, ale na miejsce ją przywracano
ręcznie, nie śpiesząc się wyrażać współczucia rozpłaszczonemu na dole ciału.
Naprzeciw, w górze, coś podejrzliwie zahuczało, głucho i złowieszczo, jak
gdyby do dziury toczyli wielgachny kamień. Ta myśl migiem postawiła mnie na
nogi, dokładniej, na czworaka. Nie mając aspiracji do wstania, żwawo
odpełzłam w centrum podwóreczka. W samą porę na to miejsce, gdzie tylko
co leżałam, upadł... nie, nie kamień, lecz paląca się pochodnia, wyraznie
oświetliwszy ziemię pod dziurą.
Zawahawszy się parę minut, wróciłam i podniosłam pochodnię.
Nasmołowane na jej końcu gałgany, nie zdążyły nawet sczernieć i płomień
radośnie tańczył po niej ze wszystkich stron. Widocznie, zapalili ją od jednej ze
ściennych pochodni i natychmiast zrzucili w dół. Ciekawe, komu przyszło do
głowy włóczyć się po zamku z zapasową pochodnią, jeżeli są one tutaj w
każdym kącie?
Spojrzałam z ukosa w górę i jeszcze raz wymruczałam zaklęcie lewitacji.
Bezskutecznie. Strach straszna siła, innego wyjaśniania nie widziałam. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]