- Strona pocz±tkowa
- 02 Joanna Maitland Niezwykła pokojówka
- Joanna Rybak Klan Nieśmiertelnych
- Chmielewska J. Babski motyw
- Tindal Robertson Timothy Fatima, Rosja i Jan Paweł II
- Joanna Chmielewska Bułgarski bloczek
- Ann Roberts Beacon of Love
- Christopher Carter Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
- 33 Demon nocy
- LE Modesitt Archform Beauty 02 Flash
- Dć™bski Eugeniusz Aksamitny Anschluss
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy macie jeszcze tę kieszeń złodzieja, którą pies oberwał? spytał Pawełka.
Pewnie, że mamy odparł Pawełek. Schowaliśmy ją w plastikowej torebce,
żeby nie straciła zapachu. Na wszelki wypadek.
Jakie mądre dzieci! wykrzyknął pan Hakim i pani Krystyna popatrzyła na
niego z wyrazną sympatią i życzliwością.
Potem znów się zamyślił i jeszcze raz poprosił o zrelacjonowanie mu wszystkich
szczegółów. Janeczka i Pawełek opowiadali bez żadnego oporu, ponieważ język
francuski, którym się posługiwali, pozwalał spokojnie zastanowić się nad każdym
zdaniem i ominąć wszystko to, czego mówić nie należało. Pan Sęczykowski, który
mówił po francusku doskonale, pomagał, podpowiadał i tłumaczył. Panu Hakimowi
zaczęły błyszczeć czarne oczy.
W razie, gdybym przypadkiem był w Tiarecie powiedział w końcu czy
mógłbym państwu złożyć wizytę& ?
Ależ oczywiście! wykrzyknęli państwo Chabrowiczowie równocześnie, a
pani Krystyna żywo dodała: Przyjedzcie w ogóle wszyscy. Zapraszam was na
przyszły weekend. Urządzimy sobie wspaniały piknik.
Na przyszły nie, bo będziemy mieli gości odparła pani Sęczykowska. Ale
za dwa tygodnie z przyjemnością. Nigdy tam nie byłam, bardzo chętnie pojadę.
Pan oczywiście będzie mile widziany każdego dnia i o każdej porze
powiedział pan Roman do pana Hakima. Niezależnie od weekendu i pikniku&
* * *
Zaraz nazajutrz po powrocie z Oranu przyszedł pan Krzak z informacją, że do
Algieru jedzie w środę rano. Pawełek aż jęknął.
Rany, nic nie mam! Czy my przez jutro zdążymy& ?
Plastikowych toreb jest ze sto pocieszyła go Janeczka. Tylko o sznurki
trzeba się postarać.
No właśnie, sznurki! Gdzie te sznurki, które ojciec przywiózł? Przecież sam mu
wybierałem najlepsze! Co to jest, że ja ich nigdzie nie widzę?!
Janeczka popatrzyła na brata dziwnym wzrokiem i popukała się w czoło.
Naprawdę nie widzisz tych sznurków, które ojciec przywiózł?
A ty widzisz? Gdzie:..?
Chyba zgłupiałeś. A to? Wydaje ci się, że co to jest?
Pawełek spojrzał w okno. Przywiezione przez pana Chabrowicza sznurki
porozciągane były w połowie ogródka pomiędzy murem a domkiem w charakterze
sznurków od bielizny. Sam kilka dni temu pomagał na nich wieszać pranie&
Długą chwilę milczał, głęboko rozgoryczony.
Całe szczęście, że tu można kupić sznurka, ile się chce mruknął. Ale
węgla nie mam. Przy węglu zejdzie cały dzień, bo to się musi rozhajcować.
Przez jutro się nie zdąży? Przecież drewno mamy. Pawełek, drapiąc się po
głowie, obejrzał upakowany w pudle stosik grubszych i cieńszych patyków,
obłamanych z drzewek cierniowych wypatrzonych przez Janeczkę. Skupił się,
zastanowił i nagle rozkwitło w nim natchnienie.
Dobra, to jutro od rana palimy ogień. Ty się dowiedz dyplomatycznie, czy
matce nie będzie potrzebny ten największy garnek&
Który największy garnek? Ten taki wielki jak kocioł?
Ten. Mniejszy siÄ™ nie nadaje.
Nie będzie jej potrzebny, w ogóle go nie używa. Jest za duży.
Dla mnie w sam raz. Trzeba go wcześniej wyciągnąć. Musimy jechać do
miasta, żeby kupić sznurek, przez ten czas Chaber będzie pilnował&
Czego będzie pilnował?
Tego garnka. Rozpalimy w ostach i nie przed naszym oknem, tylko trochÄ™
dalej, może być przed oknem pana Kawałkiewicza. Suche osty potrzebne, idziemy
zbierać!
Oszalałeś, przecież jest ciemno!
A, ciemno& No dobrze, to jutro od rana!
Naciąwszy za pomocą tasaka i sekatora grubych, zdrewniałych, suchych łodyg,
pokłuty i podrapany Pawełek zaraz po śniadaniu rozpalił za domkiem pana
Kawałkiewicza niewielkie ognisko. Troskliwie ułożył w ognisku wszystkie kawałki
cierniowego drzewka i pilnował ich czujnie, siedząc na wielkim garnku odwróconym
do góry dnem. Od czasu do czasu przymierzał garnek do ogniska, domagając się od
siostry uzupełnienia płonącego zbyt szybko kolczastego opału.
Cierniowe drzewko zajęło się wreszcie. Pawełek wyczekał chwili, kiedy rozpaliło
się porządnie i cały płonący stos nakrył garnkiem. Wyprostował się i odsapnął z ulgą.
Przecież to zgaśnie powiedziała stojąca obok Janeczka. Tam nie ma
powietrza. %7łeby się coś paliło, musi być powietrze.
Właśnie musi się udusić samo w sobie bez powietrza odparł pouczająco
Pawełek. Tak się robi węgiel drzewny. Ale od razu ci powiem, że na dwa wybuchy
nie starczy i nie ma siły, jedziemy po sznurki!
Aż do wieczora Chaber pilnował sterczącego wśród ostów do góry dnem garnka.
Dwa kłębki cienkiego, mocnego sznurka zostały kupione bez najmniejszych
kłopotów. Janeczka uzbierała trzydzieści plastikowych toreb. Przygotowania do
podróży zostały ukończone.
Co prawda nikt się akurat przez to całe sirocco nie pokłócił rzekł
melancholijnie Pawełek o zachodzie słońca, z wielką ostrożnością unosząc wreszcie
garnek znad byłego ogniska ale że ja zgłupiałem do reszty, to pewne.
Bo co? zaniepokoiła się Janeczka. Coś tu zle wyszło?
Pawełek delikatnie i w skupieniu pomacał czarny kawałek.
Nie, tutaj wyszło doskonale. Tylko po co ja się z tym tak śpieszyłem, skoro i
tak w Wąwozie Małp nie będziemy robić wybuchu? Cztery godziny na sznurki nam
wystarczy, nie? Jeszcze ciepłe& No nic, w każdym razie mamy gotowe. Teraz tylko
zebrać do czegoś&
Do tego garnka najlepiej. Na noc postawimy w ogródku, a jutro rano schowamy
w szafie. I lepiej przykryj przykrywkÄ…, bo ja nie wiem, czy to siÄ™ przypadkiem nie
zapali&
Pan Krzak przyjechał po nich o ósmej rano.
Wiatr wieje od południowego wschodu zawiadomił radośnie. Możliwe,
że w Algierze ta zabawa się już skończyła, ale na sawannach jeszcze będzie fajnie.
Jedziemy?
Pan Roman, który udawał się do pracy na wpół do dziewiątej, pomógł im
ulokować się w samochodzie i ruszyli.
Na sawannach rzeczywiście było fajnie.
Jezus Mario, co to jest? spytała przerażona pani Krystyna. Mgła?
Burza piaskowa odparł pan Krzak. Na pustyni już byśmy z tego nie
wyszli, ale tutaj siÄ™ przejedzie. Zamknijcie wszystkie okna!
No! powiedział z satysfakcją Pawełek. Wreszcie coś& !
Widoczność spadła do dwudziestu metrów. Nie zważając na to, pan Krzak grzał z
szybkością stu czterdziestu kilometrów na godzinę, wbijając się w gęste chmury.
Chwilami widać było, jak szaro rudy tuman pyłu pędzi z pustej przestrzeni na szosę,
wznosi się i opada, za nim zaś pojawia się następny tuman. Okna w samochodzie były
ściśle zamknięte. Pani Krystyna poczuła nagle, że głuchnie jak we wznoszącym się
szybko samolocie. Musiała poruszyć szczękami, żeby sobie odblokować uszy.
Przestaję słyszeć powiedziała niespokojnie. Czy to tak w uszy nawiewa?
Którędy?
Nie, to ciśnienie się zmienia. Burza piaskowa to niezła heca. Ja to nawet dość
lubiÄ™.
Czy nie mogliśmy jechać odrobinę wolniej& ?
Wykluczone, trzeba prędzej przelecieć, bo nas ten upał wykończy. Do
Boughzoul droga jak stół, można sobie pozwalać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]