- Strona pocz±tkowa
- Gordon Dickson The Stranger
- Bulyczow Kir Swiatynia czarownic
- Williams Cathy Kaprysy milionera
- Janko Anna Dziewczyna z zapaśÂ‚kami
- Grammar for Upper High School
- Anthony Barnhart In the Name of Rome (pdf)
- 06.Sanderson_Gil_PrzebudzenieZatoka goracych serc
- Farmer, Philip Jose Riverworld 1 To your Scattered Bodies
- Kleypas Lisa Gamblers 3 Against The Odds (Where's My Hero)
- Clive Barker Ksiega Krwi 3
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dyskretny akord. Na umieszczonym nad głową dziewczyny monitorze pojawiła się aktualna
data, po dwóch sekundach zmieniła się na godzinę: data-godzina, data-godzina. Werner
Bodendieke spokojnie sięgnął do klawiatury i ustawił ją sobie na brzuchu. Wystukał dwa
znaki zapytania i Enter . Priorytet?
Bodendieke sam ustalił priorytety, bynajmniej nie w porządku arytmetycznym.
Najwyższa była siódemka, wyprzedzająca o stopień trójkę, która stała wyżej od jedenastki, a
ta od dziewiątki. Nieupoważnieni obcy nie powinni nawet wiedzieć, jakiej wagi informację
pobiera Werner, a co dopiero - jakiej treści!
?? - powtórzył pytanie-potwierdzenie odbioru.
priorytet 7-7
Poczuł na karku zimny powiew. Sam nadał najwyższy i indywidualny priorytet tej
jednej jedynej sprawie, więc wiedział, że zaczęło się coś niedobrego. Odetchnął głęboko,
żeby przełamać lęk gniotący klatkę piersiową. Ponownie zaczerpnął powietrza i chrząknął.
- Ich danke dir, Uschi, bis morgen.
Nie okazując zdziwienia ani rozczarowania, dziewczyna dwoma ruchami zgarnęła
swój warsztat pracy i dygnąwszy pospieszyła do drzwi. Bodendieke odczekał, aż opadnie
pancerna płyta drzwi i zaświeci się uruchomiona z pulpitu blokada. Dopiero wtedy wrócił do
dialogu z kompem. Wystukał dwie cyfry, dwie litery i jeszcze jedną cyfrę - ciąg, który miał
uruchomić najtajniejszy z przekazów.
W systemie wykryto dwukrotny Ä…uesting dotyczÄ…cy oznaczonego obiektu.
??
Inicjator: Komenda Wojewódzka Policji Wrocław, chorąży Mirosława Gross.
Sekretariat Sekcji Taktycznej, oznaczony obiekt: Mark Bazareuitch (Marek Bazarewicz)
poszukiwany przy pierwszym auestingu za wykroczenia drogowe. Powtórny q.: bez
oznaczania powodu, domyślny kontynuacja ql. rzeczywisty wykaz wykroczeń obiektu t/n?
- Nein! - warknął na głos i nagle, rozzłoszczony okazaną słabością, zerwał się i
trzepnął z całej siły pulpitem o podłogę. Przypominająca penis jamnika antenka wzięła na
siebie pierwszy impet uderzenia, cichutko stuknęła o podłogę. Mężczyzna w ostatniej chwili
powstrzymał się, żeby nie kopnąć nieszczęsnego urządzenia. Przemierzył cały pokój i
zawrócił gwałtownie. - Scheisse!
Podszedł do pulpitu, przewrócił go stopą, wdusił kilka razy klawisz Esc , a potem
* . Widząc, że na ekranie pojawiło się menu, podniósł klawiaturę i usiadł w fotelu. Przez
kilka minut w milczeniu przygryzał dolną wargę i postukiwał kciukiem w obudowę. W końcu
wystukał na pozór bezsensowny numer, który centrala powinna natychmiast odrzucić, ale nie
odrzuciła. Sięgnął do monitora, wyjął tkwiącą w bocznym gniezdzie słuchawkę. Kiedy
usłyszał w głośniczku ciągły delikatny trel, powiedział:
- Herr Prasident, unsere Aktien sind leider gefallen. Odczekał kilkanaście sekund i
słysząc zmieniające się tło dzwiękowe, zapytał: - Wollen Sie meine Tdtigkeit akzeptieren?
W słuchawce rozległ się dwukrotny gong. Bodendieke odruchowo lekko skinął głową.
- Ich verstehe.
Odłożył słuchawkę na miejsce. Wiedział, że nie usłyszy ani jednego słowa, ani jednej
sylaby. Człowiek, którego nazwał prezesem, nie mógł sobie pozwolić na zdemaskowanie czy
nawet cień podejrzenia o udział w tej sprawie. Werner Bodendieke wiedział również, dzięki
umówionemu wcześniej prostemu systemowi sygnałów, że ma wolną rękę i że pan prezes
akceptuje wszystkie jego poczynania. Rozsiadł się wygodnie i zaczął delikatnie masować
prawą skroń.
Wbrew rozsądkowi, już toczącemu walkę z histerią, przemknęło mu przez myśl, że
wytworzony gdzieś w cyfrowych trzewiach komputera gong tym razem zabrzmiał jednak
odrobinÄ™ rozpaczliwie. Jak dzwonek alarmowy. Albo wezwanie pomocy.
- Naprawdę nie lubisz śniadań w łóżku?
- Naprawdę. Kiedy paliłem trzy paczki papierosów dziennie, po przebudzeniu
musiałem od razu umyć zęby.
- Szkoda, bo nie mam ochoty wstawać z łóżka. W ogóle.
- No to nie wstawajmy - zaproponował.
Krystyna objęła Michała lewą ręką i wtuliła twarz w jego szyję. Leżeli nieruchomo
przez trzy długie minuty.
- Jednak nie - zdecydowała. - Całe to kochanie straciłoby na uroku. A tak jest na co
czekać do wieczora.
Michał wyciągnął szyję i przyjrzał się jej zezem.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka - powiedział.
- Jaka?
- No, taka!
Roześmiała się cichutko, prawie bezgłośnie.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
Powoli przeniosła ręce za głowę, przeciągnęła się, wyprężyła całe ciało. Michał
patrzył na nią z przyjemnością.
- No, dosyć tego - rzuciła energicznie i zanim zdążył ją objąć, wyskoczyła z łóżka. -
Grzanki, sok ananasowy, kawa, jajko na miękko. Do roboty!
Ruszyła do drzwi, zgarniając po drodze jedwabny peniuar. Michał został sam w
ciepłej pościeli, pachnącej snem i miłością. Leżał z rękami pod głową i przypominał sobie, co
mu się śniło tej nocy. Najpierw, pamiętał to dobrze, przyśnił mu się Puchalec. Odmieniony,
ufny i łagodny. Dał się potarmosić za futro na karku; Michał zastosował tę pieszczotę, bo
uważał, że takiego kocura nie wolno głaskać jak byle persa. We śnie kocisko ułożyło się na
grzbiecie i zadarło wszystkie cztery łapy. Wtedy w zagłębieniach pach Michał zobaczył
czarne podskakujące kropki. Wyłapywał pchły walcząc z mdłościami, aż się obudził.
Wstrząsnął się na to wspomnienie i wyskoczył z łóżka. W łazience pod strugami wody
zdecydował, że nie opowie tego snu Krystynie. Wytarł się i przemknął nago do sypialni, gdzie
ubrał się i sprawdził w potężnym tremo swój wygląd, szczególnie dużo uwagi poświęcając
okolicom brzucha.
- Mniej jeść! - zalecił sobie i pomaszerował do kuchni. Popijali aromatyczną kawę,
gdy odezwał się telefon.
Poderwali się jednocześnie i tak samo jednocześnie opadli na krzesła.
- Trzy puknięcia - przypomniała Krystyna i uniosła filiżankę do ust.
Michał podszedł do telefonu i odczekał, aż sekretarka przestanie odmierzać cyfrowo
wygenerowany tekst. Pomachał palcami w powietrzu niczym wirtuoz zabierający się do
szczególnie trudnego pasażu. Telefon pisnął i odezwał się Andrzej:
- Halinko, jesteÅ› tam?
Krystyna coś mruknęła. Michał podniósł słuchawkę i paznokciem stuknął trzy razy w
osłonę membrany.
- Wszystko w znakomitym porządku! - powiedział wyraznie Andrzej. - Mam
wszystkie składniki, zaraz przyjadę i zrobimy sobie placki z sosem grzybowym. Czekaj.
Michał odłożył słuchawkę. Krystyna wzięła swoją filiżankę i przeszła do salonu.
Usiadła na kanapie, podciągnęła nogi, oparła brodę na kolanach.
- Chyba dojrzałem do westchnienia ulgi - stwierdził Michał, siadając naprzeciwko.
- Myślisz, że to się dobrze skończy? - zapytała. - Tylko powiedz szczerze.
- Nigdy ci nie kłamię - obruszył się.
- Wiem. No więc?
- Myślę, że tak. A potem będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Krystyna nagle przekręciła głowę.
- Słyszałeś?
- Nie.
- Pewnie to babsko! - Poderwała na równe nogi. Schowaj się!
Michał na palcach podreptał do sypialni. W tej samej chwili przy drzwiach rozległ się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]