- Strona pocz±tkowa
- 02 Joanna Maitland Niezwykła pokojówka
- Joanna Rybak Klan Nieśmiertelnych
- Chmielewska J. Babski motyw
- Chmielewska Joanna Janeczka i Pawełek Skarby
- Jennifer Estep Elemental Assassin 02 Web of Lies
- Coogan Gertrude, Money Creators Who Creates Money Who Should Create It (1935)
- Dav
- Greg Bear Queen of Angels
- Diana Palmer Big Spur,Texas 02 Passion Flower
- McMahon Barbara Bezcenny czas
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A jak! Na ostro było, kiszona kapusta, ogórki, korniszony, marynowana cebulka,
pieprzu dużo, ocet, papryka, do wieprzowiny to idzie. A ona aż się trzęsła do takich rzeczy,
mówiła, że kwaśne jej dobrze robi, sam ocet mogła pić, a ta kapusta rzeczywiście chyba jakoś
nie najlepiej wyszła, bo to różne bywają. I możliwe, że za dużo do sałatki poszło, bo tak
normalnie to się uważa, żeby nie tego. No, nie zakwasić za bardzo. A tu wszyscy... No to
niech ma. W ogólności, to jak raz bardzo dużo dostała.
- Tej kapusty...?
- Wszystkiego. Przez to na tym wielkim półmisku wzięła, kopiasto było, we trzy
garnki by weszło.
Tknęło mnie. Wprawdzie, z racji kapusty, nie kot zeżarł, tylko świętej pamięci
Weronika, ale czy dałaby radę na jeden raz? Podzieliła się z mordercą...?
- I o której tu była u pani?
- A bo ja wiem? Już mnie policja maglowała i maglowała, skąd ja takie rzeczy mogę
pamiętać, czy ja mam czas na zegar patrzeć, na odczepnego powiedziałam, że przed ósmą. A
tak naprawdÄ™ to nie wiem.
- Ale nie tylko pani Weronika te...
Zawahałam się, bo na końcu języka już miałam resztki. Odpadki...? Jeszcze gorzej.
Jak by tu elegancko... - ...dotacje. Dostawała. Tę pomoc żywieniową...
- Pewnie, że nie. Taki pan Arturek przychodzi, biedny człowiek, tyle zje, co od nas, i
taka Paulina, czworo dzieci ma, a sama ledwo zipie, nam opieka społeczna całą listę dała, to
już się ich pamięta. I taka dziewczynka, Krysia, bierze, ona u babci i dziadka pod opieką,
sierota, babka z dziadkiem opiekę nad nią wzięli, bo inaczej do domu dziecka by poszła, ale
jaka to opieka, dwa stare próchna, a dziewczynka się nimi opiekuje. Do szkoły chodzi, dobre
dziecko. I jedna taka, Królakowa, mąż chory leży, troje dzieci, jedno niewydarzone, małe
wszystko, gdzie jej do pracy jakiej, tu pomoże, tam pomoże, i co ona z tego ma? I
Rybczakowa, stara bardzo, tyle się wyżywi, co z tych naszych resztek, a dużo jej nie trzeba...
- I wszyscy byli wtedy wieczorem?
- Zawsze są. Każdego dnia. Co oni by jedli inaczej...?
Z tego całego towarzystwa wybrałam sobie Krysię. Lolka w rozpędzie podała mi jej
adres, pojechałam natychmiast, wyliczywszy sobie, że dziewczynka powinna była właśnie
wrócić ze szkoły.
Wyliczyłam doskonale, spotkałam dziewczynkę w wejściu do domu, niekoniecznie
eleganckiego. Oceniłam ją na jakieś trzynaście lat, okazało się, że dobrze. Spytałam, czy ma
chwilę czasu, i zaprosiłam na cokolwiek, lody, frytki, ciastka, co tam jej pasuje. Przyjęła
zaproszenie bardzo chętnie.
- O tym zabójstwie Weroniki Fiałkowskiej wiesz oczywiście, bo całe miasto wie -
zaczęłam wprost. - Widziałaś ją tam wtedy, tego ostatniego wieczoru?
- A pewnie - odparła natychmiast Krysia, żywa, inteligentna dziewczynka, wybrawszy
sobie osobliwy zestaw dań: frytki, drożdżówkę, kiełbaskę z rożna i lody. - Jak raz byłam, jak
przyszła, taka zadyszana.
Zdziwiłam się odrobinę.
- Dlaczego zadyszana?
- Bo leciała. Zawsze wcześniej przychodziła, a wtedy jej pózniej wypadło i bała się, że
czegoś tam nie dostanie. Na cytryny czatowała, kwaśne lubiła, a takie cytryny, co to ktoś
napoczął i nie wycisnął całkiem, to ona strasznie chciała. Wyciskała sobie do reszty.
- I kiedy to było? O której?
- A, to ja wiem na pewno, ale nikt mnie nie pytał. Za dziesięć ósma.
- SkÄ…d wiesz tak na pewno?
- A bo ja tak pilnowałam godziny, bo po ósmej zaraz szedł ten serial Na Wspólnej
na TVN, a ja to oglądam i nawet miałam o tym w wypracowaniu napisać, taką recenzję, a my
nie mamy telewizora i ja to oglądam u mojej przyjaciółki, i chciałam donieść dla babci i
dziadka kolację i jeszcze zdążyć na początek.
- I zdążyłaś?
- Zdążyłam. Akurat reklamy skończyli.
- A ta twoja przyjaciółka to pamięta?
- A dlaczego nie ma pamiętać? - zdziwiła się Krysia. - We drzwiach stała i na mnie
czekała, bo wiedziała, że w wypracowaniu mam napisać, i jeszcze tupała nogami. I gdzie
jesteś, prędzej, prędzej na mnie krzyczała. A zaraz na drugi dzień o pani Weronice się
rozeszło.
Za dziesięć ósma... Jak oni to śledztwo prowadzą, skoro bystrej, przytomnej
dziewczynki w ogóle nie spytali? Za dziesięć ósma Weronika była żywa, dłużej nawet,
musiała przecież wrócić do domu, zatem, powiedzmy, do ósmej. Grażynka zdążyła do
kuzynki na prognozę pogody po dzienniku, ósma dziesięć, samochodem jechała, niechby
tylko pięć minut, jeśli nie wyszła wcześniej niż Weronika, zaczekała na nią, zostawało pięć
minut... Niechby osiem. Czy rzeczywiście w ciągu ośmiu minut można zamordować
człowieka i zrobić mu w domu taki dziki chaos? Nie, zaraz, mogła zacząć wcześniej...
Wyobraziłam to sobie. Weronika leci do restauracji, Grażynka u niej zostaje, zaczyna
demolować mieszkanie, osiąga duży sukces, Weronika wraca, Grażynka chwyta ów tasak,
który został użyty, wali... Nie, chwileczkę, nic z tego, przecież Weronika zjadła kolację!
Musiała zjeść, skoro półmisek był pusty. To jak niby, Grażynka demolowała, a Weronika
jadła? Puknijmy się w czółko, już widzę tę sielską scenę. Zaraz, a może jeszcze inaczej,
Grażynka zjadła dla zmącenia sprawy... Nad trupem tak jadła...? No dobrze, oddała kotu, ale
co z kapustą? Zabrała ze sobą i wyrzuciła do śmietnika gdzieś po drodze? Nonsens, nie
zdążyłaby na prognozę pogody, kot je powoli, gdyby konsekwentnie chciała realizować
podstępny plan, musiałaby zaczekać, aż zeżre wszystko, chyba że zabrała ze sobą całość...?
Jednak to laboratorium kryminalistyczne okazuje się niezbędne, stwierdziliby bez trudu, czy
kot wylizywał półmisek...
Uniewinniłam Grażynkę, zarazem jednak pojawiło mi się następne pytanie. Skoro
Weronika była w knajpie za dziesięć ósma, z domu musiała wyjść wcześniej, co najmniej za
piętnaście ósma. Grażynka wyszła przed nią, Weronika zamykała drzwi, dołóżmy im chociaż
ze trzy minuty, zatem Grażynka wyszła za osiemnaście ósma, a do kuzynki dojechała pięć po.
Co, na litość boską, robiła przez dwadzieścia trzy minuty... co najmniej dwadzieścia
trzy!...skoro samochodem przemierza się tę trasę w ciągu czterech minut, i to bez żadnego
pośpiechu? Sprawdziłam, sama tak przejechałam. Ciekawe, czy już musiała tę kwestię
wyjaśniać...
Wszystko to zdążyło przelecieć mi przez głowę, zanim zadałam Krysi następne
pytanie. Prawie nie było przerwy w rozmowie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]