- Strona pocz±tkowa
- Linda Farstein AC 07 Entombed
- Howard Linda Mackenzie 04 Sunny
- Goodnight_Linda_ _Tajemniczy_ksiaze
- Howard Linda Naznaczeni
- Linda Cajio Jak czysty jedwab
- Duncan_Judith_ _Czekoladowe_caluski
- Crystal Healer_ A Stardoc Novel S.L. Viehl
- Dorota SumiśÂ„ska Autobiografia na czterech śÂ‚apach
- Jordan Penny Grzechy przeszlosci
- 0974. Blake Ally Imperium rodzinne 04 Najwić™ksze wyzwanie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozdrowienia; miała nadzieję, że czuje się lepiej i prosi o zamknięcie drzwi, gdy będzie
wychodził z domu.
Do licha! powiedział, gdy niechcący uraził się w ramię. Podobało mu się to, że Cass
miała do niego zaufanie na tyle, aby zostawić go samego w swoim domu. Z drugiej strony,
mogła mu przynajmniej powiedzieć dzień dobry. Nalał sobie trochę kawy do filiżanki i
wrócił do sypialni. Jego ubranie leżało na krześle ładnie ułożone, co rozdrażniło go jeszcze
bardziej. Spróbował nie myśleć o Cass i zaczął się powoli ubierać. Spoglądając w lustro w
sypialni, spostrzegł początek procesu łuszczenia się skóry. Z trudem oparł się pokusie
majstrowania przy kilku białawych pęcherzach. Uprzytomnił sobie, że przez ostatnie
dwadzieścia cztery godziny mało co myślał o zadaniach, jakie miał do wykonania dla spółki
Marks i Lindley . Wysączył resztę kawy i zmarszczył brwi, pełen niechęci do siebie.
Dotychczas praca zawsze miała pierwszeństwo i nie tracił z oczu tego, co było dla niego
najważniejsze. Teraz coś się zmieniło. Rozmowa z Cass, ich wspólne żarty i jej wczorajsza
troskliwa opieka przeniosły go na bardziej intymną płaszczyznę obcowania z nią. On, który
zawsze miał dobrze poukładane w głowie, poczuł, że to, co stało się między nim a Cass,
burzyło ten doskonały porządek. Usidliła mnie pomyślał. Wykonać zadanie dla spółki,
znaczyło stracić Cass, a zdał sobie sprawę z tego, że jest to ostatnia z rzeczy, jaką by chciał.
Najlepiej byłoby machnąć ręką na ten cały interes i puścić w diabły powrót do Nowego Jorku.
Pierwszą rzeczą jednak jaką musiał teraz zrobić, to pójść do hotelu i przebrać się. Miał
wątpliwości, czy Cass chciałaby, żeby obsługiwał klientów w tym stanie, w jakim się obecnie
znajdował. Ale żadnego prysznica, przyrzekł sobie. Gotów był jakoś przeżyć ten dzień, ale
nie życzyłby sobie, żeby powtórzyły się zdarzenia ubiegłej nocy. Chyba, że pobyt Cass w
jego łóżku byłby jedną z atrakcji .
Cass otworzyła drzwi na zapleczu Zimowej Krainy i weszła do środka. Pogrążając się
w ciemnościach, westchnęła z ulgą.
Jestem tchórzem.
Przebudzenie obok Dallasa było dla niej wystarczającym powodem, aby zwiewać, gdzie
pieprz rośnie. Jakaś dziwna siła zatrzymywała ją w domu dzisiejszego ranka, a jednocześnie
zmuszała do ucieczki. Oparła głowę o chłodny metal drzwi i zamknęła oczy. Napięcie powoli
opadało i zaczynała wracać do siebie. Przez długą chwilę rozkoszowała się niczym
niezmąconą ciszą. Myśli znowu zaczęły nabierać realnych kształtów, kiedy przypomniała
sobie przebudzenie u jego boku. Zmieszane zapachy kobiety i mężczyzny... ich ciche głosy w
nocy. Zakryła twarz, przesuwając po niej dłońmi. Nie mogli być sobie już bardziej bliscy,
nawet gdyby kochali się tej nocy. Zawsze wiedziała, że Dallas był dla niej zagrożeniem.
Jednak nie tego typu zagrożeniem, jakiego się początkowo obawiała. Coraz częściej
oddzielała w nim mężczyznę od prezesa firmy. Wydawało jej się teraz czymś... naturalnym
mieć go w łóżku.
Zastanawiała się, czy nie wystąpił u niej przypadkiem odruch Horence Nightingale.
Wyzbyła się swojej zwykłej ostrożności, jak tylko zobaczyła jego poparzenia. Mogło tak
właśnie być. Prawdopodobnie cierpiała na objawy zakochania pielęgniarki w rannym . Daj
sobie z tym spokój pomyślała głośno. Zdawała sobie jednak sprawę, że pociąg do niego nie
pojawił się nagle. Istniał od dawna, a teraz się tylko zintensyfikował, osiągając punkt
kulminacyjny ubiegłej nocy.
W ciemności dostrzegła fosforyzujące światełka zegara i rzuciła torebkę na biurko obok
niego. Przyszło jej na myśl, że Dallas mógł mieć takie same problemy jak ona. Sprawiał
wrażenie, że zależy mu na jej towarzystwie. I ten pocałunek... Cass nieomal roześmiała się.
Może on nie był aż taki bezwzględny, jak sądziła przedtem. Może i jemu trudno było skupić
uwagę jedynie na interesach. Tak bardzo starała się utrzymać dystans między nimi, że
czasami była wręcz lodowata. Dzięki Bogu, wszystkie zmysły pracowały w zupełnie innym
kierunku pomyślała. Ostatniej nocy rozważała, czy mogliby zostać przyjaciółmi i doszła
do wniosku, że byłby to dobry początek dłuższej znajomości. Tak, najpierw przyjaciółmi,
potem kochankami. Ta myśl zaskoczyła ją. Była tak niespodziewana. Badała ją ostrożnie,
pozwalając na zagnieżdżenie się jej w swym umyśle. Kochankowie. To brzmiało dobrze.
Instynkt podpowiadał jej, że Dallas wziąłby z niej wszystko to, czego nie mogła i nie chciała
dać nikomu. Doszła jednak do wniosku, że ryzykuje wiele. Bardzo wiele. Przecież mogła się
całkowicie mylić co do niego. A jeśli nie... Uśmiechnęła się.
W środku panował chaos. Towary były poupychane po wszystkich kątach, a ruchome,
szklane półki wystawowe leżały w stertach, oparte o ścianę. Jean usiłowała przepchnąć na
miejsce jakiÅ› wysoki na dwa metry stojak.
Czy tędy przeszedł cyklon? zapytał.
Nie, huragan Cass . Jean westchnęła ciężko i oparła się o ścianę. Przyjeżdżamy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]