- Strona pocz±tkowa
- Arthur Keri Zew Nocy 05 W objÄciach ciemnoĹci (Embraced By Darkness)
- Bracia St Claire 01 Mortimer Carole Gwiazda z Hollywood
- Avalon Arthur Sir John Woodroffe Kularnava Tantra v1
- Raspail Jean Siedmiu jeĹşdĹşcĂłw opuĹciĹo Miasto o zmroku przez BramÄ ZachodniÄ , ktĂłrej nikt juĹź nie strzegĹ
- Arthur Rimbaud ZbiĂłr wierszy
- Nora Roberts Tajemnicza gwiazda
- Arthur Bloch Prawa Murphyego (1)
- Sands Charlene ĹwiÄta z gwiazdÄ âŚ
- Doyle Arthur C. Swiat zaginiony
- Kwiatkowski Mariusz Ĺowca gwiazd
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parkiem, ale kiedy został zaniedbany, władzę nad nim przejęła znowu Natura. Gdy układ był
zamieszkany, mogło tu wyglądać zupełnie inaczej.
Alvin nie wątpił w słuszność słów Hilvara. W tej biologicznej anarchii było coś diabelskiego, coś
wrogo usposobionego do porządku i regularności, na których opierały się zarówno Lys, jak i
Diaspar. Od miliardów lat szalała tu nieustanna bitwa; lepiej było wystrzegać się tego, co ją
przetrwało.
Opuścili się ostrożnie nad rozległą, płaską równinę, tak jednorodną, że od razu wydała się
podejrzana. Równina graniczyła z wyżej położonym terenem całkowicie porośniętym drzewami,
których wysokości można się było tylko domyślać, ponieważ rosły tak blisko siebie, szczelnie
oplecione poszyciem, że praktycznie nie było widać ich pni. Między górnymi konarami tych drzew
fruwało wiele skrzydlatych istot, które poruszały się tak szybko, że trudno było stwierdzić, czy to
ptaki, czy owady czy też ani jedno, ani drugie.
Gdzieniegdzie jakiś leśny gigant zdołał wspiąć się o parę stóp ponad swych walczących sąsiadów,
którzy jednak szybko zawiązywali sojusz, aby ściągnąć go w dół i zniszczyć przewagę, którą nad
nimi uzyskał. Pomimo że była to wojna cicha, prowadzona w zbyt wolnym tempie, aby mogło ją
zaobserwować oko, wrażenie bezlitosnego, nieubłaganego konfliktu przytłaczało swoim
okrucieństwem.
W porównaniu z tym, co działo się między drzewami, równina wyglądała spokojnie i łagodnie.
Była niemal idealnie płaska, porośnięta cienką, krótką trawą i rozciągała się aż po horyzont.
Chociaż opuścili się już na wysokość pięćdziesięciu stóp, nie dostrzegali na niej jakiegokolwiek
śladu życia zwierzęcego, co bardzo dziwiło Hilvara. Być
188
może zamieszkujące je zwierzęta, przestraszone ich widokiem, skryły się pod ziemię?
Unosili się tuż nad powierzchnią równiny i Alvin starał się przekonać Hilvara, że otwarcie śluzy
nie grozi żadnym niebezpieczeństwem, a Hilvar wyjaśniał mu cierpliwie takie pojęcia, jak bakterie,
grzyby, wirusy i mikroby. Spór trwał już dobrych parę minut, gdy nagle zauważyli osobliwy fakt.
Ekran, który jeszcze przed chwilą pokazywał las, pociemniał.
Wyłączyłeś go? spytał Hilvar, jak zwykle wyprzedzając o ułamek sekundy takie samo
pytanie Alvina.
Nie odparł Alvin i po plecach przeszedł mu zimny dreszcz, gdy pomyślał o jedynym
wyjaśnieniu.
Wyłączyłeś go? spytał robota.
Nie padła odpowiedz.
Z westchnieniem ulgi Alvin odrzucił pomysł, że robot mógł zacząć działać na własną rękę i że
mogą mieć do czynienia z mechanicznym buntem.
To dlaczego ekran jest wygaszony? spytał.
Zasłonięte zostały receptory wizyjne.
Nie rozumiem powiedział Alvin, zapominając przez chwilę, że robot może reagować tylko
na jasno sprecyzowane rozkazy i pytania. Poprawił się szybko.
Co zasłania receptory?
Nie wiem.
Skłonność robotów do małomówności mogła być czasami tak irytująca, jak gadatliwość ludzi.
Zanim Alvin zadał następne pytanie, wtrącił się Hilvar.
Powiedz mu, żeby uniósł statek powoli poradził mu i w jego głosie był ton ponaglenia.
Alvin powtórzył rozkaz. Nie nastąpiło uczucie ruchu, bo go nie było. Potem, powoli, na ekran
powrócił obraz, ale był jeszcze przez chwilę zamglony i nieostry. Pokazywał jednak wystarczająco
dużo, aby zakończyć spór o lądowanie.
Płaska równina nie była już płaska. Bezpośrednio pod nimi uformowało się wielkie wybrzuszenie
wybrzuszenie rozdarte z wierzchu, tam skąd statek wyrwał się na wolność.
189
Nad szczeliną falowały niemrawo ogromne pseudomacki, jak gdyby usiłując pochwycić ofiarę,
która przed chwilą uleciała z ich objęć. Gdy patrzyli z przerażeniem na tę scenę, Alvin zobaczył
przez moment szkarłatny otwór otoczony niby-frędzlami bijącymi zgodnie jak bicze macek,
porywającymi wszystko, co znalazło się w ich zasięgu, w dół w rozdziawioną szeroko paszczę.
Nie pochwyciwszy ponownie swej niedoszłej ofiary, potwór zapadł się powoli pod ziemię i
wtedy Alvin zdał sobie sprawę, że ta równina była w rzeczywistości cienką warstwą piany
unoszącej się na powierzchni nieruchomego morza.
Co to było? wykrztusił.
%7łeby ci odpowiedzieć, musiałbym zejść na dół i przyjrzeć się temu dokładniej odparł
zgodnie z prawdą Hilvar. To mogła być jakaś forma prymitywnego zwierzęcia może nawet
spokrewnionego z naszym przyjacielem z Shalmirane. Na pewno nie była to istota inteligentna, bo
inaczej nie usiłowałaby pożerać statku kosmicznego.
Chociaż nic im już nie groziło, Alvin nadal nie mógł przyjść do siebie. Zastanawiał się, co jeszcze
kryje się pod tą niewinnie wyglądającą murawą, która zdawała się zapraszać do pobiegania po jej
sprężystej powierzchni.
Mógłbym tu spędzić wiele czasu powiedział Hilvar wyraznie zafascynowany tym, co
widział. W tych warunkach ewolucja musiała dojść do bardzo interesujących rezultatów. Nie
tylko ewolucja, ale i degeneracja, ponieważ wyższe formy uległy zwyrodnieniu, kiedy ta planeta
została pozostawiona własnemu losowi. Do tej pory ustaliła się już chyba równowaga chyba nie
masz jeszcze zamiaru odlecieć? Krajobraz w dole zaczął maleć i głos Hilvara brzmiał niemal
żałośnie.
Odlatujemy zadecydował Alvin. Widziałem już świat bez życia i świat aż za żywy i nie
wiem, który bardziej mi się podobał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]