- Strona pocz±tkowa
- Jan Brzechwa Czerwony kapturek
- 054 Z Czerwonego Bractwa
- Translation, History, Culture; A Sourcebook ed. by A. Lefevre
- Barbara Hannay Przeznaczenie
- Balzac, Honore de Die Frau von 30 Jahren
- Gwiezdne Wojny 158 Przeznaczenie Jedi VII Wyrok
- Lisa Marie Rice M
- Makuszynski Kornel Król Azis
- Harry Harrison Stalowy szczur 02 Stalowy Szczur
- Asimov Isaac Opowiadania
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czerwona aura gorączki spowijająca od wewnątrz jego pole widzenia. Stał się w
pełni świadomy każdego wdechu i wydechu, posmaku gorącej miedzi w ustach i
osobliwej fali euforii przewalającej się przez jego ciało, niosącej ze sobą
obietnicę potęgi wykraczającej poza wszelkie pojmowanie. A mimo to jakimś cudem
zachował pełną świadomość tego wszystkiego.
- Ta Jedi - powiedział wreszcie - nazywa się Hestizo Tracę. Chcę, byś przemówił
do niej głosem orchidei. Przyzwiesz ją tutaj, do biblioteki, podszywając się pod
głos, któremu ufa, a wtedy ja się nią zajmę, wypełniając swoje przeznaczenie.
Czy to jasne?
Neti wydał z siebie dzwięk, któremu nieco brakowało, by stał się słowem.
- Pytałem, czy... - zaczął Scabrous, gdy nagle zobaczył, dlaczego drzewiaste
stworzenie nie odpowiada. Ze szczęki Netiego, tuż pod jego ustami, ktoś wyrwał
wielki kawał miazgi, jego drewnianego ciała, pozostawiając dziurę wielkości
pięści
Scabrousa. Z rany kapał gęsty, żółty sok, spływając po nieregularnej korze i
gałęziach.
Scabrous oblizał palce i uśmiechnął się, smakując dziwną, kleistą krew
drzewiastego stworzenia czubkiem języka i na podniebieniu. Ja to zrobiłem,
zdumiał się. Zaatakował całkiem nieświadomie - to wszystko sprawka tego czegoś w
środku, tej paszczy. Intuicja podpowiadała mu, że to również ona odpowiada za
ogromny przypływ sił.
- Mój panie... - odezwał się wreszcie drżącym głosem Neti.-Proszę...
- Rozumiesz, o co cię proszę, czy też nie? - zapytał Scabrous.
- Rozumiem... mój panie.
- Wybornie. Zatem będę wypatrywał jej przybycia.
Odszedł, pozostawiając Netiego zwisającego z sufitu nad poszerzającą się na
podłodze kałużą wpółprzezroczystego soku.
ROZDZIAA 31
mięsna zamieć
Na twarz wpatrzonej w wieżę Zo padał śnieg.
- Nie rozumiem - powiedziała. - Jakim cudem się tutaj znalezliśmy?
Strona 55
joe Schreiber - Czerwone żniwa.txt
Whiphid nie odpowiedział. Nie musiał nic mówić. Zo wiedziała, jak się tutaj
znalezli. Wędrując między zagrodami pod wpływem prostej, ale skutecznej iluzji
Sitha, stracili orientację w terenie i wrócili do punktu wyjścia.
Nagle dostrzegła sylwetki.
Stały nieruchomo na szczycie wieży, niczym groteskowe rzezby skąpane w
nieregularnym, migoczącym czerwonym świetle. W pierwszej chwili pomyślała, że
tym właśnie są. Posągami. Gargulcami.
Tyle że się poruszały.
Roiły się, wchodząc jeden drugiemu na plecy jak potwornie przerośnięte,
mięsożerne boskie skarabeusze, które widziała na pokładzie statku Tulkha. Gdy
światło padło na ich twarze, zauważyła, że byli - przynajmniej kiedyś - ludzmi.
Ich mundurki - czarne szaty i tuniki uczniów Sithów, pomyślała Zo - były
poszarpane i złachmanione, i wydymały im się na plecach unoszone wyjącym
wiatrem. Obserwowała, jak cała ich grupa, chwytając się kurczowo ścian, toruje
sobie drogę do okien wieży. Jedno ze stworzeń odrzuciło głowę i z małpią
determinacją zaczęło walić pięścią o szybę.
- Co one robiÄ…?
Tulkh chrzÄ…knÄ…Å‚.
- Chcą się dostać do środka.
- Po co?
Z góry dobiegł ją krzyk, skumulowany w ryk, podobny do tego, który usłyszała w
barakach. Aowca nagród cofnął się
o krok, sycząc pod nosem przekleństwa.
- One...
Zanim dokończył, od wieży oderwał się jeden z truposzy, przecinając z wizgiem
powietrze.
Odwróciła się, szukając wzrokiem Tulkha. Ale ten zniknął.
Zo odchyliła głowę i spojrzała do góry. Nad nią kolejne ze stworzeń puściło się
muru i pomknęło w dół niczym zbuntowana cząstka ciemności lub pogruchotany
fragment wszechświata, wrzeszcząc i przebijając się przez padający śnieg.
Wyjące stworzenie wylądowało na czterech łapach, i chociaż było odwrócone
plecami do Zo, dziewczynie i tak nie umknÄ…Å‚ widok rozszarpanego mundurka, spod
którego wystawały żebra i wyciągnięte na wierzch kręgi. Rozległ się gwizd, gdy
przez dziurę w ciele powiało powietrze, i Zo dostrzegła wnętrzności - zbite
razem, pokryte czarną skorupą zaschniętej krwi i trzepocące na wietrze. Podczas
upadku musiało poluzować mu się płuco, które zwisało teraz z boku, rozdymając
się i kurcząc w nierównym tempie niczym jakieś małe, zdyszane zwierzątko.
Tulkh. Lądując na nim, to coś wcisnęło go w śnieg. A teraz próbuje go wyciągnąć.
Drugie ze stworzeń krążyło po śnieżnej zaspie z lekko przechyloną głową szukając
miejsca, z którego mogłoby zaatakować. Zo usłyszała dobiegający z góry wrzask, i
dwa truposze w uniformach Sithów wykrzyczały odpowiedz. % Ze śniegu wystrzeliła
uzbrojona we włócznię dłoń Tulkha. Aowca zamachnął się i chwilę pózniej
stworzenie na zaspie odchyliło się, zataczając się po omacku, gdy czubek włóczni
zatopił się w jego twarzy. Wklęśnięty i potrzaskany prawy policzek całkowicie mu
zaropiał. Drzewce wystawało mu z głowy niczym pokraczny, przerośnięty róg.
Tulkh usiadł, plując śniegiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]