- Strona pocz±tkowa
- M131. Wood Carol Zdążyć przed jesienią
- Arkadij i Borys Strugaccy Drapieznosc naszego wieku
- 00000057 Reymont ChśÂ‚opi I
- Burroughs Edgar Rice Tarzan wśÂ›ród maśÂ‚p
- J.A. Saare Dead, Undead, or Somewhere In Between tśÂ‚um. nieof(1)
- Sandemo Margit Saga O Czarnoksi晜źniku 10 Echo
- Banks, Leanne Die Hudsons 01 Falsches Spiel wahre Le
- Krolicki Zbigniew Sekrety superpamieci
- Ficowski Jerzy Galazka z drzewa slonca baśÂ›nie cygnskie(1)
- Cartland_Barbara_ _Spragniona_milosci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Malanow wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™ i, zdaje siÄ™, inni zrobili to samo.
- No, no, spokój... - powiedział przystojniak i jakoś niezdecydowanie pogroził
chłopcu palcem.
- Dziecię! - powiedział Weingarten. - Dostałeś czekoladę? Siedz i jedz. Nie
wtrÄ…caj siÄ™.
- Jak to - tchórz? - zapytał Malanow siadając. - Dlaczego mnie obra\asz?
- A ja cię nie obra\am - oznajmił chłopczyk, patrząc na mnie badawczo, jak na
jakieś niespotykane zwierzę. - Ja cię zdefiniowałem...
Tymczasem przystojniak pozbył się wreszcie stłuczonego kieliszka, wytarł
dłoń chustką do nosa i wyciągnął do mnie rękę.
- Zachar - przedstawił się.
Wymienili ceremonialny uścisk ręki.
- Do roboty, do roboty! - zapobiegliwie poganiał Weingarten, zacierając ręce. -
Daj no jeszcze dwa kieliszki...
- Słuchajcie, moi drodzy - powiedział Malanow. - Ja nie będę pić wódki.
- Pij wino - zgodził się Weingarten. - Masz tam jeszcze dwie butelki białego...
- Nie, wolę koniak. Zachar, niech pan wyjmie z lodówki kawior i masło... i w
ogóle wszystko, co tam jest. Głodny jestem.
Malanow poszedł do barku, wyjął koniak i kieliszki, pokazał język fotelowi, w
którym rano siedział młody człowiek z prokuratury, i wrócił do stołu. Stół uginał się
od obfitości jedzenia. Na\rę się i upiję, pomyślał Malanow z wesołą złością. Fajnie,
\e chłopcy przyjechali.
Ale wszystko wyszło nie tak, jak myślał. Zaledwie wypili i Malanow z
rozkosznym pomrukiem zabrał się do gigantycznej kanapki z kawiorem, kiedy
Weingarten absolutnie trzezwym głosem powiedział:
- A teraz, stary, opowiedz nam, co się tu działo.
Malanow zakrztusił się.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- A więc tak - powiedział Weingarten i przestał lśnić jak wysmarowany
masłem. - Jest tu nas trzech i ka\demu coś się przydarzyło. Mo\esz się nie krępować.
Co ci powiedział ten rudy?
- Wieczerowski?
- Ale\ skąd, dlaczego Wieczerowski? Przyszedł do ciebie niedu\y, ogniście
rudy człowieczek w takim przyciasnym czarnym garniturze... Co ci powiedział?
Malanow odgryzł z kanapki tyle, ile się dało, i zaczął \uć nie czując smaku.
Wszyscy trzej patrzyli na niego. Zachar patrzył zmieszany, z nieśmiałym uśmiechem,
co chwila spuszczając wzrok. Weingarten wściekle wytrzeszczał oczy, gotów
wrzasnąć. A chłopczyk, trzymając w ręku oślinioną tabliczkę czekolady, pochylił się
w stronę Malanowa, jakby mu chciał skoczyć do gardła.
- Słuchajcie - powiedział wreszcie Malanow. - Jaki znowu rudy? śaden rudy
do mnie nie przychodził. Wszystko było znacznie gorzej.
- No to opowiadaj - niecierpliwie za\ądał Weingarten,
- A właściwie dlaczego mam opowiadać? - oburzył się Malanow. - Nie robię z
tego \adnej tajemnicy, ale czego siÄ™ mÄ…drzysz? Sam opowiadaj! Ciekawe, skÄ…d
właściwie wiesz, \e w ogóle coś się stało?
- No więc opowiedz, a potem ja będę opowiadał - powiedział z uporem
Weingarten. - I Zachar te\ opowie.
- No to opowiadajcie obaj - zaproponował Malanow, nerwowo smarując sobie
nową kanapkę. - Ja jestem jeden, a was dwóch.
- TY opowiadaj - rozkazał nagle chłopczyk wskazując palcem Malanowa.
- Cicho, cicho... - wyszeptał Zachar zmieszany do ostatecznych granic.
Weingarten zaśmiał się niewesoło.
- To pana syn? - zapytał Malanow Zachara.
- Chyba mój... - dziwacznie odpowiedział Zachar, uciekając spojrzeniem.
- Jego, jego - powiedział niecierpliwie Weingarten. - Nawiasem mówiąc, to
jest część jego opowieści. No, Dimka, zaczynaj, nie dziwacz...
Zupełnie zbili Malanowa z pantałyku. Odło\ył kanapkę i zaczął opowiadać.
Od samego początku, od telefonów. Kiedy tę samą historię opowiadasz po raz drugi w
ciągu mniej więcej dwóch godzin, mimo woli zaczynasz w niej widzieć zabawne
momenty. Malanow nawet sam nie zauwa\ył, jak się rozkręcił. Weingarten co chwila
rechotał, pokazując potę\ne \ółte kły, a Malanow uznał rozśmieszenie pięknego
Zachara nieomal za swój \yciowy cel -ale jednak tego celu nie zrealizował - Zachar
tylko uśmiechał się \ałosnym, speszonym uśmiechem. A kiedy doszło do
samobójstwa Sniegowoja, nikomu ju\ nie było do śmiechu.
- Kłamiesz! - ochryple wyrzucił z siebie Weingarten.
Malanow wzruszył ramionami.
- Za ile kupiłem... - powiedział. - A drzwi jego mieszkania są opieczętowane,
mo\esz iść i zobaczyć...
Czas jakiś Weingarten milczał, bębniąc po stole grubymi palcami i podrygując
policzkami do taktu, a potem nagle wstał bardzo hałaśliwie, nie patrząc na nikogo
przecisnął się między Zacharem a jego synem i cię\ko wymaszerował z kuchni. Było
słychać, jak szczęknął zamek, i zapachniało kapustą.
- Oho-ho-ho... - smętnie wypowiedział się Zachar. Chłopczyk natychmiast
wyciągnął do niego oślinioną czekoladę i za\ądał:
- Ugryz!
Zachar pokornie odgryzł kawałek i zjadł. Trzasnęły drzwi. Weingarten, nadal
nie patrząc na nikogo, przecisnął się na swoje miejsce, nalał sobie do kieliszka wódki
i mruknÄ…Å‚ ochryple:
- Mów dalej...
- Co - dalej? Potem poszedłem do Wieczerowskiego. Te gnojki poszły sobie i
ja poszedłem... Dopiero teraz wróciłem.
- A rudy? - zapytał niecierpliwie Weingarten.
- Przecie\ ci powtarzam, ośla głowo! Nie było \adnych rudych! Weingarten i
Zachar wymienili spojrzenia.
- No, powiedzmy - powiedział Weingarten. - A ta twoja... Lidka czy jak jej
tam... Nie robiła ci \adnych propozycji?
- Nno... jak by ci tu powiedzieć... - Malanow uśmiechnął się głupawo. -
Przypuszczam, \e gdybym naprawdę chciał...
- Tfu, co za bałwan! Nie o to chodzi! Zresztą, niech ci będzie. A śledczy?
- Wiesz co, Walka - powiedział Malanow - opowiedziałem ci wszystko, co i
jak. Idz do diabła! Jak Boga kocham, trzecie przesłuchanie w ciągu jednego dnia...
- Walka - niepewnie wtrącił się Zachar - a mo\e to rzeczywiście coś innego?
- Nie \artuj, stary! - Weingarten a\ się skurczył. - Jak to - coś innego? Ma
robotę i pracować mu nie dają... Jak to - coś innego? A poza tym przecie\ wymienili
jego nazwisko!
- Kto wymienił? - zapytał Malanow, przeczuwając nowe nieprzyjemności.
- Ja chcę siusiu - jasnym głosem oznajmił chłopczyk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]