- Strona pocz±tkowa
- D'Alessandro Jacquie U progu jesieni 01 Letni wietrzyk
- Carol Higgins Clark Festa Di Nozze Con Briv
- Strugaccy A. i B Miliard lat przed koncem swiata
- RUS.Baszkirciewa.N. Dziurawiec zabójca chorób
- Hawksley Elizabeth Testament
- Borgia, A. Life in the World Unseen
- Child Maureen Skandale w wyższych sferach 01 Rok z Julią
- Kenner Julie To byśÂ‚y pić™kne dni
- Howard Robert E. Conan z Cimmerii
- 0864. Orwig Sara Ród Garrisonów 02 Wspólnicy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Arsenalowi - odparł z przekonaniem Mark.
Sean przytaknął i spojrzał jakoś smutno na swój dom.
- Mama dobrze się czuje? - spytał niespokojnie.
- Tak - zapewniła go Kate. - Przygotowała już kolację, a więc nie będę
was zatrzymywała.
Słysząc to, Mark puścił się biegiem w stronę domu, ale Sean jeszcze się
ociągał. Przygryzał wargi, wyraznie coś go gnębiło.
- Jutro przyjeżdża po nas tato - rzekł z wahaniem. - Ma nam pokazać
nowÄ… siostrzyczkÄ™. Czy to dlatego mama jest taka zdenerwowana?
- 78 -
S
R
Kate pokręciła głową.
- Nie, Sean, nawet mi o tym nie wspomniała. Mówiła, że czuje się o wiele
lepiej.
- Aha - mruknął chłopiec, popatrzył na nią uważnie i wzruszył ramionami.
- No to ja już pójdę.
Kate odprowadzała go wzrokiem z poczuciem bezradności. Nie mogła
pomóc Denise, skoro ta nie chciała z nią rozmawiać o swych problemach.
W sobotę wpadli do niej Toby, Tom i Lisa. Przynieśli kilka łubianek
truskawek, które zebrali na farmie ojca Lisy.
- Wyglądają pięknie - ucieszyła się Kate. - Zjemy trochę od razu?
Ale dzieci wybierały się na wycieczkę do miejscowego klubu sportowego
i nie miały czasu, bo kierowca mikrobusu, którym miały jechać, trąbił już na
podjezdzie. Tom z Lisą zbiegli po schodach, Toby zatrzymał się w progu.
- Nie mam już aresztu domowego - powiedział. - Tata uznał, że tydzień
wystarczy.
- No to możemy znowu grać w szachy.
- Właśnie. I dzwoniła babcia. Powiedziała, że się obrazi, jeśli nie
przyjedziemy do niej w lecie, a więc chyba mimo wszystko się tam wybierzemy.
Mikrobus znowu zatrąbił. Toby uśmiechnął się przepraszająco i zbiegł na
dół. Kate westchnęła i wsunęła sobie w usta dorodną truskawkę.
Niedzielę spędziła u Lawrence'ów.
Bez wahania przyjęła zaproszenie Angie. Chciała zmienić chociaż na ten
jeden dzień otoczenie i pozbierać myśli. Z jednej strony czuła, że za bardzo
angażuje się w życie rodzinne Buchanów, z drugiej trudno było pozostać
obojętnym. Mimo wszystko często widywała się z chłopcami i ich ojcem. Co tu
ukrywać, o tym ostatnim myślała niemal cały czas.
Do domu wróciła o wpół do szóstej wieczorem. Parkując samochód obok
mercedesa, dostrzegła Bena idącego ku niej przez trawnik. Ogarnęła ją panika.
- 79 -
S
R
- Cześć. Gdzie byłaś cały dzień? - Uśmiechnął się i oparł biodrem o
volkswagena.
- U Angie. Zjadłyśmy razem lunch, a pózniej wybrałyśmy się z dziećmi
na ryby.
- To może przywiozłaś coś smacznego na kolację? - zapytał.
- Niestety, nic nie złowiłam. - Spojrzała na niego niepewnie. - Ale mogę
zaprosić ciebie i chłopców na coś do picia...
Wzruszył ramionami.
- Chłopców nie ma, spędzają noc u kolegi. Jeśli jednak podtrzymujesz
swojÄ… ofertÄ™...
Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Mam chyba zimne piwo w lodówce.
- Wspaniale. - Wziął ją za rękę. - Brakowało mi ciebie. Wstrzymała
oddech.
- NaprawdÄ™?
- Cieszę się, że już wróciłaś.
Ruszyli przez trawnik w stronę Gołębnika. Wieczór był ciepły, ptaki
śpiewały, wiał lekki wietrzyk. Kate wydawało się, że śni.
Zamknęli za sobą drzwi i wstąpili na schody. Kate szła pierwsza, czując
Bena tuż za sobą. Bała się obejrzeć, żeby nie zobaczyć w jego oczach tego,
czego nie chciała zobaczyć.
- Zaraz przyniosę to piwo - obiecała, nie patrząc na niego, kiedy znalezli
się w pokoju, ale chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Nie odchodz - wyszeptał. Poczuła, jak jego palce rozplątują tasiemkę,
którą miała związane włosy. - Och, Kate, tak ślicznie dziś wyglądasz.
Wiedziała już, co się za chwilę wydarzy. I chciała tego. On też o tym
wiedział...
- Nie chcę piwa - powiedział cicho, ujmując jej twarz w dłonie. - Chcę
ciebie.
- 80 -
S
R
- Nie tutaj... - wyszeptała i pociągnęła go do sypialni.
Obudziła się i spojrzała na śpiącego obok Bena. Musiał wyczuć jej wzrok,
bo otworzył oczy. Musnął palcami jej wargi, pogładził po policzkach, po
włosach. Znowu przytulili się do siebie. Tym razem kochali się bez pośpiechu, z
rosnącą pewnością siebie. Potem wtuliła się w niego. Na dworze zapadał
zmierzch, ponad koronami drzew rozlewały się wieczorne zorze.
- Chłopcy dzisiaj nie wrócą? - spytała niespokojnie.
- Nie. Dopiero jutro. Toma podwiozą prosto do szkoły, Toby'ego tutaj.
- To niesprawiedliwe - wymruczała Kate. - Biedak musi się strasznie
czuć.
- Dlatego właśnie puściłem go dzisiaj z Tomem.
Kate spojrzała Benowi w oczy. Nurtowało ją pytanie, czy myśli o
dzieciach... czy nie miałby nic przeciwko temu, żeby znowu zostać ojcem. Jeśli
w swym związku z Mary Graham posunął się kiedyś aż tak daleko...
- O czym myślisz? - spytał cicho, łaskocząc ją w nos koniuszkiem palca. -
Nie żałujesz tego, co zaszło?
Kate potrząsnęła głową.
- Ani trochę, ale nie uważaliśmy... Dobrze mówię? - Uniosła pytająco
brwi. - W każdym razie ja nie uważałam.
PrzymknÄ…Å‚ powieki i westchnÄ…Å‚.
- Boże, Kate. Przepraszam. Nie pomyślałem. - Przygarnął ją do siebie. -
Nie bierzesz pigułek?
- Nie. Nie spodziewałam się, że dojdzie do czegoś takiego... tutaj... z tobą.
Czy rzeczywiście był taki skruszony, na jakiego wyglądał? I jak się
zachowa, jeśli swoją bezmyślnością naprawdę skomplikują sobie życie?
- Wierzyć mi się nie chce, że naraziłem nas na takie ryzyko - powiedział
cicho.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]