- Strona pocz±tkowa
- Hearts in Darkness 1 Hearts in Darkness Laura Kaye
- Laura Baumbach Details of the Hunt (Loose Id)
- 03 Laura Wright Wielki ogień
- Burroughs Edgar Rice Tarzan wśród małp
- Małżeństwo z milionerem Mortimer Carole
- Dickson Helen Małżeństwo z wyrachowania
- Kretz Jayne Ann Zapomniane marzenia
- Większy niż nasze serca Kiechle Stefan
- Gordon Richard KapitaśÂ„ski stóśÂ‚
- Analytical Dairy Chemistry manual
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
załamania.
- Nie wiem, co zrobię, jeśli coś się jej stanie... Marilyn
tego nie przetrzyma. Zwariuje, gdyby Julie ktoś coś zrobił.
Boże! - wykrzyknął tak niespodziewanie, że Sara aż
podskoczyła. - Przysięgam, że zabiję tego drania!
- Proszę się uspokoić! - powiedziała stanowczo. - Nie ma
powodu do paniki. Sam pan wspomniał, że dziewczynka może
być u kolegów.
- Pani w to nie wierzy tak samo jak ja.
Bezradnie popatrzyła na mężczyznę. Wyglądał, jakby
nagle przybyło mu lat. Odwrócił się i powoli zaczął
wyjmować kubki z szafki. Woda gotowała się w czajniku.
- Mogła gdzieś zawędrować i zasnąć - tłumaczyła Sara.
- Albo jakiś zboczeniec zaciągnął ją w krzaki - odparł. -
To bardziej prawdopodobne, nie sÄ…dzi pani?
- Owszem, całkiem możliwe. - Nie wiedziała, jak
zareagować. - Nie należy jednak wyciągać pochopnych
wniosków.
- Czy pani nie ogląda wiadomości? Codziennie ginie
jakieÅ› dziecko, a Julie jest takÄ… Å‚adnÄ… blondyneczkÄ…... - GÅ‚os
mężczyzny się załamał, a w oczach stanęły łzy. Otarł je
rękawem.
- Chciałem iść jej szukać, ale gliniarze powiedzieli, że
mam zostać przy Marilyn.
- To najlepsze rozwiÄ…zanie. Ona potrzebuje wsparcia ze
strony kogoÅ› bliskiego. A teraz, skoro herbata gotowa,
zaniesiemy ją do pokoju. Marilyn powinna napić się czegoś
gorÄ…cego.
Gdy wrócili, okazało się, że przyjechała właśnie matka
pani Jones.
- Pięknie - mruknął Paul. - Tylko jej nam tu brakowało.
- Chciałam, żeby ze mną była - odcięła się Marilyn - więc
przestań gadać!
Starsza pani wyciągnęła ręce, by odebrać wnuka z ramion
Sary.
- Chodz do babci - zachęcała chłopczyka, który się
rozpłakał i kurczowo zacisnął rączki wokół szyi Sary.
- Jest zmęczony - powiedziała jego matka.
- Trzeba go położyć spać - stwierdziła Sara.
- Ma pani rację - odparła starsza kobieta. - Pokażę, gdzie
jest sypialnia. - Ruszyły po schodach na piętro.
Pokój był niewielki. Tam też panował nieporządek. Wokół
leżały porozrzucane ubranka, nie wyprasowane pieluchy oraz
kolorowe zabawki. W powietrzu unosił się zapach jedzenia dla
niemowlÄ…t i krochmalu.
- Co się mogło przydarzyć tej małej? - Po twarzy starszej
pani przebiegł skurcz. Przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby
lada chwila miała zemdleć.
- Położę chłopca do łóżeczka, pani... Chyba nie
dosłyszałam nazwiska.
- Proszę mi mówić Vi. Wszyscy mnie tak nazywają. -
Przypatrywała się gaworzącemu maleństwu. - A teraz, młody
człowieku, śpij grzecznie! - poleciła.
Jakby na rozkaz chłopczyk ziewnął, przetarł oczy, ułożył
siÄ™ wygodnie i zasnÄ…Å‚.
- Kiedy się rozstawali, powiedziałam córce, że
zwariowała. Nie mogła znalezć nikogo lepszego - powiedziała
na wpół do siebie, na wpół do Sary.
Ta początkowo nie wiedziała, o czym mówi starsza pani.
Zrozumiała po chwili, że chodzi jej o córkę i zięcia.
- Potem związała się z tym... Ostrzegałam. To nie jest
mężczyzna dla niej. Wróć do Steve'a, mówiłam, wszystko da
się jeszcze naprawić. Nie posłuchała. Na domiar złego
wygląda na to, że miałam rację.
- Wiem, że nie jest pani łatwo - rzekła cicho Sara - ale nie
można zbyt wcześnie osądzać innych.
- Czy pani nie widzi, co się tu dzieje? - spytała ze łzami w
oczach Vi. - Steve miał wady, ale nigdy nie uderzył Marilyn.
Ani dziecka...
- Gdzie teraz jest?
- W Niemczech. Pracuje na budowie... To dlatego ich
małżeństwo się rozpadło. Ciągle był poza domem.
Obie kobiety spojrzały na chłopczyka, który przez sen ssał
smoczek.
- Chodzmy na dół - zaproponowała Sara. - Mieszka pani
w pobliżu?
- Nie, przyjechałam z Londynu. %7łyłyśmy tam spokojnie z
Marilyn, zanim sprowadziła się do tego drania. Co za
przeklęta dziura! To znaczy... Proszę się nie obrazić, ale ja po
prostu nie znoszę tej mieściny.
- Rozumiem. Bardzo szybko tu pani dotarła.
- Gdy córka zadzwoniła, byłam właściwie gotowa do
drogi - odparła Vi. - Od pewnego czasu miałam przeczucie, że
stanie się coś złego. My, matki, naprawdę mamy szósty zmysł.
Ma pani dzieci?
Sara pokręciła głową. Zrobiło jej się smutno. Znów
poczuła w sercu ukłucie żalu.
- Pewnie w tej chwili jest pani zadowolona. To wielka
odpowiedzialność. Jak mówiłam wcześniej, czułam, że coś
jest nie tak. Potem był telefon od córki. Najpierw poprosiłam,
żeby się nie martwiła. Kiedy dzieci się bawią, tracą poczucie
czasu. Trochę pózniej zadzwoniła ponownie z wiadomością,
że Julie wciąż nie ma w domu. Zabrałam najpotrzebniejsze
rzeczy i przyjechałam natychmiast.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]