- Strona pocz±tkowa
- Dale_Ruth_Jean_Warto_bylo_marzyc
- The Andrades 2 Home to Me Ruth Cardello
- Aubrey Ross [Alpha Colony 04] Uninhibited Fire (pdf)
- GrabiśÂ„ski Stefan Nowele
- 1059. Winters Rebecca Uparta ksi晜źniczka
- Jeff Lindsay#Demony dobrego Dextera
- Rob McGregor Indiana Jones i dziedzictwo jednorośźca
- John Gardner Bond 28 Seafire
- Howard Robert E Conan ryzykant
- Jayne Ann Krentz Jak woda na pustyni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie ubrane damy oraz równie wytwornie ubrani mężczyzni.
Oglądali sprzedawców, targujących się z pokojówkami i gospo
siami oraz żebraków natarczywie domagających się jałmużny
od mijających ich w pośpiechu przechodniów. Z ciekawością
przypatrywali się kramarkom ubranym w długie czarne spódni
ce i krótkie bluzki oraz miejskim elegantom w satynowych
spodniach i jasnych kapeluszach przybranych piórami. Wlepiali
wzrok w czarnoskórych mężczyzn w bogato zdobionych nakry
ciach głowy oraz w ich osobliwe kobiety omotane w wiotkie
kolorowe tkaniny zastępujące im suknie. Byli tam przybysze
z Indii, Hiszpanii a nawet Dalekiego Wschodu.
- Ostatni raz byłam w Londynie jako mała dziewczynka -
odezwała się z zadumą panna Mellon. - Zapomniałam, że to ta
kie ciekawe miasto.
- To prawda - potwierdziła pani Coffey, wciągając w płuca
aromat herbaty i egzotycznych przypraw. - I na dodatek jakie
kolorowe.
- A jakie brudne. - Geoffrey Lambert zmarszczył z odrazą nos.
Ogarniający ich zewsząd tłum ludzi i zwierząt, usiłujący wyminąć
się w wąskich ulicach, przejmował go najwyższym wstrętem.
Ambrozja czuła ramię Riordana przyciśnięte do swego boku.
Tak mało mieli czasu, aby pobyć sam na sam.
- Poczekasz do rana czy jeszcze dzisiaj pojedziesz do króla?
- Jeszcze dzisiaj. Muszę tylko umyć się i przebrać. A skoro
mowa o ubraniu... - Spojrzał na swoje wystrzępione spodnie
i wyplamiony płaszcz. - Uważacie, że powinienem przebrać
się, idąc z wizytą do króla?
- Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej - odparła
panna Mellon, marszczÄ…c z oburzeniem nos.
Ambrozja dostrzegła swawolny uśmiech na twarzy Riordana
i zrozumiała, że sobie z nich zażartował. Do woznicy zawołał,
aby zatrzymał powóz przy Bond Street.
Czekali na zewnątrz sklepu, podczas gdy Riordan załatwiał
coś w środku. Wziął ze sobą Geoffreya i Newtona. Po pewnym
czasie ze sklepu wyszedł młody subiekt i przytroczył kilka wiel
kich pakunków do tylnej części powozu. Trzej mężczyzni po
wrócili do kobiet, uśmiechając się tajemniczo. Riordan powie
dział im jedynie:
- Przypuszczam, że panie chętnie by sobie kupiły coś do
ubrania. Przecież wasze kufry poszły na dno wraz z Zewem
Morza".
- Nie mamy pieniędzy - zaprotestowała Ambrozja.
Uniósł brwi do góry.
- Możemy uszczknąć nieco królewskiego złota.
- To niemożliwe. - Siostry były wyraznie zgorszone jego
propozycjÄ….
Riordan wybuchnął śmiechem.
- Nie przejmujcie siÄ™, panie. Moje konto jest do waszej dys
pozycji. Londyńskie banki nadal mi ufają.
Nim zostawili za sobÄ… gwar wielkiego miasta, zatrzymali siÄ™
jeszcze kilkakrotnie - u krawcowych i modystek. Stos pakun
ków z tyłu powozu rósł w oczach; bezustannie dochodziły do
niego nowe paczki.
Toczący się wolno powóz wjechał w końcu do pięknego par
ku i zatrzymał się przed frontem dobrze utrzymanego budynku.
Ambrozja szybkim spojrzeniem obrzuciła twarz Riordana. Je
żeli nawet cieszył się z przyjazdu do domu, nie dał tego po sobie
poznać. Powitała ich gospodyni, pani Davies. Natychmiast wy
dała stosowne rozkazy. Służba rozbiegła się na wszystkie strony
obsługiwać niespodziewanych gości. Szykowała pokoje i ką
piele, a także herbatę dla pań i piwo dla panów.
- Co z kolacją, kapitanie Spencer? - spytała pani Davies.
Ambrozja odpowiedziała w imieniu całej rodziny.
- Jest już bardzo pózno, a my jesteśmy zmęczeni i wyczer
pani. Wolelibyśmy wykąpać się i odpocząć, niż biesiadować
przy stole. Co ty na to, Riordanie?
Riordan skinął głową ze zrozumieniem. Gospodyni umknęła,
zadowolona, że nie będzie musiała nakrywać dla tylu osób w ja
dalni. Tace z jedzeniem przyniesiono gościom do pokojów.
W ciągu godziny w domu zapadła cisza. Większość służby rów
nież udała się na spoczynek. Wiedziano, że pomęczeni podróżni
śpią już w łóżkach dobrze zasłużonym, głębokim snem.
Ambrozja siedziała w swym pokoju, grzejąc się przy komin
ku. Do pełnego szczęścia tej nocy brakowało jej tylko Riordana.
Myśl, że być może spożywa w tej chwili kolację z królem, wy
wołała rozmarzony uśmiech na jej twarzy. O czym on i król mo
gą rozmawiać? Jak właściwie wygląda rozmowa z władcą An
glii? Próbowała wyobrazić sobie Riordana Spencera, tego, któ
rego znała, na prywatnej audiencji u króla.
Czy rzeczywiście znała swego Riordana? Bezsensowne py
tanie. W gruncie rzeczy nie wiedziała o nim prawie nic. Na
prawdę nic. Wiedziała tylko tyle, że jest dobry, uprzejmy i ucz
ciwy, że pomógł jej i rodzinie w ciężkich chwilach i ani razu
nie wspomniał, iż zamierza ich opuścić.
Usłyszała, że ktoś wchodzi do pokoju. Odwróciła się, przeko
nana, że to pokojówka. Tymczasem ujrzała Riordana. Cicho zamk
nął za sobą drzwi, a następnie oparł się o nie i spoglądał na Am
brozję wzrokiem, który sprawił, że serce zabiło jej niespokojnie.
Był ubrany na czarno. Miał na sobie wytworną czarną kami
zelkÄ™ oraz czarne spodnie wpuszczone w wysokie buty. Na
świeżo umytych włosach połyskiwały jeszcze krople wody. Wy
glądał tak jak wtedy, gdy zobaczyła go pierwszy raz. Był ciem
nowłosym, tajemniczym nieznajomym.
Podniosła się i postąpiła ku niemu.
- Myślałam, że jesteś u króla.
- Zaraz do się do niego wybieram. Przed odjazdem chciałem zo
baczyć się z tobą. - Stał ciągle w tym samym miejscu, napawając
oczy jej widokiem. Kędzierzawe włosy, umyte i skropione wonno
ściami, opadały na plecy. Ambrozja miała na sobie biały szlafroczek
zakupiony u jednej z krawcowych, gdy jechali do rezydencji Rior-
dana. Miękki materiał podkreślał wdzięczne kształty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]