- Strona pocz±tkowa
- Raspail Jean Siedmiu jeźdźców opuściło Miasto o zmroku przez Bramę Zachodnią, której nikt już nie strzegł
- Az egyiptomi kejno Jean Pierre Montcassen
- Flori Jean Rycerstwo w średniowiecznej Francji[
- Jean Verdon_Przyjemności średniowiecza
- The Andrades 2 Home to Me Ruth Cardello
- Langan Ruth Korsarska rapsodia
- Kurt Vonnegut Kocia Kolyska
- TT Jenny Lykins Distant Dreams
- LE Modesitt Spellsong 3 Darksong Rising
- Baxter Mary Lynn Mezalians
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninue.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem tylko... - zaczęła i zasłaniając usta dłonią
pobiegła do łazienki. Lark chciała za nią biec, ale zastała
drzwi zamknięte na klucz. Usłyszała natomiast niemiły
odgłos wymiotowania.
Risa wróciwszy wreszcie z łazienki, miała twarz
bladą jak kreda. Stanęła przed Lark z nisko opuszczoną
głową.
- Nic siÄ™ nie przejmuj, Lark. Nic mi nie jest. Wiesz,
to są takie poranne objawy... Jestem w ciąży...
- Ach, Risa, to wspaniale! - Lark chciała rzucić się
siostrze na szyję, ale ta ją powstrzymała, wyciągając
przed siebie rękę. Patrzyła tępo na Lark, jakby chciała
coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak.
- Boże, Boże, co ja teraz zrobię - jęknęła.
Wydawała się całkowicie otępiała.
Lark usadowiła ją w fotelu i zadzwoniła po kawę i
drożdżówki. Nim je przyniesiono, Risa nieco odzyskała
panowanie nad sobą. Spoglądała na siostrę o wiele
przytomniej.
- Powiedz mi, o co chodzi? - dopytywała się Lark. -
Przecież zawsze chciałaś mieć dzieci?
Risa pociągnęła nosem.
- Chciałam, ale nie z Tonym... Nie powinnam ci
tego mówić w dniu twojego ślubu... - Bez szminki i ze
łzami w oczach wyglądała jak zaszczuta panienka.
- Przecież ty i Tony uchodzicie za dobre
małżeństwo... - Lark była zaszokowana tym wyznaniem.
- A co mamy robić? Musimy udawać. Pamiętasz,
jak ci przed twoją ucieczką do Kolorado obiecałam, że
któregoś dnia opowiem ci o dniu mojego ślubu.
- Pamiętam. Chciałaś mnie pocieszyć.
- Chciałam, więc tylko ot tak powiedziałam, ale nie
miałam zamiaru nigdy wyjawić prawdy. Teraz muszę się
komuś zwierzyć.
Lark zrobiło się przykro, że pochłonięta własnymi
problemami nie pomyślała, że i inni je mają. I to w jej
najbliższej rodzinie. Ujęła dłoń siostry.
- Mów, słucham. Nie wiem, czy potrafię ci coś
poradzić, ale postaram się... - Przypomniała sobie
prawie identyczne słowa Jenny...
- Wiesz chyba, że Tony jest mężem w stu
procentach zaleconym mi przez dobrego tatusia.
- Wiem, że tata zawsze go lubił...
- Lubił! Tata go dla mnie wynalazł. Początkowo mi
to nie przeszkadzało: ambitny, przystojny, z
perspektywami na przyszłość. Ale poza tym władczy, nie
znoszący sprzeciwu. Pojąwszy mnie za żonę, uważa, że
ma mnie na własność, tak jak ma się samochód. I
dlatego zdecydowaliśmy się na separację.
- To dla mnie nowość. Nic nie wiedziałam.
Myślałam, że wasze małżeństwo jest naprawdę
doskonałe...
- Było doskonałą pomyłką. Poza tym wchodzi tu w
grÄ™ ktoÅ› trzeci...
- Kogo ojciec nie aprobuje?
- Ojciec nawet nie domyśla się, kto to taki. Gdyby
się domyślił. .. O Boże! Zwiat zawaliłby mi się na głowę.
Ojciec wiedział, że się opieram i im bardziej się
opierałam, tym nachalniej narzucał mi Tony'ego.
Myślałam, że potrafię się przeciwstawić, ale uległam.
Boże, jaką tragiczną popełniłam omyłkę, wychodząc za
Tony'ego! - Zasłoniła twarz dłońmi. Gdy się uspokoiła i
podniosła głowę, policzki miała mokre od łez.
- Jakże ci współczuję, Riso! Powiedz, w jaki
sposób mogę ci pomóc?
- Teraz już nikt mi nie może pomóc. Zaszłam w
ciążę... Ja naprawdę chcę mieć dzieci. I wiem, że będę
to dziecko kochała. Ale teraz już na zawsze jestem
związana z Tonym... Przedtem miałam nadzieję, że
któregoś dnia zdobędę się na odwagę...
- %7łeby porzucić Tony'ego?
- %7łeby porzucić ojca.
- Czy nadal widujesz tego, którego kochasz...?
- Tak. - Był to ledwo słyszalny szept. - I on nadal
mnie kocha, co jeszcze bardziej czyni sytuacjÄ™
okropną... Gdybym tylko miała wówczas odwagę zrobić
to, co uważałam za słuszne. Ale każde z nas miało
zobowiązania... wobec rodzin. Myśleliśmy, że nam to
przejdzie... że uczucie się wypali...
Jestem w lepszej sytuacji, pomyślała Lark.
Przynajmniej wiem, że Jared mnie nie kocha. Więc nie
ma po co zdobywać się na odwagę.
Co by jej przyniosła odwaga? %7łycie jeszcze bardziej
samotne niż to, które miała w perspektywie. I
oznaczałoby to zerwanie z rodziną.
- Czy chcesz, żebym coś dla ciebie zrobiła? -
spytała siostrę. - Może jednak... ?
Azy spłynęły po policzkach Risy.
- Nic. Przynajmniej ty bądz szczęśliwa. I uczyń
Wesa szczęśliwym... Zasługujecie na to.
Lark już sama nie wiedziała, na co zasługuje.
Karen Dodd, zupełnie już zmaltretowana doradczyni
uroczystości ślubnych, wygładziła plisy na ślubnej sukni
Lark.
- Pasuje jak ulał. Wprost niewiarygodne! Jak to
pani zrobiła? Wróciła pani z tych wakacji z dodatkowymi
pięcioma kilogramami. Przedtem suknię zwężaliśmy ze
trzy razy, a teraz trzeba było poszerzać. Ja nie krytykuję,
tylko stwierdzam fakt. Rzeczywiście była pani już
stanowczo za szczupła. Aż chorobliwie. - Karen Dodd
rzuciła niespokojne spojrzenie na Rise, w obawie, że
palnęła głupstwo.
Risa blado się uśmiechnęła. Siedziała na łóżku Lark
już ubrana w sukienkę druhny. Miała podkrążone oczy,
ale wydawała się opanowana.
Lark nie wierzyła własnym oczom, widząc się w
lustrze znów w ślubnej sukni. Jak to się stało? Przez te
kilka tygodni w Kolorado obraz ślubnej sukni całkowicie
się zatarł, tak jak i wszystko, co było z nią związane.
Teraz to już nie jest przymiarka. Teraz stoi ubrana do
własnego ślubu. Zdejmie suknię już jako mężatka.
Zdrętwiała, gdy w pełni dotarło do niej znaczenie
tego faktu. Wówczas już klamka zapadnie.
Z szoku wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Przyszła fryzjerka i kosmetyczka - odezwał się
czyjś głos. - Czy mogą wejść?
- Niech wejdą - odpowiedziała Karen Dodd.
Gdy obie kobiety weszły, Karen Dodd rozporządziła:
- Niech jedna z pań zajmie się uczesaniem panny
młodej, a dróga makijażem pierwszej druhny. I
pospieszcie siÄ™, nie mamy wiele czasu...
Tak, nie mam już wiele czasu, myślała gorączkowo
Lark. Prawie wcale go nie mam. Niedługo zapadnie
klamka...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]