- Strona pocz±tkowa
- Harry Harrison Cykl Stalowy Szczur (06) Stalowy Szczur i piąta kolumna
- Juliusz Verne Cykl Robur (1) Robur Zdobywca (KrĂłl przestworzy)
- Gordon B. Arnold Conspiracy Theory in Film, Television, and Politics (2008)(1)
- Gordon Korman A Semester In The Life Of A Garbage Bag v02
- 05 Bracia Rinucci Gordon Lucy Włoski kaprys
- Gordon Richard Kapitański stół
- Gordon Eklund Serving in Time
- Krystyna Siesicka Cykl Zapałka na zakręcie (2) Pejzaż sentymentalny
- Cykl Pan Samochodzik (55) Relikwia KrzyĹźowca Sebastian Miernicki
- Frederic Pohl Cykl Saga o Heechach (4) Kroniki HeechĂłw
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedział.
W ślad za myślami poszły zaraz czyny. Na konto niewyspania złożyłem brak
przenikliwości, który sprawił, że do tej pory nie przyszło mi to rozwiązanie do
głowy. Szerokim łukiem zawróciłem poduszkowca, kierując się na skraj jedne-
go z zagajników, gdzie znajdowało się stanowisko obronne cassidańskiej baterii
z wystającą okrągłą paszczą działa sonicznego, i zaparkowałem. Tu, na otwartej
przestrzeni, zbyt wiele było słońca dla mchowatego porostu, za to wszędzie ro-
sły wysokie po kolana miejscowe trawy, które, chyląc się pod naporem wiatru,
falowały niczym powierzchnia jeziora.
Wysiadłem i zacząłem brnąć w kierunku przecinki prowadzącej do środka kę-
py krzewów maskujących stanowisko działa. Dzień robił się gorący.
Czy są jakieś oznaki poruszeń Zaprzyjaznionych, tutaj albo w lasach leżą-
cych wyżej? zapytałem starszego grupowego dowodzącego baterią.
Z tego, co wiemy. . . żadnych odparł.
Był szczupłym, niezwykle delikatnym młodzieńcem, z zaawansowaną przed-
wczesną łysiną. Kurtkę mundurową miał rozpiętą pod szyją.
Wysłano patrole.
Hmm odrzekłem. Spróbuję trochę bardziej z przodu. Dziękuję.
Wróciłem do poduszkowca, uniosłem się ponownie, tym razem utrzymując
się na wysokości zaledwie piętnastu centymetrów ponad poziomem przeszkód
naziemnych, i skierowałem do lasu. Tu było nieco chłodniej. Zagajnik, w który
się zagłębiliśmy, prowadził do następnego, a ten znów do następnego. W trzecim
z kolei zagajniku zostaliśmy wywołani i okazało się, że natknęliśmy się na cas-
sidański patrol. Jego członkowie przypadli do ziemi, niewidoczni z wymierzoną
w nas od chwili wywołania bronią i póki tuż przy samym wozie nie podniósł się
z ziemi przodownik roty z kwadratową twarzą, samostrzałem w dłoni i opuszczo-
ną przyłbicą hełmu, nie udało mi się dojrzeć ani jednego człowieka.
Co tu, u diabła, robicie? zapytał, podnosząc do góry przyłbicę.
69
Prasa. Mamy zezwolenie na przekraczanie linii frontu i przebywanie na
tym terenie. Chcecie zobaczyć?
Wiesz pan, co możecie zrobić ze swoim zezwoleniem? odparł. Gdyby
to ode mnie zależało, już byś pan to zrobił. I bez was cały ten interes wygląda
jak jakaś cholerna niedzielna majówka. Dość mamy kłopotów z pilnowaniem, by
ludzie choć z grubsza zachowywali się na polu walki jak żołnierze, bez takich
wałęsających się wszędzie typów jak wy.
A to dlaczego? zapytałem z niewinną miną. Macie jeszcze poza tym
jakieś kłopoty? Co to za kłopoty?
Od samego rana nie widzieliśmy ani jednego czarnego hełmu, oto jakie kło-
poty! odparł. Ich wysunięte stanowiska ogniowe są puste, a nie były takie
jeszcze wczoraj, oto jakie kłopoty! Wstrzelcie antenę w podłoże skalne i posłu-
chajcie sobie przez pięć sekund, a usłyszycie czołgi, mnóstwo ciężkich czołgów,
i to nie dalej niż piętnaście, dwadzieścia kilometrów stąd. Oto jakie kłopoty! A te-
raz, przyjacielu, powiedz mi, dlaczego nie zabierzesz się za linie, byśmy jeszcze
nie musieli się na dodatek martwić o ciebie?
Z którego kierunku słyszeliście czołgi?
Wskazał ręką przed siebie, w stronę terytorium Zaprzyjaznionych.
Zatem w tym właśnie kierunku się udajemy powiedziałem, opuszczając
siÄ™ na siedzenie poduszkowca i zabierajÄ…c do opuszczenia pokrywy dachowej.
Stój! Jego głos powstrzymał mnie, nim zdążyłem zatrzasnąć pokrywę.
Jeśli jesteście mimo wszystko zdecydowani przedostać się na terytorium wro-
ga, nie mogę was zatrzymać. Ale moim obowiązkiem jest ostrzec was, że udajecie
się w tym kierunku na własną odpowiedzialność. Dalej zaczyna się ziemia niczyja
i macie wszelkie szansę natknąć się na broń automatyczną.
Dobra, dobra. Uważajcie nas za ostrzeżonych!
Zatrzasnąłem pokrywę z hałasem. Być może to brak snu przyprawił mnie
o skłonność do irytacji, lecz w owym czasie wydawało mi się, że przodownik
roty chce nam bez żadnej potrzeby dokuczyć. Widziałem, jak przypatruje się nam
ponuro, gdy uruchamiałem pojazd i ruszałem.
Być może jednak byłem dla niego niesprawiedliwy. Wślizgnęliśmy się między
drzewa i po kilku sekundach straciliśmy go z oczu. Dalej posuwaliśmy się lasem,
ponad łagodnie falującym terenem, przeskakując przez małe polanki, i jeszcze
przez ponad pół godziny nie spotkaliśmy żywej duszy. Właśnie obliczałem sobie,
że nie powinniśmy znajdować się dalej niż o dwa, trzy kilometry od miejsca, skąd
według szacunków przodownika roty dochodzić miały odgłosy czołgów, kiedy to
się stało.
Usłyszeliśmy gwałtowny huk, po nim natychmiast nastąpiło uderzenie, które,
zdawało się, rzuciło mi nagle w twarz tablicę rozdzielczą, przyprawiając o utratę
przytomności.
70
Poruszyłem powiekami i otworzyłem oczy. Dave wydobył się już z uprzęży
fotela i odpinając moją, pochylał się nade mną z zatroskaną twarzą.
Co to. . . ? wymamrotałem.
Lecz on nie zareagował na moje słowa, bez reszty pochłonięty uwalnianiem
mnie i wyciÄ…ganiem z poduszkowca.
Chciał mnie ułożyć na mchu, lecz gdy już znalezliśmy się na zewnątrz pojaz-
du, rozjaśniło mi się w głowie. Pomyślałem, że byłem bardziej oszołomiony niż
nieprzytomny. Ale kiedy odwróciłem głowę, by spojrzeć na poduszkowca, poczu-
łem wdzięczność, że tylko tyle mnie spotkało.
Najechaliśmy na minę wibracyjną. Oczywiście poduszkowiec, tak jak każdy
pojazd zaprojektowany do używania na polu walki, wyposażony był w wystające
z przodu pod różnymi dziwnymi kątami sensorowe pręty i jeden z nich zdetono-
wał minę, gdy jeszcze znajdowaliśmy się w odległości kilku metrów od niej. Lecz
mimo to przód pojazdu przypominał teraz kupę złomu, a tablica rozdzielcza przy
kontakcie z moją głową ucierpiała tak dalece, iż zadziwiające było, że nie mia-
łem na czole nawet jednego skaleczenia, choć już formował się tam znacznych
rozmiarów siniak.
Już dobrze, już dobrze! powiedziałem z irytacją w głosie do Dave a.
A potem, by ulżyć nerwom, przeklinałem przez kilka minut poduszkowca.
Co teraz robimy? zapytał Dave, gdy skończyłem.
Idziemy pieszo na pozycje Zaprzyjaznionych. Do nich mamy najbliżej!
odburknąłem. Przypomniało mi się ostrzeżenie przodownika roty i zakląłem raz
jeszcze. Potem, jako że musiałem się na kimś wyładować, warknąłem na Dave a:
Zapomniałeś? Mamy tu jeszcze reportaż do zrobienia.
Odwróciłem się na pięcie i dumnym krokiem ruszyłem w stronę, w którą skie-
rowany był przód pojazdu. W pobliżu znajdowały się prawdopodobnie inne miny
wibracyjne, lecz idąc pieszo nie byłem wystarczająco ciężki ani nie stanowiłem
dostatecznie silnego zródła zakłócenia, by zdetonować zapalnik. Po chwili dogo-
nił mnie Dave i razem w zupełnej ciszy stąpaliśmy po mchopodobnym poroście
między potężnymi pniami drzew. Gdy obejrzałem się za siebie, stwierdziłem, że
poduszkowiec pozostał poza zasięgiem wzroku.
Dopiero wówczas, kiedy już było za pózno, przyszło mi do głowy, że zapo-
mniałem ustawić swój naręczny wskaznik kierunku według przyrządu znajdują-
cego się w wozie. Spojrzałem nań teraz. Wyglądało na to, iż pokazuje, że pozycje
Zaprzyjaznionych znajdują się prosto przed nami. Jeśli korelacja ze wskaznikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]