- Strona pocz±tkowa
- Longin Jan OkośÂ„ PśÂ‚onć…ca Preria
- Rice Anne Wyzwolenie Spić…cej Królewny
- Angela McRobbie The_Uses_of_Cultural_Studies__A_Textbook
- Baxter Mary Lynn Mezalians
- 060. Jordan Penny Francuskie wakacje
- Glyn Eleonora śÂšlepa miśÂ‚ośÂ›ć‡
- Beyond_Sun_And_Sand__Caribbean_Environmentalisms
- Dynastia Danforthów 11 Banks Leanne Prywatne śźycie senatora
- Claudia Rose Prey For Me (pdf)
- 068. Merritt Jackie Szefowa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dodał niemrawo znalazłem inne sposoby, tutaj stuknął palcem w czoło z miną
domyślną i spoglądając na mnie.
Co prędzej dałem mu 5 szylingów na piwo i poradziłem, żeby przynajmniej
pudrował sobie nogi to praktyczniejsze, mniej zabiera czasu. Prosiłem, żeby
nikomu o tym nie mówił, że ja daję pieniądze. Ale widocznie nie wytrzymał. Jeden z
marynarzy, nie znany mi z nazwiska, szepnął niby do siebie, przechodząc w pobliżu
i obejrzawszy się, czy nikt nie słucha:
Nasturcje.
I temu dałem parę szylingów. Hm... Zaczynam się poważnie niepokoić, gdyż
uważam, że załoga staje się zbyt nachalna. Nie upłynęło dwóch dni od rozmowy
mojej z Thompsonem, a notatnik, w którym zapisuję codzienne wydatki, zaczernił
się szeregiem nowych pozycji. Wyglądało to prawie tak, jak gdyby załoga znalazła
jakieś moje wiersze pod poduszką, ale ja żadnych wierszy nie miałem, gdyż przecie
wdrapałem się na Banbury z motorówki, bez żadnych pakunków.
Thompsonowi za lubiÄ™ i ryjek 10 szyl.
Matowi za nogi 5 szyl.
N. N. za nasturcje 2 szyl.
Steevensowi za pewne pomidory oraz pÄ…kowie 5 szyl.
Busterowi za nieśmiałość 5 szyl.
Dickowi za grządki uprawiane ręczną łopatką pośród wysokich łodyg
trzcinowych 1 szyl. 6 pens.
O brienowi za ogromne dojne krowy pasące się na łące pełnej okrągłych
kamyczków 3 szyl.
(Chciałem dać mniej, ale wiedział jeszcze o kluczyku )
O brienowi powtórnie za warząchew, z zaleceniem, żeby się hamował aż do
Valparaiso. (Nb. On nie chce, mówi, że znowu wczoraj spłynął krwią. Za to znów 6
pens. dodatkowo)
Do przeniesienia 31 szyl. 6 pens.
Rachunek powyższy opatrzyłem następującym komentarzem:
Płacę, bo moje. Gdyby nie było moje, nie płaciłbym. Niepotrzebnie
zadawałem się z tym typem (Thompsonem), teraz wszyscy zaczepiają jeden przez
drugiego. Nie ma gorszej rzeczy, jak wejść w kontakt z hołotą, która ględzi
bezmyślnie, z głupim pochlebianiem się, byle ciągnąć pieniądze. Na pewno między
sobą wyśmiewają się, że udało im się naciągnąć pasażera i te same słowa powtarzają
w sposób wulgarny rycząc ze śmiechu i trzymając się za brzuchy. Ciekawe jednak,
skąd wpadli na nie. Już to trzeba przyznać, że na statku zachodzi rażący brak
dyskrecji i pod tym względem mógłbym mieć pretensje nie tylko do majtków, ale i
do rur okrętowych, które wyprawiają dziwne jakieś zawijasy, również moje. Oni
małpują i przekręcają, a z każdej rzeczy robią zaraz brudy albo głupotę, tak że trzeba
się rumienić.
Sytuacja wymaga ogromnego taktu. Kapitan ma za dużo żeglarskiej fantazji,
a Smith umie ciepło ścisnąć za rękę aż miło. Mogą każdej chwili wyrzucić za burtę.
Wyjeżdżając zapomniałem o absolutnej władzy kapitana, a to ważny punkt, o
którym nie należało zapominać. Zapomniałem też, że na morzu są sami mężczyzni
(nie mówię o wielkich pasażerskich parostatkach). To wszystko mężczyzni i
skarpetka była na czasie. Co do załogi, to składa się ona ze starych wyjadaczy,
starszych jeszcze niż myślałem i trzeba z nimi bardzo politykować, bo dla nich nie
ma nic świętego, oni są jak bursze niemieccy albo jak żołnierze w koszarach. To
widać po nich.
Dobrze, że Smith trzyma ich za mordę. Dziś, stojąc na dziobie, zobaczyłem
nieznane zwierzę wielkości i kształtu mrówkojada, które wysunęło wąski jak taśma i
długi język i usiłowało polizać nim kawałek drzewa, pływający w odległości paru
metrów poszedłem więc na rufę, ale tam znowu roiło się od ostryg a te ślimaki
połykane są żywcem i zdychają odarte ze skorup w ciemnej jamie żołądka. Nikt nie
może być bardziej od nich pożarty żywcem i niczego się tak nie boją jak cytryny. (Bać
się cytryny!) Odwróciłem się tedy od morza i spojrzałem na pokład, ale tu znów
jeden z majtków położył szczotkę, podniósł nogę i podrapał się w piętę, zupełnie jak
mały piesek, który załatwia się pod krzakiem. Skończyło się na tym, że ponownie
zamknÄ…Å‚em siÄ™ w kajucie na parÄ™ godzin, pod pozorem wilgoci. Zachodzi potrzeba
ogromnego taktu, nie można się niczemu dziwić, nie można okazywać zdziwienia,
zdziwienie byłoby zupełnie nie na miejscu, gdyż wszystko jest takie wszystko jest
takie, a ja nie mam żadnej podstawy do zdziwienia i jeśli wyrzucą mię za burtę, to
wylecę bez zdziwienia zdziwienie w tych warunkach byłoby bez wątpienia
ogromną niewłaściwością, rażącym nietaktem. W każdym razie trzeba być oględnym
i unikać scysji, poruszać się bardzo ostrożnie, gdyż nuda ciśnie, a słońce przypieka.
Obyśmy, obyśmy dopłynęli do Valparaiso niestety, wiatr dmucha na przekór.
Porządek, karność i czystość na tym statku to cienka błonka, która lada
chwila może prysnąć i ma się ku temu.
Po napisaniu papier spaliłem. Wkrótce okazało się, że obawy moje były
uzasadnione i zle zrobiłem, rozdając pieniądze marynarzom, gdyż wpłynęło to na
nich judzÄ…co i rozzuchwalajÄ…co.
Bierze się pieniądze, a potem dalejże, już z pieniędzmi w kieszeni! (Kiedyś,
już dawno, rozdawałem w ten sam sposób karmelki i z nie lepszym skutkiem.)
Któregoś dnia, spacerując po rufie, spostrzegłem na deskach pokładu ludzkie oko.
Było zupełnie pusto, tylko przy sterze marynarz żuł gumę, cały pokład zalany był
podzwrotnikowym słońcem i pocięty ukośnie niebieskawą siatką cieniów olinowania
fok masztu. Zapytałem sternika:
Czyje to oko?
Wzruszył ramionami.
Nie wiem, sir.
Czy komu wypadło, czy też zostało wyjęte?
Nie widziałem, sir. Leży tutaj od rana. Byłbym podniósł i schował do
pudełka, ale nie wolno mi odchodzić od steru.
Tam pod burtą rzekłem leży drugie oko. Ale inne. Innego człowieka.
Niech Barnes pozbiera je, jak będzie odchodził od steru.
SÅ‚ucham, sir.
Podjąłem przerwany spacer zastanawiając się, czy powiadomić kapitana i
Smitha, który ukazał się na schodkach przedniego luku.
Tam na pokładzie leży ludzkie oko.
Zainteresował się żywo. Do kr... ro... Gdzie? Czy do pary?
Czy pan myśli, panie poruczniku, że komu wypadło, czy też że zostało
wyjęte?
Usłyszeliśmy głos kapitana z górnego pomostu:
Czy co się stało, panie
Smith? Dlaczego pan zaklÄ…Å‚?
Te... chr... przekl... odparł ze złością Smith te... bar... krr... zaczynają się
bawić w oczko.
Czy pan chce przez to powiedzieć zapytałem że marynarze z nudów
wymyślili taką zabawę, że jeden drugiemu znienacka kciukiem stara się wybić oko
tak mniej więcej, jak chłopcy w szkole podstawiają sobie nogi?
Z góry rozległ się głos kapitana:
Nie zapomnij pan, panie
Smith, by niezależnie od kary sprawca zjadł wybite oko. Tego chcą zwyczaje
żeglugi.
Diabli zaklął porucznik. Jak raz zaczęli, to już nie będzie spokoju. Na
wodach poÅ‚udniowego Pacyfiku straciliÅ›my w ten sposób w czasie ciszy morskiej ¾
[ Pobierz całość w formacie PDF ]