- Strona pocz±tkowa
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 3 Imperium Tysiąca Słońc
- Craig Sinnott Armstrong God A Debate between a Christian and an Atheist
- Christie_Agatha_ _Poirot_prowadzi_sledztwo_(SCAN dal_1128)
- Christie Agatha Morderstwo odbędzie się
- Morton Shaw Christine Zagadki Epsilonu
- Christie Agatha Piec malych swinek
- Christie Agatha Tragedia w trzech aktach
- Hickory_Dickory_Dock_ _Agatha_Christie
- Christie Agatha Entliczek pentliczek
- Feehan, Christine Leopard Series (1 2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- apo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, choć trochę...
169
ous
l
a
and
c
s
ROZDZIAA 11
Nazajutrz po południu Danielle odwiedziła Lynn w szkole.
Przedtem zawiozła córeczkę do McCallumów.
- Zależało mi, żebyśmy choć przez chwilę były same -
przyznała. - Uwielbiam swoje dziecko, ale Sara potrafi zagadać
wszystkich, nie mogłybyśmy przy niej porozmawiać.
Lynn zaprowadziła przyjaciółkę do kącika śniadaniowego. Tu
podsunęła jej krzesło i poczęstowała kawą.
- Podobno się zaręczyłaś. - Danielle od razu przeszła do rzeczy. -
Brylant na twoim palcu potwierdza te pogłoski. Pokaż mi go -
poprosiła, odsuwając filiżankę.
%7łal ścisnął serce Lynn, gdy wyciągała rękę ponad stołem. Pod
wpływem impulsu chciała wyznać przyjaciółce prawdę. Jednak w
porę się pohamowała. To jej kłamstwo. Jej i Rossa. Danielle nie
powinna poznać prawdy, bo zapewne czułaby się niezręcznie,
utrzymując innych w kłamstwie, a przecież Lynn musiałaby ją o to
poprosić.
- Jest śliczny. - Danielle puściła rękę przyjaciółki i przyjrzała jej
się badawczo. - Szczęśliwa?
- Jeszcze jak!
- Sama widzisz, że moje życzenia się spełniają.
- Jesteś najlepszą wróżką, jaką, ja, Kopciuszek, mogłam sobie
wymarzyć.
Danielle bawiła się kubkiem, przesuwając go po stole.
170
ous
l
a
and
c
s
- Jak zareagowały na to twoje siostry? - spytała ostrożnie.
- Cóż, Trish... jak by to powiedzieć? Zakochała się, i to bardzo,
w Rossie. Uznała więc, że ją zdradziłam. - Lynn przerwała, jakby
chciała dać przyjaciółce szansę zapytania: A miała rację?" - chociaż i
tak nie wiedziałaby, co na to odpowiedzieć.
- Trish porzuciła pracę u Rossa i przeniosła się do Arlene -
dokończyła po chwili.
- To straszne.
- Trafne określenie.
- Niełatwo mi to powiedzieć, ale...
- Wiem, wiem. Nie mam czego żałować, prawda?
- Niestety, przyjaciółki, podobnie jak fryzjerki, zawsze powiedzą
ci prawdÄ™.
- Może masz rację, ale ja kocham macochę i siostry i muszę się z
nimi pogodzić.
- %7łyczę powodzenia. Na pewno będzie ci ono potrzebne.
We wtorek i czwartek Ross przyjechał po Lynn do szkoły w
porze, gdy kończyła zajęcia. Zabrał ją na lunch. We wtorek do Hip
Hop, a w czwartek do State Street Grill.
W czwartek poinformował ją, że zatrudnił nową sekretarkę
- panią Beatrice Simms. Pani Simms od niedawna mieszkała w
Whitehorn, więc Lynn jeszcze jej nie znała.
- Po twojej minie widzę, że sekretarka dobrze wywiązuje się z
obowiązków - zauważyła.
171
ous
l
a
and
c
s
- Wydaje siÄ™... bardzo zorganizowana i kompetentna. Lynn
wiedziała, że Ross mówi dość oględnie ze względu na jej lojalność
wobec Trish.
- Mam szczerą nadzieję, że okaże się bardzo pomocna -
powiedziała z przejęciem. - Czyli teraz potrzeba ci już tylko gosposi,
prawda?
- W rzeczy samej. Warstwą kurzu na stołach jest tak gruba, że
mógłbym na nich pisać palcem. We wtorek przyszła kobieta do
pomocy, ale prawdę mówiąc, nigdy byś nie powiedziała, że ktoś tam
sprzątał. Jedyny ślad, jaki po niej pozostał, to pranie w suszarce.
- Czy przypadkiem nie znalazła mojego pantofla?
Na chwilę w oczach Rossa pojawił się ciepły błysk. Lynn nie
miała wątpliwości, że wywołało go wspomnienie ich wspólnej nocy.
- Nie... w każdym razie nie raczyła nic o tym wspomnieć.
Czerwone buty były bardzo drogie. I podobnie jak kaszmirowa
sukienka, stanowiły pamiątkę po tamtej magicznej, zakazanej nocy.
Nawet gdyby miała już nigdy ich nie nosić, koniecznie chciała je
zatrzymać.
- Sądzisz, że mogła go wyrzucić?
- Znając tę kobietę... wszystko możliwe. Porozmawiam z nią w
przyszły wtorek, dobrze? I sam się jeszcze rozejrzę.
- To dość dziwne, nie uważasz? %7łe mógł tak po prostu zniknąć.
- Musi gdzieś być - odparł, wzruszając ramionami.
Przez chwilę miała nawet wrażenie, że może jednak on sam
znalazł but, tylko z jakichś powodów nie chce jej go oddać. Może
172
ous
l
a
and
c
s
wolał go zachować na pamiątkę? Na samą myśl o tym poczuła, jak
fala ciepła zalewa jej policzki.
Ross zmarszczył brwi.
- Lynn, przysięgam, nie zatrzymałbym twojego pantofla -odgadł
jej myśli.
- Nie wątpię. Gdybyś go jednak znalazł...
- Na pewno siÄ™ znajdzie. Przyrzekam ci to. Czy masz ochotÄ™ na
deser?
Odmówiła z czarującym uśmiechem.
W piÄ…tek wieczorem wybrali siÄ™ na bal zorganizowany w ratuszu
z okazji Halloween. Lynn przebrała się za kota. Wypożyczyła
odpowiedni kostium od pewnej nauczycielki, koleżanki z pracy. Ross
włożył strój pirata. Podobał się Lynn w śmiesznej haftowanej
kamizelce i krawacie plecionym ze sznurka. Przy-kleił sobie nawet
wÄ…sy.
Niespodziewanie na balu spotkali Trish. Wyglądała ślicznie.
Ubrana w sukienkę z czerwonej satyny, niewątpliwie była królową
balu. Gdy ich spojrzenia na chwilę się spotkały, Lynn zauważyła, że
drobna twarz siostry odzwierciedla emocje, jakie wywołał ich widok:
zaskoczenie szybko przeszło w złość. Trwało to zaledwie kilka
sekund, po czym Trish odwróciła głowę i wybiegła jak szalona.
Lynn okręciła dyndający koci ogon dookoła ręki i zaprosiła
Rossa do tańca.
- To najlepsza oferta, jaką mi złożono dzisiejszego wieczoru -
wyznał z czarującym uśmiechem.
173
ous
l
a
and
c
s
Tańcząc w ramionach Rossa, Lynn była szczęśliwa jak nigdy,
zdołała nawet odsunąć powracającą myśl, że przecież będzie musiała
jakoś nawiązać kontakt ze swoją rodziną.
Wyszli z balu o pierwszej w nocy. Ross odwiózł ją do domu i
pocałował, gdy stali na schodach, podobnie jak w wieczór, gdy kupił
jej pierścionek, i pózniej dwukrotnie po wspólnym lunchu.
Nie wszedł do środka. Nie zapraszała go, a i on nie wyraził
takiej chęci. Oboje starali się zachować ostrożność i nie kusić losu,
dlatego unikali bycia sam na sam w ustronnych miejscach.
W poniedziałek wieczorem Lynn, choć nie bez oporów,
zadzwoniła do Arlene. Odebrała Jewel. Ledwo Lynn zdążyła rzucić na
powitanie cześć", usłyszała szczęk odkładanej słuchawki i sygnał.
Poczuła się okropnie i przez resztę wieczoru trudno jej było nie
myśleć o macosze, która nie chciała z nią zamienić nawet słowa.
Nazajutrz po szkole Lynn pojechała do Billings na zakupy,
chcąc poprawić sobie humor. Długo wędrowała po centrum
handlowym Rimrock Mall od jednego stoiska do drugiego. W końcu
zdecydowała się na trzy spódnice, pięć jasnych swetrów, trzy pary
butów na dość wysokich obcasach, dwa kaszmirowe żakiety - jeden
jaskrawoczerwony, drugi barwy jasnofioletowej. Na koniec sprawiła
sobie płaszcz z jasnoczerwonej wełny, dopełniając liczne jak na nią i
nietypowe zakupy.
Wróciła do domu wieczorem, po dziewiątej. Chowała właśnie
nowe ubrania do szafy, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.
To był Ross.
174
ous
l
a
and
c
s
- Dzwoniłem trzy razy. Nikt nie odpowiadał, więc... Ucieszyła
się na jego widok, a myśl, że tak bardzo zależało mu na rozmowie, iż
dzwonił do niej praktycznie co godzina przez cały wieczór, sprawiła
jej szczególną radość.
- Powinnaś sobie kupić automatyczną sekretarkę. Mógłbym
przynajmniej zostawić ci wiadomość, a tak... okropnie się
denerwowałem, że cię nie ma. Martwiłem się, czy coś ci się nie stało.
- Miałam automatyczną sekretarkę. To znaczy... ona należała do
Trish. Zabrała ją ze sobą.
- KupiÄ™ ci nowÄ….
- Sama o to zadbam, przyrzekam... Może wejdziesz na chwilę?
Sam uśmiech Rossa natychmiast poprawił jej nastrój i
przyspieszył bicie serca.
- Wejdz, proszę - zachęcała, starając się nie dopuszczać myśli, że
przecież łamią milczącą umowę, która nakazywała unikanie
przebywania sam na sam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]