- Strona pocz±tkowa
- Wojownik Trzech ĹwiatĂłw 04 StraĹźnicy KoĹciuszko Robert
- Dark Space by Lisa Henry
- Goodnight_Linda_ _Tajemniczy_ksiaze
- Nazi Joy Camp
- Edmund Niziurski Najwieksza przygoda Babla i Syfona
- Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu EWANGELIA WEDśÂUG śÂWIćÂĂÂTEGO JANA
- LA Banks Huntress 10 The Darkness
- Dorota SumiśÂska Autobiografia na czterech śÂapach
- Chmielewska Joanna Janeczka i PaweśÂek Skarby
- A.J.Quinnell Reporter
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słyszysz?
Ależ... czknął Krzysztof. Ależ ja się biorę w garść. Codziennie. Przecież
wstaję, idę do pracy, ro-robię wszystko. Tylko, eee, wiesz co? Nachylił się nad
stołem. Nie potrafię ugotować jajka na miękko. Za cholerę mi nie wychodzi! Wiesz
może, jak to się robi?
Nie mam pojęcia. Nie przepadam za jajkami. Jacek potarł skroń. Wybrał
numer korporacji taksówkowej.
Kolejne dwadzieścia minut zajęło mu przekonywanie sąsiada, że ten powinien
wrócić do domu, i wpakowanie go do taksówki. Pózniej zadzwonił do Marty.
Dopilnuj, żeby Krzysztof trafił do własnej sypialni, jak tylko przyjedzie
poprosił.
Bardzo dobrze zrobiłeś pochwaliła go Marta z czułością w głosie.
Nie mogłem go tak zostawić.
Myślałam... Myślałam, że cała sprawa cię nie obchodzi.
Z pewnością nie obchodzi mnie tak jak ciebie, ale jak miałem zostawić
ululanego faceta w centrum miasta? Widać, że sobie nie radzi. Ma problemy ze sobą,
i to spore.
Niestety, nie on jeden, pomyślała Marta, wspomniawszy niedawne wizyty
u koleżanek.
Gdy zobaczyła, w jakim stanie pojawił się Krzysztof, natychmiast odholowała go
do łóżka, a obok ustawiła znalezioną w łazience miskę i butelkę wody.
Dzięki. Nie-e mów nikomu, dobrze? wybełkotał.
Nie ma sprawy odparła.
Zasnął natychmiast, jak uderzony obuchem. Zanim Marta zeszła na dół, dobiegło
ją donośne chrapanie.
Wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy, pomyślała smutno, zamykając za sobą
frontowe drzwi. Przelotnie zastanowiła się, czy nie powiedzieć o tej historii
koleżankom, ale zrezygnowała. Skoro obiecałam, trzeba dotrzymać słowa,
stwierdziła.
XIX
Wystarczył rzut oka, żeby ocenić, iż Paulina wygląda dzisiaj znacznie lepiej.
W zasadzie wyglądała i zachowywała się najzupełniej zwyczajnie. Marta zaczęła
nawet podejrzewać, że przez ten piekielny skwar na zewnątrz dopadły ją urojenia.
Jednak kiedy wkroczyła Sabina, od progu chwaląc się, że można u niej jeść z podłogi,
i prezentując ręce, które wykonały kawał dobrej roboty, hipotetyczny udar cieplny
poszedł w zapomnienie.
Nie chciałabym tego robić regularnie, ale raz na jakiś czas, czemu nie
oznajmiła Jońska, sadowiąc się przy stole w salonie. Niestety, praca dramatycznie
wpływa na paznokcie. Manikiur do poprawki roześmiała się.
Nie wierzę własnym uszom! wtrąciła Paulina.
Prawda? Sabiny nic nie mogło dziś urazić.
Zrobiłam mrożoną herbatę przerwała tę utarczkę Marta, stawiając na blacie
spory dzbanek.
Super! Jest tak gorąco, że można wyzionąć ducha ucieszyła się Sabina.
Wyzionąć ducha? Marta była czujna jak ważka.
Co się dziwisz? Niektórych upał wykańcza. Sercowców, ludzi starszych
stwierdziła rzeczowo sąsiadka.
A jak ty się czujesz? Gospodyni zerknęła z troską.
Wydaje mi się, że niezle. Tylko pić mi się chce.
A co u ciebie? Marta zwróciła się do Pauliny. Wczoraj wydałaś mi się trochę
zmęczona...
Stawska położyła na talerzyku kawałek agarowego sernika. Robiła to powoli
i z takim namaszczeniem, jakby starała się zyskać na czasie. Odłożyła łopatkę
do ciasta na paterę i powoli podniosła wzrok.
Dobrze ci się wydawało.
Marta w napięciu czekała na ciąg dalszy.
Miałam potworną migrenę wyjaśniła Paulina.
Rozumiem. Marta była wzorem współczucia. Ale... Postanowiła nie
odpuszczać. Byłaś chyba trochę zdenerwowana.
Paulina sięgnęła po widelczyk.
Długo nie chciała minąć. Można stracić cierpliwość. Uśmiechnęła się słabo.
Nawet mnie się to zdarza.
A co ty nas tak wypytujesz? Lepiej powiedz, co u ciebie. Sabina upiła łyk
herbaty.
Nic specjalnego. Dostałam zaproszenie na rozmowę o pracę. I dobrze, bo już się
martwiłam. Telefon milczał zbyt długo.
Nie kłamała, mówiła najszczerszą prawdę, choć aktualnie jej uwagę absorbowało
zupełnie coś innego. Aż ją świerzbiło, żeby pognać na górę, wyjąć kalendarz
i wyłożyć przed sąsiadkami kawę na ławę. Zapytać, czyja to własność i co się,
do licha, dzieje! Sytuacja wymagała jednak postępowania z wyczuciem
i delikatnością. Gdyby kalendarz należał do którejś z dziewczyn, ta zapewne
spłoszyłaby się takim postawieniem sprawy i poszła w zaparte. A już na pewno
Paulina. Marta najchętniej wręczyłaby koleżankom kartki i kazała napisać coś
odręcznie, ale jak ma to niby zrobić? Zaproponować lekcję kaligrafii dla rozrywki?
Poprosić je o jakiś przepis? O ile Paulina mogła jeszcze jakiś znać, o tyle Sabina tylko
by się roześmiała. Pozostaje mi zachować czujność, westchnęła w duchu Marta,
godną charta podczas polowania...
Wiecie, że to nasza pierwsza wspólna herbatka po śmierci Małgosi...?
odezwała się Paulina.
Marta z Sabiną popatrzyły po sobie.
Myślę, że ona nie chciałaby, abyśmy zarzuciły ten zwyczaj odparła Sabina.
Na pewno przytaknęła Stawska. Ale bez niej jest inaczej, prawda?
Pusto. Sabina nazwała rzecz po imieniu.
Już zawsze będzie nam jej brakowało, ale nie zmienia to mojej radości z faktu,
że przyszłyście stwierdziła Marta.
Fajnie, że nas zaprosiłaś. Gdyby nie ty, nasze środowe herbatki umarłyby
zapewne śmiercią naturalną powiedziała Sabina i zreflektowała się natychmiast.
O, cholera, wypsnęło mi się...
Nic już nigdy nie będzie takie samo. Nie ma co się okłamywać wtrąciła
melancholijnie Paulina.
To prawda westchnęła ciężko Jońska.
Jak myślicie, dlaczego Małgosia nie prosiła o pomoc? spróbowała ostrożnie
Marta.
Taka po prostu była. Sabina nie miała wątpliwości.
Skąd pewność, że nie prosiła? Paulina odstawiła filiżankę na spodeczek.
Ciche stuknięcie porcelany zawisło w powietrzu, podobnie jak pytanie.
Niepokojące, niewygodne.
Trzy przyjaciółki rozmawiały tego popołudnia jeszcze o wielu sprawach,
przeróżnych, żadna jednak nie pisnęła choćby słówkiem na ten najbardziej
interesujący temat. Choć kwestia wygłoszona przez Paulinę jeszcze długo tłukła się
im w głowach.
I w sercach.
Stawska, rzecz jasna, wcale nie miała migreny.
Od tamtej kłótni z Grzegorzem nie opuszczało jej przekonanie, że w jej życie
strzelił piorun. Jakby ktoś podmienił jej męża. Zamiast opanowanego, stabilnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]