- Strona pocz±tkowa
- Rose Emilie Rodzina Hightowers 02 Przewrotna zemsta
- Bennett Jules Słodka zemsta
- Jules Bennett Słodka zemsta
- 0910. Roe Paula Dziewczyna z prowincji
- śąukowski LesśÂ‚aw Najwieksze klamstwa i mistyfikacje w dziejach KosciośÂ‚a
- Asimov Isaac Opowiadania
- Bauslaugh, Robert A. The Concept of Neutrality in Classical Greece
- Cykl Pan Samochodzik (55) Relikwia Krzyśźowca Sebastian Miernicki
- Drzwi do lata
- Cat Adams [Blood Singer 02] Siren Song (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- apo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poniżej stały dwa długie stoły przeznaczone dla najdostoj
niejszych gości, z Beltraffiem i hrabią Burano na czele,
Pałacowa służba, paziowie i giermkowie uwijali się wo
kół, rozstawiając półmiski z jedzeniem.
Naprzeciw nowożeńców ustawiono wielką ławę, na
której umieszczono wspaniałe dary przysyłane latami
przez władców innych państw książętom Reggiano.
Uczta ciągnęła się długo i bardzo nużyła Elenę. Wino
zdawało się smakować jak woda, a jedzenie nie miało
wyrazu. Dziki z pomarańczami w pyskach, pieczone
pawie przybrane piórami, pasztety, owoce i inne desery
nie robiły na niej wrażenia. Jadła więc niewiele, za to
Marco niczego sobie nie żałował.
Jak jednak Elena miała mieć apetyt, skoro wciąż du-
mała o zbliżającej się nocy poślubnej i o całym swym
przyszłym życiu? Wszystko to napawało ją zarówno lę
kiem, jak i nadziejÄ….
Marco, który wyczuwał jej napięcie i rozterki, deli
katnie wzniósł kielich w jej kierunku i powiedział:
- Pozwól, żono, że wzniosę toast przeznaczony tyl
ko dla twych uszu. Otóż żołnierze często powiadają:
Odwagi, diabeł sczezł". A więc odwagi, moja kochana,
diabeł sczezł.
- Ależ ja nie jestem żołnierzem..- Uniosła w zdzi
wieniu brwi.
- Są chwile, w których wszyscy powinni zachowy
wać się jak wojownicy. Nigdy nie zapominaj o tym,
moja żono.
Tak bardzo chciał pochwycić ją w ramiona, uspo
koić, wyznać miłość. Elena została przecież zmuszo
na do małżeństwa z człowiekiem, którego ledwie
znała i który nawet nie był szlachcicem. Co gorsza,
kilka kroków dalej siedział mężczyzną, który usilnie
zabiegał o jej rękę i gdyby dopiął swego, z całą pew
nością traktowałby ją bezdusznie, a nawet z okru
cieństwem. Zmusiłby ją do bezwzględnego posłuchu,
a kiedy by uznał, że nie jest mu już potrzebna, pozba
wiłby ją życia. Teraz zaś zapewne tyran z Burano
przemyśliwał, jak zniszczyć ledwie co zawarte mał
żeństwo i zająć miejsce Marca.
Nigdy nie potraktujÄ™ niegodziwie tej kobiety, po-
przysięgał sobie w duchu, delektując się wyśmienitym
winem. Rozumiał jednak, że Elena mogła mieć co do
tego wątpliwości.
Ona zaś myślała, że koniec uczty nie będzie jeszcze
oznaczał końca ciężkiego dnia. Mimo to nie mogła się
doczekać, kiedy szambelan ogłosi kres biesiady. Gar
nek, na który ma się baczenie, nigdy nie wykipi". To
ludowe porzekadło powtarzała Elenie stara niania, gdy
mała księżniczka wpadała w zniecierpliwienie czy
gniew. Sprawdziło się ono tego wieczoru.
W końcu szambelan się podniósł i zastukał o blat
stołu laską, oznajmiając tym samym, że uczta ma się ku
końcowi i zaraz odbędzie się ceremonia odprowadzenia
nowożeńców do łoża.
Był to sygnał dla państwa młodych, by opuścili wiel
ką komnatę. Elenie miała towarzyszyć pierwsza dama
dworu, Marcowi zaś Paolo Panizzi, stary sługa, opiekun
i najwierniejszy przyjaciel.
- Chodzmy - zarządził Marco, kiedy Elena wciąż
siedziała jak skamieniała, przerażona tym, co nie
uchronnie musiało nastąpić. - Pamiętaj, co ci mówiłem.
Nie pozwól, by hrabia zobaczył, że nie masz ochoty na
noc poślubną ze swym nowym księciem.
Swym księciem?! Na Boga, co też wraz z Beltraf-
fiem uczyniła najlepszego? Choć czuła trwogę, pod
niosła się majestatycznie i zachowując swą naturalną
powagę, opuściła komnatę prowadzona przez męża.
A po chwili, gdy dwórki rozebrały ją z sukni i włożyły
na nią białą, nocną koszulę, która wystawnością nie
ustępowała jej najbogatszej szacie, Elena poczuła się
jak we śnie.
Do sypialni wkroczył Marco w towarzystwie Paola.
Miał na sobie koszulę równie bogatą i był tak niesły
chanie... Nie, nie piękny jak jaki efeb z obrazka, tyl
ko... no, szalenie pociągający i porażająco wręcz mę
ski. Elena już nie czuła się jak we śnie. Całkiem realnie
bała się tego olbrzyma, a zarazem, jakby pod wpływem
tego strachu, coraz potężniej go pożądała.
- Musimy stanąć obok łoża - rzekł Marco. - Potem
Paolo otworzy drzwi, a do środka wejdzie ksiądz oraz ci
wszyscy, którzy zechcą zostać świadkami ceremonii. Cały
świat ma się bowiem przekonać, że razem wejdziemy do
łoża, a także że ty, moja ukochana, osiągnęłaś wiek, który
pozwala na zamążpójście. Ponieważ twój ojciec nie żyje,
do łoża wprowadzi cię Beltraffio. A że nie ma tu także
żadnych moich krewnych, tę samą przysługę wyświadczy
mi Paolo. Ksiądz odmówi nad nami pacierze, a potem po
błogosławi naszemu związkowi. W końcu wszyscy zmó
wią krótką modlitwę dziękczynną. I wreszcie...
- I wreszcie - przerwała mu Elena kwaśnym tonem
- będę już miała dosyć wszystkich ludzi, którzy nie od
stępują nas na krok. Mam więc nadzieję, że szybko opu
szczÄ… komnatÄ™ i zostawiÄ… nas w spokoju.
- Nikt tego nie pragnie goręcej nizli ja - rzucił Mar
co żartobliwym tonem, gdyż nie chciał, by jego oblu
bienica sprawiała wrażenie kobiety, która udaje się na
egzekucję, nie zaś w ramiona męża.
No i odniósł zamierzony skutek, Elena bowiem się
roześmiała.
- Mój panie, muszę przyznać, że zawsze masz na
wszystko gotowÄ… odpowiedz.
- Jak na dobrego męża przystało. A teraz przybierz
my poważny wyraz twarzy, bo zdaje się, że cały dwór
już stoi za progiem.
I rzeczywiście. Jak tylko Paolo otworzył drzwi, do
środka wszedł ksiądz z majestatyczną miną, a za nim
liczna procesja. Gdyby było to wiejskie wesele, wszy
scy śmialiby się i rzucali niewybrednymi żartami o po
ślubnej nocy. Jednak rzecz dotyczyła szlachetnie uro
dzonych, więc zebrani ograniczyli się do wymownych
spojrzeń i dwuznacznych uśmieszków.
Nie wiedzieć czemu strach, który nękał Elenę przez
cały dzień, zniknął całkowicie na widok tych ludzi, któ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]