- Strona pocz±tkowa
- Żšdza złota Primke Robert, Szczerepa Maciej, Szczerepa Wojciech
- Wojownik Trzech Światów 04 Strażnicy Kościuszko Robert
- Tindal Robertson Timothy Fatima, Rosja i Jan Paweł II
- Bauslaugh, Robert A. The Concept of Neutrality in Classical Greece
- Howard Robert E Conan ryzykant
- Ann Roberts Beacon of Love
- Heinlein, Robert A For Us The Living
- Roberts Alison Powtórka z miłości
- Howard Robert E. Conan z Cimmerii
- Heinlein Robert Kawaleria Kosmosu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zarzutu. Cholerny pudel - mruknął pod nosem. - Nie dostała pani
wsparcia powietrznego z powodu jakiegoś błędu w kontroli, błędu, który
zostanie dokładnie zbadany. Ma pani moje oficjalne poparcie. Ale
teraz... -Podniósł małą, przezroczystą kulę, w której wnętrzu przelewał
się błyszczący, niebieski płyn, i odwrócił ją wzbudzając mikroskopijne
fale. - Media na pewno nie zostawią na nas suchej nitki. Musimy przyjąć
wszystko bez zmrużenia oka. Czy on skontaktuje się jeszcze z panią?
- Myślę, że nie będzie mógł się powstrzymać. Może będzie milczał
dłużej niż zwykle, złościł się, może spróbuje znów mnie zaatakować.
Uzna, że próbowałam go oszukać, a to jego gra. Oszustwo jest
grzechem, więc będzie chciał, by Bóg mnie za to ukarał. Będzie
wystraszony, ale jednocześnie porządnie wkurzony. - Zawahała się
na moment, potem postanowiła jednak odsłonić karty. - Nie sądzę,
by wrócił do Wież Luksusu. Cokolwiek by o nim mówić, to
inteligentny facet. Domyśli się, że jeśli byliśmy tak blisko, to pewnie
wyśledziliśmy już jego transmisje. Rozpoznał nas dzisiaj w hotelu,
231
a to oznacza, że wyczuwa gliniarzy na odległość. Szedł nam prosto
w łapy, a i tak udało mu się zwiać. Ale jeśli uda nam się znalezć jego
dziuplę i jego sprzęt, dopadniemy jego.
- Więc znajdz tę dziuplę, poruczniku, i zatkaj ją raz na zawsze.
269
Wpadła do swojego biura, by zabrać kopie dyskietek z zapisem
nieudanej akcji. Zamierzała przestudiować je dokładnie, sekunda po
sekundzie.
- Mówiłam ci, żebyś wracał do domu - powiedziała, ujrzawszy
Roarke'a, który cierpliwie na nią czekał.
Wstał, podszedł do niej i pogłaskał ją wierzchem dłoni po policzku.
- Tibble zostawił ci choć trochę skóry na plecach?
- Właściwie nawet mnie nie tknął, choć miał prawo.
- To nie była twoja wina.
- Tu nie chodzi o winę, chodzi o odpowiedzialność. A ja byłam
za to odpowiedzialna.
Pokiwał głową ze zrozumieniem i zaczął masować jej ramiona.
- Chcesz wyjść i skopać jakiegoś pudla?
Roześmiała się krótko.
- Może pózniej. Muszę zabrać te dyskietki, a potem jadę do ekipy
z Wież Luksusu.
- Prawie nic nie jadłaś od rana- zauważył.
- Kupię coś w QuickMarcie. - Przeciągnęła dłońmi po twarzy,
jakby chciała ściągnąć z niej warstwę zmęczenia i rozczarowania. -
Cholera, Roarke, byliśmy o włos. O włos! Czy on zobaczył przez
szybę, jak Baxter sięga po broń? Ktoś z naszych ludzi gapił się na
niego? Chyba wyczuł nas jakimś szóstym zmysłem.
- Może pozwolisz mi spojrzeć na te dyskietki okiem doświadczonego
rzezimieszka? Zawsze wyczuwałem gliniarzy na odległość.
- Spróbować nie zaszkodzi. -Odwróciła się do komputera i kazała
mu skopiować wszystkie materiały operacyjne. - Powinniśmy mieć
mnóstwo jego zdjęć z hallu. Co prawda widać tylko fragment twarzy,
ale może coś zauważysz. Ty musisz go znać. Roarke.
- ZrobiÄ™ wszystko, co w mojej mocy.
- Nie wiem, kiedy wrócę do domu. - Podała mu drugi komplet
dyskietek. - Nie czekaj na mnie.
W QuickMarcie zamówiła burgera z serem i baton energetyzujący.
Zrezygnowała z kawy, która w tej sieci była wyjątkowa paskudna,
a do popicia wybrała pepsi. Zaniosła ten żałosny posiłek na piętro,
do pokoju konferencyjnego, gdzie pracował McNab.
- Masz coÅ›?
270
232
- Mnóstwo jakichś przyłączy, laserowych faksów. Ten budynek
naszpikowany jest elektroniką. Sprawdzamy piętro po piętrze, ale jak
dotąd nie znalezliśmy nic na skalę tego, czym dysponuje ten chłoptaś.
Eve odstawiła torbę z jedzeniem, ujęła McNaba pod brodę i odwróciła
jego twarz do siebie. Na czole elektronika widniał wieiki, siny guz,
a tuż nad prawym okiem ciągnęło się długie, wąskie zadrapanie.
- Jakiś lekarz obejrzał już twoją pokancerowaną buzkę?
- To tylko guz. Ten cholerny pies zaatakował mnie jak byk
toreadora. - Obrócił się gwałtownie na krześle, podzwaniając przy
tym kolczykami. - Chcę przeprosić za moją niesubordynację podczas
akcji, poruczniku.
- Nie, wcale nie chcesz. Byłeś wtedy wkurzony i dalej jesteś. -
Wyciągnęła kubek z pepsi i ściągnęła pokrywkę. - Nie miałeś wtedy
racji i dalej nie masz. Więc wypchaj się swoimi przeprosinami. Nigdy
nie podważaj słuszności rozkazów oficera prowadzącego akcję, bo
skończysz w jakimś ponurym pokoiku, gdzie będziesz podsłuchiwał na
zlecenie jakiegoś bogatego grubasa, z kim pieprzy się jego żona. Diabli
wezmÄ… twojÄ… karierÄ™ w wydziale czy jakiejkolwiek liczÄ…cej siÄ™ firmie.
McNab zacisnął usta w ponurym grymasie i wyregulował skaner,
ustalając lokalizację podwójnej jednostki komunikacyjnej na osiemnastym
piętrze.
- No dobra, może jeszcze trochę mnie nosi i może rzeczywiście
trochę przesadziłem. Mogę uważać się za szczęściarza, jeśli uda mi
się wyrwać z mojej dziury w wydziale choć raz w miesiącu. Jeszcze
nigdy nie byłem tak blisko akcji jak dzisiaj, a ty mnie wyrzuciłaś.
Patrząc na tę młodą, gładką, pełną zapału twarz, poczuła się nagle
nieprawdopodobnie stara i zgorzkniała.
- McNab, czy poza treningami kiedykolwiek brałeś udział w prawdziwej
walce wręcz?
- Nie, ale...
- Czy kiedykolwiek strzelałeś do prawdziwego człowieka, a nie
do makiety na strzelnicy?
McNab znów zacisnął wargi.
- Nie. Więc nie jestem wojownikiem.
- Twoja siła leży tutaj. - Postukała palcem w skaner i wyjęła
z torby baton. - Wiesz równie dobrze jak ja, ilu chętnych odpada co
roku z waszego wydziału. Biorą tylko samą śmietankę. A ty jesteś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]