- Strona pocz±tkowa
- 292. Macomber Debbie Synowie Północy 01 Narzeczona dla brata
- Leigh Lora Poświecenie
- May Karol Wyścig z czasem
- Lensman 04 Smith, E E 'Doc' Gray Lensman
- Czas milosci i czekolady Gabrielle Zevin
- Celmer Michelle Niebezpieczna namić™tnośÂ›ć‡
- Banks, Iain Culture 06 Inversions
- wyklad skaly magmowe cz1
- Fiedler Arkady Nowa przygoda Gwinea
- Alan Dean Foster SS6 The Time Of The Transferance
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- apo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy odpoczywali, Komanczowie jak wczoraj otoczyli piramidÄ™.
Sternau zwołał naradę z wodzami.
Teraz możemy się przedrzeć zaproponował. Komanczowie nie zatrzymają nas, klęska
odebrała im odwagę.
Niedzwiedzie Serce był innego zdania.
Po co odchodzić? Tutaj nie mogą nas pokonać, a wkrótce, przybędą moi bracia.
Pozostali zgodzili się z wodzem Apaczów, Sternau więc musiał ustąpić.
Gdy walka jeszcze trwała, Verdoja został przeniesiony do wyjścia, gdzie jeden z Indian pozostał
przy nim na straży. Wkrótce jednak Apacz mógł opuścić ten posterunek, gdyż Verdoja zmarł w
okrutnych mękach.
Upłynęły dwa dni, a oczekiwani wojownicy nie przybywali. Zdawało się, że liczba Komanczów
wzrosła. Nareszcie w nocy jeden z wartowników, stojący na pozycji najbardziej wysuniętej do
przodu, spostrzegł czołgającego się człowieka. Równocześnie spojrzeli na siebie. Dzieliło ich
zaledwie osiem stóp. Apacz już miał dobyć noża, gdy wstrzymał go szept:
Jestem Apaczem. Przyczołgał się bliżej i znów szepnął: Brat mój na warcie? Jaki wódz
wyznaczył mu posterunek?
Matava-se.
Czy Matava-se jest tutaj z moimi braćmi?
Tak.
W takim razie dokażą czynów bardzo walecznych. Muszę zobaczyć się z wodzem.
ZaprowadzÄ™ ciÄ™ do niego.
Kiedy stanęli przed Sternauem, ten właśnie prowadził naradę z wodzami.
Kim jesteś? spytał gońca.
Jestem Krążący Sęp, wódz Apaczów szczepu Llanero.
Niedzwiedzie Serce wstał i podszedł do przybysza.
Tyś jest Krążący Sęp? W takim razie jesteś moim bratem. Witam cię. Kiedy przybędziesz ze
swoimi Apaczami?
Przybywam jako posłaniec. Nie jako wódz?
Nie. Latający Koń zebrał wodzów Apaczów, aby im powiedzieć, że wojna wybuchła w
Meksyku i że Juarez jest przyjacielem Apaczów. Obecni byli wszyscy wodzowie. Ale oni nie chcą
rozpoczynać wojny z prawym przywódcą Meksyku. Dlatego zakopali w ziemię topór wojenny, mnie
zaś posłali, abym wam o tym doniósł.
A więc wojownicy nie przybędą do nas?
Nie. Latający Koń kazał ci powiedzieć, abyś wrócił ze swoimi wojownikami tam, gdzie
Apacze przygotowują mięso.
Niedzwiedzie Serce pochylił głowę. Zapadło milczenie. Pierwszy przerwał je Bawole Czoło.
Od kiedy to Apacze mają dwa języki? Raz mówi Latający Koń, że musimy wziąć topór
wojenny, to znowu, że należy go zakopać. Odnieśliśmy wielkie zwycięstwo, zdobyliśmy sto skalpów
i mamy wracać, aby przygotowywać mięso?
Od ciebie nikt nie wymaga posłuszeństwa, jesteś przecież wodzem Miksteków zauważył
posłaniec.
Więc milczę! rzucił ostro Bawole Czoło.
Co mówi na to Matava-se? zapytał Niedzwiedzie Serce.
Kocham pokój, choć pomagam przyjaciołom. Niechaj brat mój Niedzwiedzie Serce postąpi,
jak uważa.
Ale wódz Apaczów nie mógł tak od razu podjąć decyzji. Wtedy odezwał się Krążący Sęp:
Oznajmiłem, co mi oznajmić kazano. Niech bracia moi się naradzą. Ja muszę wracać w ciągu
tej jeszcze godziny, taka jest wola wodzów.
Po tych słowach pożegnał się. Miał przed sobą niebezpieczną drogę, musiał bowiem przekradać
się przez straże Komanczów. Gdyby go schwytali, straciłby skalp.
Wodzowie na razie nie omawiali sprawy.
Nad ranem dały się słyszeć z obozu Komanczów wesołe okrzyki. Gdy się rozwidniło, Apacze
zrozumieli przyczynę tej radości. Oto w nocy przybyły Komanczom posiłki. Było ich teraz przeszło
tysiąc. Sternau przypuszczał, że przysłano im ludzi, których wodzowie skierowali do dyspozycji
prezydenta. Stracił ostatnią nadzieję. O ucieczce nie mogło być mowy, pozostawała tylko śmierć.
Wojownicy Apaczów posępnym wzrokiem spoglądali na przeważające siły wroga. Z chwilą gdy
odmówiono im pomocy, opuścił ich duch walki. , Matava-se wdrapał się na szczyt piramidy. Chciał
być sam, aby zastanowić się nad położeniem. A było ono grozne. Szło przecież o wolność, a może i o
życie. Doktor zastanawiał się, czy zobaczy jeszcze swoją rodzinę. Usiadł i sięgnął do kieszeni, aby
przeczytać ponownie ostatni list Rosety. Ale ponieważ zamiast listu wyciągnął plan piramidy,
rozłożył go i prawie machinalnie rzucił nań okiem. Nagle zwróciło jego uwagę, że wśród regularnie
zbudowanych korytarzy jeden był krótszy od innych i wyglądał na planie jak długa wąska cela. Obok
niego napisano słowo: peta-pove". Był to wyraz, którego Sternau nigdy nie słyszał. Gdy tak
rozmyślał, co może znaczyć, stanął obok niego Miksteka.
Czy brat mój słyszał kiedyś słowa: pete-pove"?.
Tak mówią Indianie plemienia Jemes. Znaczy to: zstępować w dolinę". Dlaczego brat mój
pyta o to?
Sternau nie odpowiedział. Podniósł się i zaczął badawczo patrzeć na zachód, gdzie Kordyliery
wznoszą się nad niziną Sonory. Nagle odwrócił się i rzekł:
Niech brat mój idzie za mną!
Prawie biegiem dotarł do miejsca, gdzie miały swe posłanie dziewczęta. Wziął małą beczułkę
prochu z zapasów przywiezionych z hacjendy, zapalił kilka latarek i przywołał kilkunastu krzepkich
Apaczów. Dał im do rąk młoty, motyki i drągi żelazne. Niedzwiedziemu Sercu polecił, by doglądał
obozu, po czym wraz z Bawolim Czołem i Indianami znikł w otworze wiodącym do wnętrza
piramidy.
Skierowali się na prawo, aż dotarli do jakichś drzwi. Ponieważ nie ustępowały pod uderzeniami
motyk i drą gów, wysadzono je dynamitem, a po nich następne. Dotarli teraz do schodów, u podnóża
których były kolejne drzwi. Za nimi jak przypuszczał Sternau na podstawie planu znajdował się
ów korytarz podobny do wąskiej celi. Po wysadzeniu przegrody musieli zejść jeszcze kilka stopni w
dół, aż znalezli się w wąskim, wysokim korytarzu, który zdawał się nie mieć końca. To przejście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]