- Strona pocz±tkowa
- How to Live on 24 Hours a Day [Arnold Bennett]
- Sandemo Margit Saga O Czarnoksiężniku 11 Dom Hańby
- Kwasniewski Aleksander Dom wszystkich Polska
- Heather Graham Nawiedzony dom
- Day Leclaire Cud w Milagro
- Leclaire Day Nie ma tego złego
- Chuck Palahniuk Choke
- Iain Banks A Song of Stone
- Aleksander SośÂ‚śźenicyn Jeden dzieśÂ„ Iwana Denisowicza
- Harry Turtledove & L. Sprague De Camp Down In The Bottomlands
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Też uważam, że pomnik pańskiego dziadka wygląda
odrobinę bnidnawo. Zgadzam się w zupełności. Coś
z tym trzeba zrobić.
Valerie podeszła do niej.
- Callie - wyszeptała nagląco. - To mnie obiecałaś
pomóc. Powiedz burmistrzowi, żeby kupił sobie
szczotkę i wiaderko, nalał do niego gorącej wody
z mydłem i przestał zawracać ci głowę.
- Datek w wysokości stu dolarów? - Callie zawahała
siÄ™, przypominajÄ…c sobie marny stan konta. - O rany!
panie burmistrzu, to chyba trochę za dużo...
- U Jingla znajdzie kubły, proszek i szczotki
- wszystko razem poniżej pięciu dolarów. Powiedz
mu to.
- Cóż, chyba zdołałabym ofiarować pięćdziesiąt.
- Pięćdziesiąt? Co on chce zrobić, pozłocić go?
- Zorganizować zbiórkę pieniędzy? To znaczy
podzwonić po ludziach i poprosić o darowiznę? Może
mogłabym... Z przyjemnością, ale... Halo? Halo?
- Callie odwiesiła słuchawkę i spojrzała na nią
bezradnie. - No cóż, parę telefonów mi nie zaszkodzi.
Valerie pokręciła głową.
- Nikt przy zdrowych zmysłach nie ofiaruje zła
manego grosza na czyszczenie starego pomnika.
66
- Ja dałam - przypomniała jej Callie, po czym
siadła na stole i dopisała prośbę burmistrza do i tak
już bardzo długiej listy.
- To dlatego, że wszyscy wiedzą, jak łatwo cię
wrobić - Valerie westchnęła dramatycznie. - Czy
mogłybyśmy skończyć naszą rozmowę, zanim ktoś
jeszcze zadzwoni? Możesz zaopiekować sie jutro
Dannym czy nie?
- Jasne. Poczekaj, dopiszÄ™ to do listy.
- Nie! Nie rób tego, tylko się pogubisz. Przyczepię
ci kartkę na drzwiach lodówki - oznajmiła Yalerie,
w tej samej chwili wcielając słowa w czyn. - Muszę
lecieć. Nie zapomnisz chyba, co?
- Nie. ObiecujÄ™.
- Tak tylko sprawdzam - Valerie błysnęła w jej
stronę chochlikowatym uśmieszkiem.
Callie usłyszała zajeżdżający na podjazd samochód
w tym samym momencie, gdy gdzieś w głębi domu
zegar wybił czwartą. Wyskrobała z miski resztkę
lukru i rozmarowała go na wierzchu babki.
Zerknęła na cztery czekoladowe ciasta i otarła pot
z czoła. Przy stale rosnącej temperaturze musiała
chyba zwariować - zamiast trzech, które potrzebne
były Suzanne Ashmore, upiekła cztery. I to nie licząc
tych pierwszych dwóch, spalonych. I co teraz pocznie
z dodatkowym ciastem? Nie, to nie problem. Praw
dziwym problemem było ograniczenie się do jednego
kawałka. Jej apetyt na czekoladę osiągnął nigdy
dotÄ…d nie notowany poziom.
Trzasnęły drzwi i Callie przekrzywiła głowę, wsłu
chana w wyrazny rytm kroków Juliana, Najpierw
dobiegały z holu, po czym przeniosły się na schody,
prowadzące na piętro. Doskonale. Może zdąży zjeść
kawałek ciasta, nim Julian zacznie jej szukać. W ten
sposób uodporni się przeciw wszelkim innym...
apetytom.
Julian wrócił na dół w chwili, gdy właśnie unosiła
do ust drugi kęs pełen lepkiej słodyczy. Pośpiesznie
chwyciła szklankę mleka i popiła ciasto. Zyskała czas
na przeistoczenie siÄ™ w siostrÄ™" - i sprawdzenie, jak
też Julian zareaguje na efekty ich pracy w jadalni.
Brutus wysunął nos ze swej kryjówki i oboje
w milczeniu, oczekiwali na to, co zrobi Julian.
Obiekt ich zainteresowania zszedł do holu i ruszył
do kuchni, nie zatrzymujÄ…c siÄ™ nawet przy jadalni.
- Widzisz? - oznajmiła tryumfalnie Callie. - A ty
martwiłeś się, co powie. Julian rozumie, co to znaczy
remont. Nie zdziwiłabym się, gdyby nasza robota
naprawdę mu zaimponowała. Zaufaj mi.
Odprężona, oparła się wygodniej - trwało to całe
dwie sekundy - po czym usłyszała, jak kroki nagle
zatrzymują się i cofają. Z całej siły nasłuchiwała,
czekajÄ…c na jakiekolwiek oznaki jego reakcji.
Panującą w domu ciszę, rozdarł niespodziewanie
przeszywający krzyk, gdy Julian otworzył drzwi jadal
ni. To nie on - uspokajała się Callie - to tylko
skrzypiące zawiasy". Przełknęła ślinę. Z nie wyjaśnionej
przyczyny poczuła nagle gwałtowną suchość w gardle.
Echo jego kroków na drewnianej podłodze pustego
pokoju mówiło samo za siebie. Okay, wszedł do
środka - pomyślała - i rozgląda się wokół. Spokojnie,
powolutku podziwia ich dzieło. Zaraz zauważy, jak
dokładnie uprzątnęli cały gruz, jak ostrożnie wyciągnęli
z drewnianych wsporników wszystkie gwozdzie, jak
bardzo...".
- CALLIE!
Brutus zapiszczał chrapliwie i wyprysnął ze spiżarni,
wywracając przy okazji półkę z puszkami, stos
papierowych ręczników, wiadro i szczotkę.
- Nie możesz znowu mi tego zrobić! - krzyknęła
Callie. Zerwała się na nogi i podbiegła do drzwi. Za
pózno. Brutus zdążył się już ulotnić. - Ty... ty... ty,
fałszywy potworze!
- No, właśnie - Julian bezszelestnie wszedł do
kuchni. Na jego policzkach widniały dwie ciemno-
czerwone plamy, w oczach lśnił gniew. - Co zrobiłaś
z jadalnią? Nie. Skreślam pytanie. Wiem, co z nią
zrobiłaś. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego? Dlaczego?
Nie. To tez skreślam. Jestem się w stanie domyślić,
czemu uczyniłaś wszystko, co tylko w twojej mocy,
żeby dokładnie zrujnować ten pokój. To z powodu
życzenia Maudie, prawda?
Callie otwarła usta, by odpowiedzieć, po czym
zamknęła je na nowo. Julian kontynuował swój
monolog.
- Do diabła, Callie! Masz pojęcie, ile czasu i pie
niędzy będzie trzeba, żeby doprowadzić ten dom do
stanu używalności? Na pewno nie. Bo gdybyś miała,
nie zabrałabyś się do następnego pokoju - jego
spojrzenie padło na stół. Porwał jej listę i przyjrzał się
uważnie. - Nie wierzę własnym oczom. I jeszcze do
tego chcesz zająć się tym wszystkim? Chyba w końcu
zrozumiałem. Po prostu sama nie wiesz, co robisz.
Jeżeli ktoś czegoś od ciebie chce, ty zgadzasz się
natychmiast. Mam racjÄ™?
Był wściekły, lecz fascynował Callie nawet w gniewie.
Westchnęła. Te nagłe zmiany - od miejskiego wyra
finowania do krańcowej niedbałości - doprowadzały
ją do obłędu. Dlaczego nie mógł trzymać się jednego?
Spojrzała tęsknie na stół - i cztery czekoladowe
babki. Może się okazać, że i to nie wystarczy.
- Callie, czy słyszałaś choć jedno słowo z tego, co
do ciebie mówię?
- Nie - przyznała. - To ciasto wzywa mnie do
siebie, Masz ochotę na kawałek?
W milczeniu potrząsnął głową, wyraznie zbity
z pantałyku. Bez słowa położył jej listę na stole,
podniósł wywrócone przez Brutusa krzesła i puszkę
gulaszu, którą postawił na kuchence. Następnie
Podszedł do drzwi i wyszedł z kuchni. Widziała, jak
idzie brzegiem jeziora, zatopiony w myślach. Za nim,
utrzymując bezpieczny dystans, dreptał Brutus. Jego
uszy aż podrygiwały z ciekawości.
To wszystko jej wina. Gdyby nie ona, Julian nie
zdenerwowałby się aż tak bardzo. Powinna pójść za
nim i opowiedzieć o ostatnim zapisku Maudie...
Wyszła na dwór.
- Julianie, zaczekaj! - zawołała, brnąc ku niemu
z pluskiem. On także był boso. Szedł dalej, jakby jej
nie słyszał, lecz Callie nie zbiło to z tropu. - Przep
raszam, nie chciałam cię rozzłościć.
- Nie jestem zły - oznajmił, szybkim krokiem
zdążając w kierunku grupy wierzb, rosnących tuż
przy brzegu.
- To może zdenerwowany, rozczarowany, sfrust
rowany... - ujrzała, jak przystaje i pojęła, że trafiła na
właściwe słowo. - Sfrustrowany. Przepraszam. Na
prawdę nie chciałam wpatrywała się w jego twarz,
usiłując odczytać jej wyraz. Kilka lat temu nie byłoby
to trudne. Obecnie - prawie niemożliwe.
- Musimy porozmawiać - oznajmił gwałtownie.
- Ten nonsens nie może trwać dalej. Usiądziemy to,
teraz, w tej chwili, i podejmiemy pewne decyzje.
Ponieważ w obecnej sytuacji nie jestem w stanie
dostrzec możliwości zatrzymania domu ~ niezależnie
od tego, kto go odziedziczy.
- Nie! - krzyknęła Callie. - Nie myślisz chyba...
Nie sugerujesz, abyśmy sprzedali Wilłow's End? Nie
mówisz poważnie?
- Najpoważniej. Siadaj. - Doskonale pojmuję twoją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]