- Strona pocz±tkowa
- Żšdza złota Primke Robert, Szczerepa Maciej, Szczerepa Wojciech
- Heinlein Robert Kawaleria Kosmosu
- Arthur Bloch Prawa Murphyego (1)
- Kurt Vonnegut Kocia Kolyska
- Kok_Auke,_Michielsen_D
- Większy niż nasze serca Kiechle Stefan
- 387,_DUO_Metcalfe_Josie_ _Rozdzina_ze_snow
- Maxwell Megan ProśÂ› mnie, o co chcesz 01
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 03 Vlad Tapes
- Sands Charlene śÂšwić™ta z gwiazdć…‌
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- apo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tych, którzy stan wojenny wprowadzili? Ale gdzie są ci, którzy się do tego walnie przyczynili? Kto
odpowiada za zaprzepaszczenie szansy dojścia do jakiejś ówczesnej wersji Okrągłego Stołu - o
ponad 7 lat wcześniej? Przecież proponowane powołanie Komisji (Grupy) Inicjatywnej, która
miała przygotować wstępne warunki do powstania Rady Porozumienia Narodowego - było
faktycznie pierwowzorem tego co pózniej zrealizowano w Magdalence, a następnie przy Okrągłym
Stole.
Utracona szansa Jacek Kuroń bardzo sugestywnie porównał ówczesną sytuację do sieci
kolejowej, gdzie jeden pociąg "Solidarność" kursuje poza rozkładem jazdy. A więc albo ten rozkład
będzie zmieniony, albo nastąpi katastrofa. Jednakże, ażeby rozkład zmienić, trzeba najpierw
przystąpić do - przynajmniej wstępnych rozmów, w jakim trybie i czasie można tego dokonać.
Brak tego pierwszego kroku, to jest konsultacji merytorycznych, powołania Komisji Inicjatywnej
uniemożliwił kroki dalsze. Logicznie więc rozumując, można by przyjąć, że niektóre kręgi
"Solidarności" świadomie godziły się z wariantem katastrofy. Można zrozumieć historycznie
ukształtowaną nieufność w stosunku do władzy. To był gorzki spadek przeszłości, ciążył
historyczny balast. W tym jednak wypadku nie było powodu do obaw. Tu przywołam jedynie to, co
powiedziałem 11 grudnia 2001 roku w czasie
konferencji naukowo-historycznej w Centralnej Bibliotece Wojskowej: "Teraz po latach
myślę dostajemy wtedy sygnał z Gdańska: zgadzamy się na rozpoczęcie rozmów, wyznaczamy X,
czy Y do Komisji Inicjatywnej. Ze strony Kościoła, PZPR, pozostałych potencjalnych
negocjatorów nie byłoby żadnych wahań. Co więc mogłoby dziać się dalej? Spotkanie - publiczna
o nim informacja. Jej powszechny, wręcz sensacyjnie pozytywny odbiór. Przypomnę, że po latach,
w sierpniu 1988 roku, wyrażona publicznie obustronna gotowość do rozmów szybko zdjęła
napięcie. Tak mogło być w grudniu 1981. Czy w takiej sytuacji można sobie wyobrazić
wprowadzenie stanu wojennego? Jest bzdurą opowiadanie, że był on przesądzony, że nie było od
niego odwrotu. Dopóki decyzja nie została podjęta, doprowadzona do bezpośrednich wykonawców
i przez nich >>uruchomiona
dowódców dywizji oraz komendantów wojewódzkich MO znajdowały się w zalakowanych
kopertach w ich sejfach. Otwarcie tylko na rozkaz, na ustalony sygnał. Gdyby go nie było - nie
byłoby "operacji". Czy również w warunkach odprężenia, w takiej negocjacyjnej sytuacji, mogła
być podjęta interwencja militarna z zewnątrz? Trudno to sobie wyobrazić. Stracona została wielka
szansa. Samo podjęcie rozmów - niewątpliwie trudnych i żmudnych ale już na wstępie obniżyłoby
społeczną temperaturę, pozwoliłoby ustalić jakieś zasady zahamowania strajków w okresie zimy,
zapobiegłoby przygotowaniom do wielkich demonstracji 17 grudnia - a jeśli nawet, gdyby się one
odbyły, to w zupełnie innym klimacie. Wszystko to miałoby ogromne znaczenie również na
zewnątrz. Ukazałoby, iż Polacy - mimo wszystkich dzielących ich różnic i sprzeczności - potrafią
znalezć wspólny język, gwarantujący stabilność kraju, a tym samym i całego geostrategicznego
obszaru. Nie wiadomo jak potoczyłyby się sprawy dalej. Ale nie mogę zrozumieć dlaczego
przedstawiciele "Solidarności" oraz liczni historycy, politycy, publicyści, którzy potrafią dzielić
zwłaszcza gdy dotyczy to obciążenia Polski Ludowej przysłowiowy "włos na cztery", w tej tak
istotnej sprawie ograniczają się w najlepszym wypadku do opinii, że stan wojenny był
przesądzony, a spotkanie to stało się jedynie zasłoną dymną, czczą formalnością. To jednak trzeba
udowodnić. Konkretne, merytoryczne dowody świadczą o czymś wręcz przeciwnym. Tego
kluczowego tematu "pod sukno" schować się nie da. Wcześniej, czy pózniej musi znalezć pełne,
obiektywne naświetlenie. Jeszcze raz powtórzę dlaczego odrzucona została oferta rozmów? Nie
niosła przecież żadnego ryzyka. Właśnie w podjętych rozmowach byłoby najłatwiej nasze intencje
sprawdzić, a wątpliwości wyjaśnić. Gdyby platformę rokowań, propozycje władz, "Solidarność"
uznała za nie satysfakcjonujące, lub zwodnicze, w każdej chwili można było wstać od stołu i
publicznie uzasadnić tego przyczyny. To zasadnicza sprawa i szansa racjonalnej odpowiedzi na
pytanie czy musiało dojść do stanu wojennego?! Tu mogę spotkać się z ripostą - to był inny
historyczny czas, porozumienie tego typu jak w 1989 roku było niemożliwe. Nieobecni nie mają
racji. Uchylenie się od rozmów nie daje prawa do tak kategorycznej oceny. W dalszej części
książki opiszę szerzej oficjalne - zatwierdzone 21 listopada 1981 roku przez Biuro Polityczne KC
KPZR - posłanie, jakie Leonid Breżniew skierował do mnie (znajduje się w tzw. Archiwum
Susłowa). Jest w nim takie zdanie: " Wszak przeciwnicy klasowi z pewnością spróbują nadać
>>Frontowi Pojednania Narodowego
treść polityczną, która co najmniej wzmocniłaby ich dążenie do podziału władzy między PZPR-em,
>>Solidarnością
przestroga, a w istocie grozba. Podział ten oznaczałby bowiem tylko 1/3 dla władzy. A jeśli przyjąć
odwrotne proporcje? Odrzucenie idei powołania Komisji Inicjatywnej i w konsekwencji Rady
Porozumienia Narodowego, uniemożliwiło podjęcie nawet takiej dającej pewne szanse - próby.
Być może "doczołgalibyśmy się" do pierestrojki, a i ona nastąpiła by wcześniej. Tak być nie
musiało, ale tak - pod warunkiem zachowania "reguł gry" - być mogło. Niestety, tego wariantu nie
udało się wypróbować. Tak jak praska wiosna 1968 roku wyprzedziła historyczny czas, tak i nasza
"polska jesień" 1981 roku, nie sprostała realiom czasu historycznego. To obecnie są tylko
teoretyczne rozważania. Ale w korzystnym wariancie rozwoju sytuacji, stanu wojennego udałoby
się uniknąć. A przykład Polski mógłby stać się dla innych "zarazliwy" - oczywiście w pozytywnym
sensie. Kto wie - idąc dalej drogą tej hipotezy - czy po Breżniewie musiałby nastąpić Andropow, a
pózniej Czernienko? Może czas pierestrojki nastąpiłby wcześniej. Bowiem wbrew niektórym
polonocentrycznym sądom, to nie "Solidarność" >urodziła
"na szczycie" w pierwszych latach 80-tych tj. wtedy, kiedy "Solidarność" stanowiła potęgę, a także
pózniej, gdy chociaż nielegalna była wciąż silna i aktywna - ale wtedy - marzec 1985 roku - kiedy
przeżywała swój faktyczny, głęboki "niż". Już wcześniej widać było, że "solidarnościowa"
aktywność gaśnie. We wstępie do książki: "Stan wojenny w Polsce. Kalendaria wydarzeń
13.12.1981 31.12.1992", dr Antoni Dudek pisze: ".głównie nastroje
apatii oraz zniechęcenia zmęczonego i zestresowanego społeczeństwa sprawiło, że protesty w
dniu 10 listopada 1982 roku stały się największą porażką podziemnej >>Solidarności
krótkich przerw w pracy (trwających od 10 minut do 2 godzin zamiast zaplanowanych 8 godzin)
doszło zaledwie w 28 zakładach pracy na terenie 13 województw". W następnych latach kryzys
"Solidarności" pogłębiał się. W roku 1984 powstała sytuacja, w jakiej dojrzała gotowość "czołówki
solidarnościowych" więzniów (11 osób) do zaniechania na kilka lat aktywnej działalności
opozycyjnej, przy tym połączona z możliwością wyjazdu zagranicę. Szczegóły są dokładnie
opisane i udokumentowane w książce: "Czesław Kiszczak mówi.prawie wszystko" (str. 207-218) -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]